Moniuszko200 – parę słów na start [felieton]

05.01.2019
Stanisław Moniuszko. fot. domena publiczna

IGNACY ZALEWSKI*: W 2008 r. ukazało się pierwsze (i – mimo że minęło ponad dziesięć lat – jedyne) nagranie opery „Paria” Stanisława Moniuszki. Byłem wtedy w liceum i miałem takie hobby: zapomniana muzyka polska. Każde nowe wydanie, każde nowe nagranie i każdy koncert muzyki polskiej nie będący prezentacją klasyki XX wieku, Chopina albo Szymanowskiego był dla mnie – i jest zresztą nadal – ogromnym wydarzeniem.

Już wtedy myślałem, że jest coś nie w porządku w sytuacji, w której wykonywanie muzyki polskiej w Polsce – a mam na myśli szczególnie muzykę z lat, powiedzmy, 1500-1916 – jest czymś niezwykłym i rzadkim. Siedziałem więc po nocach słuchając Fantazji Polskiej w Dwójce i wyłapując perełki takich kompozytorów, jak Ignacy Feliks Dobrzyński, Zygmunt Noskowski, czy przede wszystkim – Stanisław Moniuszko.

Brak szerokiej obecności muzyki tego ostatniego zadziwiał moją licealną wrażliwość najbardziej. Niby się uczyliśmy, ale tylko kilku pieśni, Bajki, Halki i Strasznego Dworu, a i tego po łebkach.

Mimo że nie miałem na tamtym etapie żadnej systematycznej wiedzy o Moniuszce, podskórnie czułem, że problem, jaki z nim mamy, jako społeczeństwo, przedstawia się tak, jak opisał go kiedyś Karol Stromenger, a co przeczytałem parę lat później. Pisał on, że

„[traktuje się go] z jakąś idiotyczną wyrozumiałością, z jakimś wytłumaczeniem i przepraszaniem, że Moniuszko nie jest Wagnerem, że „jak na owe czasy” itd. Źle na tym wychodzi Moniuszko, w którym nikt tak bardzo nie chce podkreślić wielkiego artysty-poety. Mimo skromnego stylu, mimo jego trochę gospodarskiej praktyki, przeniesionej do sztuki, Moniuszko mieści w sobie takie bogactwo artyzmu, że posadzić go między „miłych gawędziarzy” jest grubą pomyłką.”

Tego nie rozumiałem najbardziej. Tej niechęci do wpisania Moniuszki w szerszy krajobraz zjawisk muzyki XIX wieku, jako odrębny głos twórczy, na równych prawach i traktowanego z równą atencją. Cóż z tego, że nie był Wagnerem? Co byłoby ciekawego w Moniuszce, gdyby tylko naśladował inne prądy, nawet najbardziej nowatorskie? To smutne, że docenilibyśmy go ewidentnie bardziej, gdyby tylko pozwolił puzonom na więcej swobody w kształtowaniu melodii (och tak, na wzór słynnych Walkirii), a te jego melodie, tak, tak, owszem, ładne, ale gdyby tylko były opracowywane według nowoczesnego ówcześnie wzorca unendliche Melodie... A on, jak na złość, prostota, wyważenie, humor, ludowość.

A jednak nawet to nie jest do końca prawdą.

Bo z jednej strony humor oraz sarmatyzm Strasznego Dworu i ludowość Halki (oraz jej dramat indywidualny i społeczny, genialnie ukazany w libretcie), a z drugiej strony szereg dzieł zapomnianych, wypartych, nieobecnych, które przedstawiają Moniuszkę z innej troszkę perspektywy, ukazując go – łącznie – w pełni.

To takie dzieła jak Milda, o potężnej, tej wyśnionej przez znawców, a rzekomo nieobecnej u Moniuszki wagnerowskiej instrumentacji, takie jak pieśni do słów Trenów Jana Kochanowskiego o niezwykle poruszającej, dojrzałej głębi wyrazu, to wreszcie wspomniana „Paria”, która nie spodobała się publiczności w XIX wieku, a potem mało komu zależało na rewizji poglądów ówczesnej krytyki.

To też szereg tańców z baletów, balowe polonezy i walce, które z powodzeniem mogłyby zostać ułożone w jedyny w swoim rodzaju noworoczny koncert, bo nie ustępują inwencją najlepszym dziełom Straussów.

To wreszcie drobne utwory fortepianowe, nie roszczące sobie prawa do udziału w dyskursie wielkiej pianistyki XIX wieku, a zawierające zawsze to „coś”.

To wspaniałe msze i Litanie Ostrobramskie, które podobnie jak opery pokazują, jak doskonale Moniuszko rozumiał słowo, operował głosami i chórem.

Moniuszko nie jest Wagnerem, Moniuszko jest Moniuszką, którego czas na dobre przestać się wstydzić. I czas przyłożyć do niego właściwą mu, osobną miarę, pozwalającą na racjonalną, realną i mądrą ocenę jego dorobku w całości, która przyczyni się nie tylko do uzupełnienia tej rażącej luki w polskiej kulturze muzycznej, ale też do wzniesienia się na wyższy poziom debaty o tym, czym jest polska muzyka, czym była i dlaczego naprawdę jest tak warta uwagi.

Jak słusznie zauważył Jarosław Iwaszkiewicz – i to w latach 20. XX wieku –

„Moniuszko zapędzony jest obecnie gdzieś w kąt, do piekarni czy na zapadłą prowincję. Taki stosunek do świetnego muzyka świadczy o wielkim naszym duchowym ubóstwie.”

Czas się więc duchowo ubogacić i zacząć prawdziwie doceniać tego znakomitego kompozytora. Niech ten Rok zacznie nowy, pełniejszy sposób postrzegania jego osoby i twórczości. Obyśmy tylko po tym roku nie zapędzili Moniuszki z powrotem do piekarni. Tego sobie życzmy.

 

*Ignacy Zalewski. Ur. 21 IX 1990 w Lublinie. Kompozytor muzyki symfonicznej, kameralnej, teatralnej i radiowej, dyrygent. Doktor sztuki muzycznej (2015).
Absolwent Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie w klasie kompozycji prof. Marcina Błażewicza (2009-2014).
Od 2014 roku wykładowca Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie, od 2015 roku zatrudniony jako adiunkt. Od 2016 roku pełni funkcję kierownika Pracowni Współczesnych Technik Kompozytorskich oraz sekretarza Studium Muzyki Nowej UMFC. Jest także opiekunem Koła Naukowo-Artystycznego Wydziału. Interesuje się muzyką polską XIX wieku, kosmologią, grami komputerowymi i architekturą. Mieszka i tworzy w Warszawie. Więcej na jego stronie. 
Zdjęcie: MATEUSZ ŻABOKLICKI

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.