Dźwięki mroźnej Syberii i strzelistego Kaukazu
Okazuje się, że namiot festiwalowy zdolny jest pomieścić nieskończone przestrzenie. Drugiego dnia festiwalu „Skrzyżowanie Kultur” za sprawą muzyki przenieśliśmy się do pokrytych wieczną zmarzliną równin najdalej na wschód wysuniętej części Syberii – Jakucji, a także w wysokie góry Kaukazu.
Drugi dzień festiwalu „Skrzyżowanie Kultur” pozwolił spotkać się na jednej scenie artystom reprezentującym kultury z dwóch krańców Azji. W pierwszej części zaprezentował się zespół Ayarkhaan z Jakucji, krainy położonej nad rzeką Leną, gdzie zimą temperatury spadają nawet do 70°C poniżej zera. Ziemia pokryta jest tam wieczną zmarzliną, ogromne, płaskie przestrzenie rozciągają się dokoła widnokręgu. Na tej nieprzyjaznej ziemi od wieków mieszkają Jakutowie, których muzyka wciąż nierozerwalnie związana jest z szamańskimi rytuałami i magią animistyczną. Pięć kobiet wchodzących w skład zespołu Ayarkhaan jedynie za pomocą własnych głosów i khomusu (metalowego instrumentu, który mieści się w ustach i działa na takiej samej zasadzie jak drumla) naśladuje głosy zamieszkującej syberyjskie równiny fauny i naturalnych zjawisk. Ich śpiew organizowany jest równym, rytmicznym pulsem, wygrywanym za pomocą khomusu lub wyśpiewywanym zza zamkniętych ust nosowym dźwiękiem. Sponad pulsującego rytmu dobywa się cała reszta dźwięków składających się na krajobraz Jakucji: śpiew ptaków, okrzyki żurawi, tętent, prychanie, sapanie i rżenie koni, ich stopniowe przechodzenie z niezorganizowanego rytmicznie stępa do kłusa a później galopu i cwału. Choć na zewnątrz namiotu panował chłód, który pozwalał artystkom z Jakucji poczuć się jak u siebie w domu, rozgrzały one swym występem publiczność do czerwoności.
Po krótkiej przerwie w trakcie której przemierzyliśmy tysiące kilometrów, ze sceny przywitał nas gruziński chór męski Rustavi. Już od pierwszych dźwięków stało się jasne, że Jakucję i Gruzję dzieli ogromna przestrzeń nie tylko geograficzna, ale i muzyczna. Bogate, głębokie męskie głosy pogrążone w synchronicznej improwizacji, wspaniała gruzińska, wielogłosowa polifonia, która rodzi się dla naszych uszach w każdej z tych licznych chwil, gdy któryś ze śpiewaków zdecyduje się dorzucić swoją melodię, swój zaśpiew do i tak gęstej już muzycznej tkanki. Chórzyści z Rustavi przeprowadzili nas przez pieśni podniosłe, jak prastare chrześcijańskie świątynie, jakie odnaleźć można wśród gór Kaukazu, przez pieśni epickie, w których przodownik chóru, koryfeusz na tle unisonowego, potężnego dźwięku, wyśpiewuje swoją opowieść, by wreszcie zakończyć żartobliwie nawiązując do swoich poprzedniczek z Jakucji, gdy w jednej z ostatnich pieśni poszczególni członkowie zespołu imitowali swymi głosami przydomową menażerię: był więc kogut, był pies groźny i pies o cienkim i zabawnym głosie. Ostatni numer z kolei przywodził na myśl wyjącą do księżyca watahę wilków ze względu na charakterystyczne opadające unisonowe glissanda pozwalające skojarzyć śpiew chóru z syreną strażacką lub właśnie wyciem wilków. Były więc muzyczne żarty, były też chwile podniosłej powagi, nie zabrakło również muzyki instrumentalnej na ludowych gruzińskich instrumentach w wykonaniu iście wirtuozowskim. Nic dziwnego, że bisom nie było końca.
Po tak ekstremalnych doznaniach pozostaje tylko z nadzieją czekać na kolejny, trzeci już festiwalowy koncert. Kto tym razem stanie na skrzyżowaniu kultur? Gdzie zawiodą nas we wtorek muzyczne podróże? Tym razem będzie to kraj wzorzystych dywanów i wirujących derwiszów – Turcja.
relacjonuje Paweł Siechowicz
Dźwięki Syberii fotografował Marek Relich: [gallery]353[/gallery]