Muzyczny drogowskaz [wspomnienie o Tomaszu Stańce]
ADAM BAŁDYCH: Muzyka Tomasza Stańki była dla mnie drogowskazem w poszukiwaniu własnej drogi i brzmienia. Historię własnego życia opisywał w każdym poszczególnym dźwięku - strukturą, kolorem i formą. Chciałem tego samego dla siebie, dlatego odnalazłem w nim wzorzec artysty bezkompromisowo wiernego swojej muzycznej wizji, przez lata dojrzewającej i odsłaniającej kolejne punkty widzenia.
Ostatni raz spotkałem go na festiwalu we włoskiej Sardynii. Na wzgórzu jednej z malowniczych miejscowości Berchida odbywa się jedno z najpiękniejszych muzycznych wydarzeń Europy.
Byliśmy tam wspólnie, on ze swoim kwartetem, ja w duecie z Helge Lienem. Już podjeżdżając na rynek miasta usłyszałem dźwięki Stańki. Wypełniły otaczającą mnie przestrzeń, zmieniając architekturę włoskiego rynku, zalanego ciepłym, popołudniowym słońcem w nostalgiczny, znany mi od urodzenia krajobraz. Stańko potrafił otaczający go świat zmienić w swój własny, a był to świat piękny i pełen wyrazu.
Tego wieczoru rozmawialiśmy o naszych zagranicznych koncertach. Ucieszyłem się, widząc, że wie z kim grywam i zna moją muzykę; docenia to, co robię. Dyskutowaliśmy o tym, jak ciężką pracą zdobywa się zagraniczne rynki, jak ciężko jest tam zaistnieć. Podczas tej rozmowy zrozumiałem, że on sam wciąż walczy o każdy nowy centymetr sceny i każdą nową osobę, której mógłby przedstawić swoją sztukę! Mimo tak znanego nazwiska - wciąż ciężko pracuje na swój sukces i pozycję. Tu i teraz. Wciąż chciał.
Ta rozmowa była jak balsam na wszelkie braki wiary w to, co robię i zmęczenie życiem w podróży, intensywnym dzieleniu się sobą.
Wróciłem do Polski naładowany muzyką i energią do pracy, do ciągłego poszukiwania, do nieustającej drogi. Stańko do ostatnich dni wytyczał swoją piękną i trudną ścieżkę, a mi podał butelkę wody widząc, że idę swoją własną - też niełatwą. Dziękuję mu za to.