Królowe kina – nr 13: śp. Halina Paszkowska
Czas na ostatni kobiecy portret w ramach cyklu „Królowe kina”. Przez 13 miesięcy, od 8 marca 2020 r. do 8 marca 2021 r., prezentowaliśmy Wam inspirujące kobiety, artystki polskiego kina, których zawodowe ścieżki warto zacząć śledzić lub sobie przypomnieć. Na takie wspomnienie zasługuje śp. Halina Paszkowska, wybitna reżyserka dźwięku – 26 marca będziemy obchodzili czwartą rocznicę jej śmierci.
W marcu 2020 r., w ubiegłoroczny Dzień Kobiet, pisaliśmy o Dorocie Kędzierzawskiej, w kwietniu przybliżyliśmy Wam sylwetkę reżyserki i operatorki zdjęć Jolanty Dylewskiej, w maju „diwę” polskiego i światowego kina Agnieszkę Holland, w czerwcu autorkę głośnej „Joanny” Anetę Kopacz, w lipcu producentkę, współtwórczynię programu Doc Lab Poland i zarazem pełnomocniczkę ds. edukacji filmowej w Centrum Kultury Filmowej im. Andrzeja Wajdy Katarzynę Ślesicką, następnie członkinię Europejskiej Akademii Filmowej, producentkę Joannę Szymańską, bezkompromisową, odważną reżyserkę Jagodę Szelc, później młodą reżyserkę, dokumentalistkę Ewę Podgórską, która zwróciła uwagę branży swoim poruszającym dokumentem „Diagnosis”, w listopadzie istotną postać polskiej produkcji i promocji filmowej Irenę Strzałkowską, w grudniu młodą, zdolną operatorkę Weronikę Bilską, w styczniu 2021 r. całym sercem oddaną filmowej branży reżyserkę Karolinę Bielawską, a w lutym mieszkającą w Polsce i obdarzoną prawdziwym darem opowiadania francuską kostiumografkę Dorotę Roqueplo („Młyn i krzyż”, „Hiszpanka”, „Miasto 44”, „Twój Vincent”). Na zakończenie tego cyklu zamieszczamy wspomnienie o śp. Halinie Paszkowskiej, nieodżałowanej profesjonalistce w swoim fachu, kobiecie, która przez lata kreowała w polskim kinie sferę dźwięku.
Halina Paszkowska-Turska (1927–2017) – w czasie II wojny światowej w AK nosiła pseudonim Lusia. Na stronach Archiwum Historii Mówionej tak wspominała wybuch wojny: „Dom, w którym mieszkaliśmy, stał na Grójeckiej, ulicy w prostej linii do lotniska. Do lotniska było jakieś półtora, dwa kilometry. W niedzielę chodziliśmy na mazagran, na picie, bo lotnisko miało balkon, taras, na którym się siedziało, była kawiarnia i pod spodem raz na jakiś czas lądował samolot. To była atrakcja. Pamiętam, że pierwszy atak był w kierunku lotniska. Były ogromne wybuchy, strzelanina. Tak się zaczęła wojna. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, co będzie później”. Ponieważ cała rodzina była pochodzenia żydowskiego, wkrótce trafiła do getta, z którego jednak po roku Halina Paszkowska zdołała uciec. Brała później udział w powstaniu warszawskim: „W pewnym momencie powiedziałam (…) chciałabym coś pomóc robić w czasie powstania (…) Poszłam (…). »Czy możesz mnie zatrudnić?« – »Dobrze, to zatrudnię cię jako łączniczkę. Będziesz naszą łączniczką«. I słowo stało się ciałem, zatrudnił mnie jako łączniczkę i byłam tam łączniczką do końca. (…) Ja mam swoje uczucia, bardzo głębokie, i powiedziałabym nawet, że jestem szczęśliwa, że przeżyłam powstanie, że mam w swojej pamięci, swojej wiedzy to, co mi powstanie dało i czym było powstanie. Dla mnie było czymś wielkim” – opowiadała później. To właśnie czasy wojny ukształtowały jej słuchową wrażliwość i ukierunkowały zawodowo na pracę z dźwiękiem. Gdy kiedyś robiła rekonesans, przeżyła chwilę grozy, gdy w jednej z bram dostrzegła Niemca; pomyślała, że jeśli przeżyje tę chwilę, to będzie kiedyś chciała oddać „dramat tych kroków i całej tej sytuacji”, jak to sama określiła. I rzeczywiście – w przyszłości Halinie Paszkowskiej dane było pracować z podobnymi efektami w polskim kinie jako operatorka dźwięku, i to przez ponad 50 lat! Pracowała przy takich produkcjach, jak „Muzykanci” w reżyserii Kazimierza Karabasza i „Zezowate szczęście” w reżyserii Andrzeja Munka z 1960 r. czy „Wszystko się może przytrafić” w reżyserii Marcela Łozińskiego z 1995 r. Od początku współtworzyła Polską Szkołę Filmową, „WFD to był mój drugi dom” – opowiadała w wywiadzie dla Stowarzyszenia Filmowców Polskich. – „Zdarzało się, że przychodziłam na Chełmską trzy razy w ciągu dnia, a potem jeszcze w nocy na nagrania. Nieraz zabierałam ze sobą kilkuletnią córkę Joasię. Na szczęście mieszkałam blisko Wytwórni. Jestem też wdzięczna mężowi za to, że zaakceptował mój zwariowany tryb życia”. Mężem Haliny Paszkowskiej był historyk Marian Turski.
Specjalnie dla nas Halinę Paszkowską wspomina operator i dokumentalista Michał Bukojemski, autor pamiątkowego filmu o niej:
- Pamiętam, jak latem 2020 roku zaistniała konieczność sięgnięcia do materiałów zdjęciowych filmu »Robotnicy '80«. To słynna rejestracja wydarzeń Sierpnia 1980 r. – strajku w Stoczni Gdańskiej. Halina (wraz z dwoma kolegami) nagrywała tam dźwięk. Wszystko, co wyciągnięto z archiwum, było uporządkowane i opisane. Dwadzieścia jeden wąskich taśm z Nagry ponumerowanych oraz zeszycik Haliny, w którym robiła swoje notatki – dla mnie to nierozłączny z Haliną widok. Obok magnetofonu i pudełek z taśmami na przenośnym stoliku leżał zeszycik, do którego wpisywała na bieżąco swoje uwagi. To była dobra praktyka' w tamtych czasach, ale rygor, z jakim Halina robiła te notatki, wrył mi się w pamięć. Dzięki temu po czterdziestu latach z powodzeniem można się rozeznać w wąskich taśmach nagranych podczas strajku. Tymczasem sama Nagra waży ponad 6 kg! Realizując zdjęcia do różnych filmów dokumentalnych kręconych także w Stoczni Gdańskiej, Halina często nosiła magnetofon, chodziła z nim, biegała – Lech Wałęsa jechał na bramę nr 2 na wózku akumulatorowym, a Halina biegła obok… Podobno któregoś dnia, gdy jechali dalej – do bramy nr 3 – podwieźli ją… bo Halina była drobniutką, subtelną i uroczą kobietą, choć zarazem wysportowaną i silną. Jeździła regularnie na nartach. Jednak wyczyn, którym kiedyś mi zaimponowała najbardziej, to miesięczny wyjazd do Indii, tylko z plecaczkiem….
Zobacz wywiad z Haliną Paszkowską na stronach Stowarzyszenia Filmowców Polskich:
https://www.sfp.org.pl/wydarzenia,342,25168,1,1,Halina-Paszkowska.html
{MB}