Letnia noc w zimowy wieczór [relacja z Opery Krakowskiej]

07.03.2021
rys. Dorota Pietrzyk

Krakowska Opera otworzyła wreszcie swoje podwoje! Maski, płyny dezynfekcyjne, termometry to wszystko nic wobec możliwości spotkania ze sztuką na żywo.

Po pół roku zamknięcia, spragnieni kontaktu – czuliśmy się jak ci, którzy po kataklizmie mogli wreszcie powrócić do swoich domów. Wcześniej nie zdawaliśmy sobie sprawy, że sztuka może być domem, w którym odreagowujemy, czujemy się bezpiecznie, przeżywamy coś pięknego lub po prostu odpoczywamy.

Tym razem opera przypomniała widowisko baletowe z 2019 r. – z muzyką Feliksa Mendelssohna-Bartholdy'ego do „Snu nocy letniej” Szekspira op. 61 oraz „Saltarellą” z symfonii A-dur, tzw. włoskiej tegoż kompozytora. Bardzo piękne przedstawienie. Z doskonałego graficznie folderu dowiadujemy się nie tylko o intrygach Szekspirowskiej komedii, lecz także o połączeniu ról króla i królowej Aten z parą królewską elfów – Tytanią i Oberonem. Ich kostiumy mówiły nam, kim są w danym momencie. A były to stroje wspaniałe! Nie tylko te królewskie. Elfy, leśne duszki oraz zakochane panny Hermia i Helena tańczyły wraz ze swoimi sukniami – przezroczystymi, otulającymi tancerki błękitnym blaskiem i różową mgłą. Nawet elfy-panowie, wspaniale prezentujący nagie torsy, tańczyli wraz ze swoimi plisowanymi, szafirowymi spódnicami. Potęgowały one wrażenie ruchu, dając wręcz złudzenie unoszenia się w powietrzu. Alexander J. Mudlagk, projektując tak okazałe kostiumy, nie do końca poradził sobie jednak ze scenografią. Wiadomo, że spektakl grany jednoaktowo musi mieć dekoracje ruchome i tutaj balet, chór żeński i dzieci dzielnie sobie radzili z przesuwaniem „zamku” i „lasu”. Zabrakło jednak „chmur i piór”, a właściwie nie ich, tylko liści i kwiatów. Być może w Grecji nie ma w lecie zbyt wielu kwiatów, ale mury na pewno nie wyglądają jak wycięte z mrożonego, granatowego szpinaku! Wystarczyłoby zawiesić kilka pnączy lub girland i scena byłaby lasem. Za to tron królowej elfów był wspaniały! Kulisty, migocący świetlikami (zjadanymi przez Puka!), ze śpiącym małym chłopcem z Indii. Może, mając zbyt mało wyobraźni i nie dostrzegając lasu w szpinaku, większą uwagę zwracałam na tańczących w obłokach tiulu tancerzy. Było na co popatrzeć! Przede wszystkim na Puka.

Jego imię oznacza w języku staroangielskim złośliwego demona, chochlika, szczególnie znanego z wodzenia biednych podróżników na manowce. Na najdawniejszym z zachowanych drzeworytów przedstawiających Puka (1628) trzyma on w prawej ręce ogromną świecę, a w lewej wielką miotłę. Podobno szczypał w nocy panny, które źle zamiotły izbę! Ma koźle rogi i koźle kopytka, a na sobie tylko postrzępioną spódnicę ze zwierzęcej skóry. Gdy przez pomyłkę namaszcza sokiem z lubczyku oczy nie tego Ateńczyka, o którym myślał Oberon, nie przejmuje się tym zupełnie. W spektaklu sok został zastąpiony sypiącym się miłosnym pyłkiem z czarodziejskiej błękitnej różdżki. Wyśmienitą rozrywką jest dla tego elfa-łobuza podjudzanie zakochanych par do wyzwisk i gonitwy po lesie.

Puk w krakowskiej operze jest zupełnie inny – piękny, wspaniale zbudowany, z błękitnymi skrzydełkami, włosami pełnymi świetlików. To również urok tańczącego tę rolę Gabriele Togniego, dwudziestoczteroletniego Włocha. Jego Puk to raczej nadworny błazen, ale i zaufany sługa króla elfów. Robi w zaczarowanym lesie prawdziwie diabelskie zamieszanie. Zmienia Bottoma w potwora z oślą głową i płoszy aktorów-rzemieślników. Tu należy wspomnieć wspaniały popis Macieja Pluskowskiego – Bottoma i jego adekwatny do imienia (bottom = tyłek) taniec „tylnej części” osła. No i prześliczna Mizuki Kurosawa tańcząca rolę Heleny. Ale jak tańcząca! Ta maleńka baletnica głęboko wczuwa się w rolę, sprawiając jednocześnie niesamowite wrażenie osóbki o miękkich kościach.

Kiedy poznajemy elfich małżonków, są oni skłóceni. Przedmiotem sporu jest chłopiec – ludzkie dziecko. Tytania zabiera sierotę, bo obiecała to jego matce. Oberon jest wściekły, pragnie sam posiadać przedmiot miłości, na którego punkcie oszalała jego żona, i gdy mu się to nie udaje, karze ją – Tytania zakochuje się w ośle!

Tu znowu zauważamy niezwykłą interpretację reżysera Giorgio Madii jednej z intryg komedii Szekspira. Chłopczyk, nie będąc elfem, nie tańczy, lecz biega tam i z powrotem po scenie-lesie lub słodko tuli się na tronie do królowej. I pewnie dlatego też jego ubiór jest różowy, nie błękitny…

Jeśli chodzi o muzykę, to jest to wręcz zaproszenie do tańca. Reżyser dodał do pełnego utworu Mendelssohna (nie do suity czy uwertury młodego Feliksa) fragment jego symfonii włoskiej, by muzyka mogła brzmieć dłużej. Dyrygent Marcin Nałęcz-Niesiołowski, świadomy pracy nad spektaklem baletowym, zmienił całkowicie swoją percepcję muzyczną dzieła. Musiał tak przygotować utwory, by dla tancerzy były doskonale słyszalne precyzja agogiczna, rytm oraz dynamika. Jednocześnie starał się nie zatracić szlachetnego, wręcz dystyngowanego romantyzmu kompozytora. Dopełnieniem spektaklu jest udział widzów wraz z bohaterami w przedstawieniu granym przez aktorów-rzemieślników w sztuce i prawdziwych aktorów krakowskich w oglądanym spektaklu. Przybywają: król, królowa, dwie zakochane pary, Puk, elfy, chór, dzieci elfów czy może leśne boginki (zespół dziecięcy), chłopczyk. Wszyscy oglądamy świetne aktorsko „przestawienie w przedstawieniu”. Nie wiemy, gdzie jawa, gdzie sen… Gwiazdy plączą się ze świetlikami. Zdziwieni czujemy, że najważniejszy tego wieczoru był taniec.

Dorota Pietrzyk

 

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.