Klimatyczna Rodelinda w POK
„Rodelinda” Georga Friedricha Haendla swoją prapremierę miała w 1725 r. w Londynie, po czym zniknęła na ponad 200 lat, by powrócić na sceny muzyczne w XX w. Dziś to rzadko wystawiane dzieło możemy zobaczyć na deskach Polskiej Opery Królewskiej.
Opera opowiada o losach mediolańskiej królowej, domniemanej wdowy, która mimo gróźb zakochanego w niej nowego władcy Grimoalda, jest zdecydowana dochować wierności zmarłemu mężowi. Z zapartym tchem śledzimy losy Rodelindy oraz zakochanego w niej, na zmianę czułego i groźnego Grimoalda, który odtrąca uczucia Eduide – szwagierki Rodelindy. Bohaterowie nie wiedzą, że Bertarido w rzeczywistości żyje i jedyne, czego pragnie, to odzyskać ukochaną żonę i syna.
W trakcie przedstawienia wyśpiewano wiele arii, w tym bardzo dobrych duetów, ale nie sposób zapomnieć jednego – kiedy z jednej strony sceny znajduje się zrozpaczony Bertarido (Kacper Szelążek), przytrzymywany przez żołnierzy, a z drugiej pełna smutku, ale i radości z niespodziewanego ujrzenia męża Rodelinda (Olga Pasiecznik). Oboje klęcząc, jednocześnie witają się i żegnają, w przekonaniu, że za chwilę Bertarido zostanie stracony. Był to nie tylko niezwykły duet pod względem muzycznym, lecz także wyśmienita scena aktorska, która wzruszała do głębi. Wspaniale wyśpiewali i odegrali swoje partie wszyscy artyści: grający Grimoalda – zakochanego tyrana o szlachetnym (jak się później okazało) sercu Sylwester Smulczyński, pełna godności, ale też miłości Eduige (Natalia Kukhar), wierny sługa i przyjaciel Unulfo (Rafał Tomkiewicz) oraz mroczny, snujący intrygi, by zagarnąć dla siebie tron, śpiewający przyprawiającym o drżenie niepokoju basem Garibaldo (Artur Janda).
![]()
fot. M. Czerski
Opera została wyreżyserowana przez Andrzeja Klimczaka. W każdej chwili widać było starannie opracowany, przemyślany ruch sceniczny (Jacek Tyski) – począwszy od postaci pierwszoplanowych, aż po trzecioplanowe.
Za pomocą oszczędnych, ale czytelnych dekoracji, dobrze dobranego światła i projekcji stworzono odpowiadającą realiom XVII-wiecznego Mediolanu scenerię, która na przemian przenosiła nas do zamku, lochów, lasu oraz na mroczny, klimatyczny cmentarz.
Nie ukrywam - „Rodelinda” w POK mnie zachwyciła. Scenografią, reżyserią, dbałością o szczegóły, ale przede wszystkim mistrzowskim wykonaniem – zarówno śpiewaków, jak i muzyków.
Karolina Sawicka