Kino, które nie jest wcale nieme [relacja z otwarcia Święta Niemego Kina]
Po dwóch latach festiwal ruszył! 17. Święto Niemego Kina pozwala zabłysnąć nie tylko filmowi, lecz także granej na żywo muzyce. Miałem okazję się o tym przekonać 22 października na pokazie pięciu francuskich filmów z muzyką Agi Derlak i Księżyca.
Pierwsza część pokazu prezentowała cztery kilkuminutowe filmy, których tematyka obracała się wokół Paryża i rowerów. I choć były to cztery oddzielne dzieła, to z muzyką wykonywaną na żywo przez Agę Derlak, pianistkę jazzową, stały się czteroczęściową suitą.
„Scena z windy na wieżę Eiffla” w reżyserii Jamesa White'a (z 1900 r.!) ukazywała obraz na późny XIX-wieczny Paryż przy sentymentalnym jazzowym akompaniamencie. Wraz z kolejnymi, bardziej żartobliwymi filmami („Podbój przestworzy” Ferdinanda Zekki i „Rower na wolności” Gastona Vellego) muzyka zyskiwała więcej równomiernego tempa, swady i nieco ragtime'owego charakteru. Zdecydowanie najwięcej śmiechu na widowni wywołała „Przejażdżka tandemem”. Mnie jednak humor oparty na ciągłym wywracaniu się i wpadaniu rowerem w dziury nie śmieszył nawet w XX-wiecznym kostiumie. Podobnie chyba czuła Aga Derlak, która zamiast towarzyszyć slapstickowemu humorowi, zdecydowała się przekornie uderzyć w nostalgiczno-romantyczne nuty.
Drugą część pokazu, pozwoliła zaistnieć gwieździe wieczoru - filmowi „Paryż Śpi” Rene Claira z muzyką zespołu „Księżyc”. Film po wielu zmianach na przestrzeni lat ostatecznie prezentowany był najczęściej w formie 30-minutowej. Na festiwalu jednak widzowie mieli okazję obejrzeć dłuższą wersję filmu.
Dzieło miało swoją premierę w czasie podobnym co jeden z najpopularniejszych filmów René Claira – „Antrakt”. Jest jednak znacznie mniej eksperymentalne. W „Antrakcie” nietrudno dopatrzyć się nawiązań do języka artystycznego dadaistów. Dzisiaj, z takimi filmami jak chociażby „Balet mechaniczny” Fernanda Légera, stanowi jedno z ikonicznych dzieł ówczesnej filmografii, a nawet szerzej – sztuki.
„Paryż śpi” – czasem tytułowany jako „Promień śmierci” (fr. „Le rayon de la mort”) – jest filmem kompletnie innym – z wyraźnymi głównymi i pobocznymi wątkami, z dialogami i z bardziej tradycyjną pracą kamery. W tej konwencjonalnej formie znajduje się jednak miejsce na wiele pięknych scen i ujęć, za którymi idzie wcale nie gorsza treść. Fabuła filmu to swoiste opowiadanie sci-fi, w którym pewnego dnia cały Paryż (poza kilkoma jego mieszkańcami) zatrzymuje się w czasie. Pojawia się więc piękna scena spaceru po zamrożonym i pustym mieście (jakże aktualna), psychologiczny wątek walki o „ostatnią kobietę na ziemi” i dziś już nieco sztampowe zabiegi: postać naukowca-geniusza, grupa zróżnicowanych ludzi próbująca naprawić świat i szczęśliwe, romantyczne zakończenie.
To wszystko tworzy gatunek balansujący między fantastyką naukową i filmem post-apokaliptycznym. Dzisiaj najprawdopodobniej „Paryż śpi” stałby się trzymającym w napięciu thrillerem, ówcześnie jednak powstał w formie komedii egzystencjalnej. W ten nastrój wpasował się idealnie zespół Księżyc, wykonując na żywo muzykę do filmu.
Pięcioosobowy skład (Agata Harz, Katarzyna Smoluk, Robert Niziński, Lechosław Polak i Remigiusz Mazur-Hanaj) nadał emocje i uczucia filmowemu światu, w którym zatrzymał się czas. Akordeon, klawisze, taśmy, głosy i nie zawsze konwencjonalne instrumenty dęte czy strunowe zanurzały widza w nastroju kreowanym przez zespół i film. W zmieszaniu stylistycznym jazzu, etno i psychodeliki z łatwością wychodziła na wierzch psychologia postaci i filozoficzna, nieco tajemnicza strona opowieści. Razem z jednolitym brzmieniem historia stała się dodatkowo bardziej wartka i spójna.
Trudno jednak mówić, że „akompaniament” do filmu w wykonaniu Księżyca jest jedynie muzyką. Imitacje stukotu końskich kopyt i hałasów miasta czy śpiewne onomatopeje pojawiające się w trakcie niemych dialogów – wszystkie efekty dźwiękowe sprawiały, że wykonanie zespołu zastępowało doskonale wszystkie dźwięki, których technika początków kina nie pozwoliła uchwycić.
„Kino nieme… nie jest wcale nieme – można przez nie wiele powiedzieć” – mówiła przed rozpoczęciem festiwalu Svetlana Furman – koordynatorka festiwalu. Dobrze ujęła w tym zdaniu to, czego później doświadczyli widzowie. Obraz śpiącego w bezruchu Paryża był pełny treści nie tylko ze względu na swoją obecną aktualność. Każdą myśl filmu pomógł wyrazić swoim charakterystycznym brzmieniem również zespół Księżyc. Gdzieś w zmieszaniu improwizowanego jazzu, muzyki etnicznej i elektroniki muzycy odnaleźli wspólny język z niemal stuletnim filmem.