Będzie trochę niemoralnie
- Kiedy usłyszałam ich po raz pierwszy, prawie się zakochałam. – Powiedziała we wstępie do koncertu dyrektor Festiwalu, Małgorzata Mendel. Wystarczył jeden utwór, bym w pełni podzielała jej zdanie.
Grupa Besquidians, wykonująca - jak twierdzą artyści - muzykę łączącą archaiczne melodie beskidzkie, wprowadzając elementy transu, improwizacje jazzowe, własne melodie, zachowując żywiołowość i kreując oryginalne brzmienie, zagościła na scenie PSM im. I. J. Paderewskiego w Cieszynie podczas czwartego festiwalowego wieczoru. I chociaż za sprawą utworu „Ogródek” zaczęło się poważnie, to atmosfera, dzięki dowcipowi w gawędziarskich przerywnikach, szybko się rozluźniła
- Miejsce piękne, Festiwal poważny, a tu naputali górali, by co pograli. – powitał publiczność Wojtek Golec. Było więc i romantycznie:
- Opery często traktują o miłości: chłop-baba, baba-chłop. Wiadomo. Będzie trochę niemoralnie – jedna dziewczyna i trzech chłopów. „Bella Antonina” czyli po góralsku „Andzia”. - Zapowiadał Wojtek Golec. Było też nieco edukacyjnie:
- Dudy czyli nieżywa koza, którą kolega dzierży pod pachą. – wprowadził słuchaczy w tajniki gry na dudach Wojtek. Było i bardziej refleksyjnie:
- Życzmy sobie, żeby pustać po nas nie została. Ta pustać, kiedy nie było nic, tylko… górale.
Połączenie góralskiego folku i jazzu, swingu, a nawet tanga – wydaje się niemożliwe? Nie dla Besquidians. Na scenie obok tradycyjnych instrumentów pasterskich pojawiły się instrumenty klasyczne oraz elektroniczne, całości dopełniała projekcja obrazu autorstwa jednego z członków zespołu, Przemka Ficka. Każdy z muzyków wnosił coś wyjątkowego, a wszyscy wydawali się jednym, zgodnie oddychającym organizmem. Zachwyciły mnie improwizacje na instrumentach dętych Marcina Żupańskiego, niesamowity śpiew połączony z grą na skrzypcach Marcina Pokusy i gra na instrumentach pasterskich Rafała Bałasia. Na zakończenie oficjalnej części Besquidians udowodnili jak bardzo naturalną jest dla nich fuzja stylów, łącząc melodię rodem z Koniakowa z hitem muzyki klasycznej, arią „Nessun Dorma” z opery „Turandot” Giacomo Pucciniego. Taki koncert nie mógł zakończyć się bez bisów – utworów „Do lasu” i „Kroćwok”
– O zbójniku z okolic Milówki, który swoje przewinienia rozpoczął od kradzieży jałówki. Potem już były grubsze przestępstwa... – wyjaśnił sylwetkę bohatera utworu, Wojtek Golec. I chociaż Ślemień, wioska z której pochodzi większość członków grupy, oddalony jest od Cieszyna o około 70 kilometrów, to miałam wrażenie, że tego wieczoru serce Beskidu biło w auli cieszyńskiej szkoły muzycznej.
Galeria zdjęć (fot. organizator): [gallery]345[/gallery]
relacjonuje Ewa Chamczyk