Zenon W. Dudek: Dusza straciła tajemnicę
Poszukujemy duszy jak Syzyf, dotykamy jej, ale ona nam wypada z rąk. Dźwigamy ciężary, aby się zaharować bez sensu. Wchodzimy w mordercze konflikty, hejtujemy. Pozostajemy w stanie mentalnym początkującego. Nie czujemy, że jesteśmy człowiekiem, który stworzył kulturę i cywilizację.
Początek wywiadu przeczytaj w Presto #24
rozmawia Vanessa Rogowska
Jak możemy zachęcić do właściwego kontaktu z duszą?
Dr Zenon Waldemar Dudek: Decydujący krok to własna wola, a nie zewnętrzny przymus. Najlepsza zachęta to wzorowanie się na tych, których w życiu szanujemy, od kogo czuliśmy mądrość, dobro i miłość. Oni mogą wskazać, jak pójść za potrzebami, które w miejsce impulsów, agresji, krzyku, stresowego działania potrafią wprowadzić ciszę, milczenie, kontemplację. Pozwolą przejść na pozycję obserwatora. Zmienić rolę konsumenta na ofiarnego, ale nie bezmyślnego dawcę. Dusza pojawia się tam, gdzie wprowadzamy pokój, miłość i równowagę, gdy wyciszają się przeciwieństwa. Nie o ilość chodzi, lecz jakość.
Dusza występuje w fascynacjach, ale także w sztuce, która pełni funkcję religijną. Celebryci sztuki pełnią funkcję kapłanów. Odprawiają rytuały, w których dają dostęp do duszy, do głębszych doświadczeń. Ale tylko nieliczni pomagają zasymilować doświadczenie duszy i zmienić styl życia na bardziej świadomy i rozważny. Niestety, popularnym stylem życia staje się bycie fanem, czyli nieustannym dzieckiem, które podziwia celebrytę. Widzi w nim archetyp, bóstwo, którym się zachwyca, a okazuje się on w końcu mroczny. Obecnie doświadczamy demistyfikacji Michaela Jacksona jako pedofila, który dawał doświadczenie duszy, będąc wielkim artystą, ale słabym człowiekiem. Jego postawa mówi nam, że dusza jest obecna w każdym intensywnym doświadczeniu, ale jej głębokie znaczenie odsłania się w chwili skupienia, refleksji, wglądu. Wtedy energia się nie rozprasza i nabiera mocy. Człowiek staje się dzięki temu zdolny do zmiany i budowania nowej fazy życia, jak też naprawiania cywilizacji, państwa, firmy, królestwa według zasad, które mówią, że życie ma swoją głębię. Jesteśmy panami zewnętrznego świata, jak mówi biblijny mit. To nasze królestwo, nasze życie, o które trzeba umieć zadbać. Powinniśmy mu służyć z troską i mądrością. Gdy służymy duszy, tajemnicy, temu, co ukryte i nieznane, głębsze, niepojmowalne, pozaracjonalne, wtedy nasze osobowość i tożsamość kształtują się w perspektywie długofalowej, a nawet wiecznej. Świadome postrzeganie rzeczywistości zobowiązuje nas do konkretnych zachowań. Na przykład dbania o ekologię. Jak bezmyślnie nie niszczyć zieleni, nie zaśmiecać otoczenia. My robimy akcje w postaci zbierania kup po psach, ale codziennie rozrzucamy tony plastiku. Kultury, które trwają kilka czy kilkanaście tysięcy lat, miały zapis o szacunku wobec przyrody w swoim kodeksie. Chińczycy nie kopali ziemi, bo twierdzili, że ziemia jest święta. Podobnie twierdzili Indianie. Nie zabijali zwierząt, aby mordować dla rozrywki i zawiesić na ścianie trofea. Zabijano zwierzęta po odprawieniu modlitwy, w której przepraszano za gwałt, bo celem było przetrwanie i zapewnienie życia rodzinie.
Do ciszy i kontemplacji potrzeba dołączyć odwagę, która warunkuje wejście w odmienną i nieznaną sferę życia.
Tak, dusza zobowiązuje. Głębsze rozumienie zobowiązań jest czymś więcej niż przyjemnością. Jest obowiązkiem. Aby wziąć odpowiedzialność za siebie i za innych, potrzebna jest odwaga, która oznacza podjęcie trudnych wyzwań. Oznacza to świadome życie, w którym każdy czyn ma swoje konsekwencje. Mówi o tym teoria hinduska o prawie karmy czy tradycja judeochrześcijańska, że w księdze żywota wszystko jest zapisane – wszystkie nasze czyny mają swoje konsekwencje. Jeśli nie zadbamy o ciało, będziemy chorowali. I to też jest cierpienie duszy w postaci choroby ciała, wtedy życie się marnuje. Gdy nie zadbamy o relacje, one się posypią. A skoro zaniedbujemy nasze uczucia, lokując je w czymś, co nas niszczy, nie realizujemy naszych najlepszych talentów. Marnujemy życie. Niszczymy je nawet w formie bezmyślnego lenistwa. Bez oparcia w duszy jesteśmy podatni na wszelkie wpływy. Zewnątrzsterowność, reaktywność, manipulacja, powierzchowność to są syndromy postmodernizmu, dla którego dusza nie istnieje. Końcem życia jest otchłań, czysta materia, ślepe prawo ewolucji. Podobnie teoria wolnego rynku głosi fatalizm. Czy ślepy rynek ma swoją logikę? W jaki sposób chaos może zaprowadzić porządek? Przyroda ma swoje prawa, które regulują życie. Nie można bezkarnie zmieniać biegu rzek, bo zaburzamy prawo natury. Taką naturą są nasze ciało i emocje.
Jung mówi, że psyche jest częścią natury, należy się troszczyć jak o ciało. Zaś James Hillman mówił o budowaniu duszy (soul making). Ona potrzebuje uwagi i pielęgnacji, aby się rozwijać i wzrastać. Jeśli dbamy o uczucia, emocje, pamięć, jak również o ciało, to w tym wszystkim znajdziemy aspekt duszy. Przypomnijmy platońskie idee jako wymiary duszy: dobro, piękno i prawdę. Ukryta część naszego życia nie jest chaosem, ponad materialnym wymiarem jest jakieś prawo i porządek. Jeśli nie znamy tych praw, możemy je poczuć przez doświadczenie. Stare tradycje twierdziły, że trzeba kłaniać się przyrodzie, trzeba jej służyć i trzeba ją zrozumieć. Do tego potrzebna jest odwaga, gdyż łatwe życie na koszt innych jest uniwersalną pokusą. Świadomość nie jest dla osób z mentalnością tchórza.
Odwaga jest jednym z celów psychoterapii jako psychologii praktycznej. Dociera ona do przeżyć, aby odkryć głębię. Prawda wewnętrzna staje się zrozumieniem, które nazywamy wglądem. Wgląd zmienia nasz sposób postępowania. Bierzemy odpowiedzialność za siebie, szanujemy innych, ale też jesteśmy asertywni. Znamy swoją tożsamość, potrafimy się określić w czasie, wyznaczyć sobie cele. Życie staje się zobowiązaniem w określonej roli i realnym kontekście. Nie jest chaotycznym bezwładem.
I powoduje, że zaczynamy być osadzeni, mamy grunt pod nogami. Widzimy głębszy sens życia.
Jest to sens osobisty, który wpisuje się w sens zbiorowy. Sens życia obejmuje wspólnotę, spotkania w rodzinie czy relacje w grupie zawodowej. Tworzą się autentyczne relacje osobiste, a nie techniczne i racjonalne. Oświecenie dostarczyło wiedzy, ale spłyciło stosunki międzyludzkie. Zbudowało kolektywną edukację, która uśredniła wykształcenie i obniżyła jego poziom, gdyż zapomniano o głębi. Młodzi ludzie dostają poszatkowaną wiedzę, oderwaną od mądrości. Nie mają kompetencji do tego, jak żyć. Przy obecnej ilości nowych informacji dostarczamy naszej psyche mnóstwo śmieci, ale duszy tam nie ma.
Jung postrzegał duszę odmiennie. Zmienił znacząco Pańskie życie?
Jung w kolejnych okresach swojej twórczości różnie mówił na ten temat, ale ogólnie możemy powiedzieć, że psyche to całość procesów psychicznych: świadomych i nieświadomych. Praca nad psyche polega na tym, żeby funkcjonować świadomie w relacji z nieświadomością. Efektem pracy nad psyche i, ogólnie, rozwoju psychicznego jest wytworzenie pewnego rodzaju syntezy między świadomością a nieświadomością. Trzeba dodać, że w psychologii Junga nie stosujemy terminu „podświadomość”, bo nieświadomość nie jest „niższą” warstwą. Używamy pojęcia funkcjonalnego „nie-świadomość” (niem. das Un-bewusste). To, co jest świadome jak wyspa czy statek na morzu otoczony nieświadomością. Nieświadomością jest wszystko, co nie jest ani w polu świadomości, ani nie jest częścią mojego „ja”, które zdążyłem wypracować. W nieświadomości są elementy, które były częścią rozwoju, ale zapadły się w nieświadomość. Są tam ślady wczesnego dzieciństwa, momenty bolesne, urazowe. Tak zwana nieświadomość indywidualna zawiera kompleksy osobiste. Drugą część Jung nazwał nieświadomością zbiorową. Za pomocą tej koncepcji połączył XX w. ze starożytnością, kiedy mówiono o archetypach jako czynnikach sterujących życiem duszy. Do dziś nie wiemy, gdzie są granice naszej nieświadomości. Mamy prawo myśleć, że pani nieświadomość i moja nieświadomość gdzieś się stykają i żyją we wspólnej rzeczywistości. Jesteśmy częścią wspólnoty jako ludzie powiązani przez nieświadomość, a nie tylko przez nasze świadome „ja”. Świadczą o tym fenomeny zbiorowe, jak rewolucje, które stanowią zjawiska kompensacyjne. Kiedy masy tracą kontakt z duszą, zmiana pojawia się w formie skrajnej. Zwykle poprzedza ją jakaś utopia, która sprawia, że jesteśmy infantylni. Wierzymy utopistom i manipulantom, którzy sterują emocjami, a my widzimy w tym duszę. Emocja, ale niekoniecznie dusza. Dusza uczy nas postrzegać siebie i życie w sposób zintegrowany, całościowy. Praca nad nią opiera się na dialogu świadomości z nieświadomością indywidualną i zbiorową. Potrzebujemy odwagi, bo jest to akt ryzykowny, ale konieczny. Ten proces dobrze ujmował duński filozof Søren Kirkegaard, który mówił o przekleństwie możliwości i przekleństwie ograniczeń. Jego idea ilustruje to, co się dzieje między świadomością i nieświadomością. Jako istoty twórcze mamy ogromne możliwości, a zarazem wiele ograniczeń. Nie można bez konsekwencji zagłębić się w duszę, w nieświadomość. Jednocześnie jesteśmy skazani, żeby tam iść. Taki jest postulat rozwoju, żeby być bardziej świadomym tego, co nieświadome.
W związku z tym przydałaby się nam wiedza o nieświadomości.
Jest nią sztuka rozumienia archetypów, czyli sztuka czytania symboli. Kult intelektu sprawił, że potraktowaliśmy symbole i opowieści symboliczne, w tym mity, jako fałsz. Zaczęliśmy obwiniać symbole, że nas oszukują, a to my jesteśmy nieświadomi. Ty my się mylimy. Dajemy się zwieść symbolom, kiedy nie znamy siebie. Symbole nam coś opowiadają, gdy znamy siebie. Tu należy wspomnieć o nurcie narracyjnym w psychologii, który stał się modny i ma wpływ nawet na reklamę, media, biznes i politykę. Zaczynamy widzieć prawdę w narracjach. Storytelling jest wykładany na studiach. Teoria emergencji wskazuje, że prawda się wyłania. Oznacza to, że nieświadomość istnieje, my ją zdobywamy, a ona się nam ukazuje, objawia.
Z czymś nieznanym przychodzi pacjent do psychoterapeuty, a w czasie terapii wyłania się coś kompletnie innego i nowego.
Życie i terapia są podróżą przez nieznane. Jeśli trzymać się reguł naukowych, to nauka jest w stanie zbadać to, co się zakończyło. Na przykład określa, co było przyczyną śmierci, kiedy pacjent jest martwy. Jednak w momencie, kiedy pacjent żyje, toczą się w nim procesy życia i umierania. On może przeżyć, może być cudownie uzdrowiony, jak i może umrzeć. Statystyka pomaga nam przewidywać dzięki faktom materialnym i znajomości praw natury, ale stuprocentowe powiedzenie, że to jest koniec, gdy życie trwa, jest arogancją rozumu i pychą świadomości oświeceniowej. Nieświadomość ma też prawo głosu i siłę wpływu – zarówno na „tak”, że będzie dobrze, jak też na „nie”, że będzie źle. Efekt placebo możemy traktować jako dowód na istnienie duszy.
Gdzie zauważa Pan recepcję myśli Junga?
Jak pół wieku temu, tak i teraz zainteresowanie myślą Junga wykazuje środowisko artystyczne, ludzi kultury, a nie psychologia czy psychiatria. Myśl jungowska jest obecna tam, gdzie się ceni kreatywność, rolę marzeń sennych, znaczenie symboli (np. twórczość Jerzego Grotowskiego, Krystiana Lupy). W środowisku naukowym blisko Junga są lub byli tacy wybitni badacze jak matematyk Krzysztof Maurin, wieloletni przewodniczący rady naukowej „ALBO albo”, filozof kultury Zofia Rosińska, autorka monografii „Jung” czy filozof nauki, Alina Motycka, która badała pozaracjonalność i intuicję. Intuicja mówi o procesach wskazujących na wpływ archetypów. Nauka jest w znacznym stopniu poznawaniem, a nie wiedzą skończoną. To jest proces wyłaniania się. Dlatego mówimy, że filozofia rodzi się ze zdziwienia. Ono prowadzi nas do mądrości, która próbuje uchwycić całość, a więc również niewiedzę. To, co nazywamy mądrością, ma konotacje z klasycznym pojęciem duszy; dusza pomaga być mądrym i rozumieć przeciwieństwa. Przewidywać, ale jednocześnie wątpić i się dziwić. Stąd zainteresowanie artystów i humanistów Jungiem.
Środowiskiem, w którym rośnie zainteresowanie myślą Junga, są ludzie biznesu. Przykładem są koncepcje budowania marki firmowej i osobistej na podstawie teorii archetypów. W treningu umysłu lidera i zarządzaniu procesami sprzedaży powszechne jest stosowanie typologii osobowości nawiązujące do koncepcji jungowskich. Przykładem zastosowania podejścia jungowskiego może być wykorzystanie mitu Afrodyty w handlu kosmetykami. Perfumy pozwalają kobiecie doświadczyć archetypu piękna i miłości oraz poczuć się wyjątkową jak bogini Afrodyta. W palecie warto ująć też inne wzorce kobiecości.
Marka staje się rozpoznawalna poprzez odwołanie do archetypu. To działa, bo potrafimy porozumieć się poprzez archetypy. Poprzez kulturę archetypy przemawiają do nas głębiej. Zaczynamy rozumieć siebie jako istoty kulturowe. Uczymy się rozumieć siebie jako bohatera kulturowego, który szuka szczęścia. Po drodze ma pokonać archetyp Cienia, który się pojawia pod postacią porażki, zła, cierpienia czy śmierci.
Gdzie współcześnie powinniśmy zaszczepiać uniwersalną i unikatową wiedzę Carla Gustava Junga, aby mieć z niej powszechny pożytek i źródło drogowskazów w dzisiejszym świecie?
Ja widzę przede wszystkim sens tam, gdzie aktywnie działam, szczególnie w dziedzinie psychoterapii i psychologii kultury. Jestem m.in. współautorem dwóch podręczników akademickich: „Psychoterapia. Teoria” oraz „Psychoterapia. Szkoły i metody”. Uważam, że myśl Junga powinna być wprowadzona w szerszym szkoleniu psychoterapeutów. Obecnie w psychoterapii są dwie tendencje: podejścia krótkoterminowe, skoncentrowane na rozwiązaniach i pracy z problemami, oraz integracyjne. W tym drugim nurcie Jung jest podstawowym nadrzędnym punktem odniesienia. Dziś człowiekowi potrzebna jest psychoterapia, która obejmuje jego życie całościowo. Uwzględnia psychologię linii życia, proces indywiduacji, czyli terapię i psychoedukację ludzi dorosłych. Jung twierdził, że uczymy się i rozwijamy przez całe życie. Wciąż rozwiązujemy problemy. Proces indywiduacji Junga jest też inspiracją dla różnych nurtów nastawionych na rozwój i rozwojowe treningi grupowe.
Kolejną dziedziną współczesnej aplikacji myśli Junga jest edukacja. Mówi o tym wyśmienita książka Berniego Neville'a „Psyche i edukacja”, która jest przykładem, jak podejście Junga zmienia proces edukacji z wzorca oświeceniowego, który wszystkim wtłacza uproszoną wiedzę, na proces inspirujący rozwój ucznia. W tym podejściu kształcenie umysłu jest procesem twórczym właściwym dla jednostki, a nie kopiowaniem wiedzy i intelektualnych nawyków. Szkoła ma rozwijać kreatywność i osobistą wolność jednostki, zdolnej do współpracy z innymi. Idee Junga są krytyczne wobec skolektywizowanych metod nauczania i totalnej demokracji, jak też liberalnych modeli, przygotowujących dzieci do roli intelektualnych gladiatorów. I jedne, i drugie programują dzieci do życia w utopii narzucającej uproszczony wzorzec.
I zwalniają rodziców z odpowiedzialności za proces wychowania.
W redukcji roli rodziców w edukacji dzieci najdalej posunęły się systemy komunistyczny i nazistowski. W tym kierunku idą różne współczesne „nowinki”, próbujące na siłę uszczęśliwić dzieci w imię jakiejś utopii, np. radykalne projekty genderowe.
Ale muszę jeszcze wspomnieć o innym elemencie, który jest ważny w edukacji skolektywizowanej, nadmiernie racjonalistycznej i równającej jej poziom w dół w imię demokracji. Dzieci skupione na intelekcie, oderwane od mitów i opowieści, tracą kreatywność, której źródłem jest nieświadomość. W niej są ukryte skarby. Jeśli nie mamy kontaktu z nieświadomością, nie mamy inspiracji. Jesteśmy znudzeni. Nie mamy motywacji. Żyjemy pod presją wymagań zewnętrznych i stajemy się istotami konwencjonalnymi. Mamy ograniczony sens życia i proste potrzeby.
Aby wskazać na rolę kreatywności, opracowałem program treningowy „Linia życia”, przeznaczony dla osób zainteresowanych rozwojem osobistym, jak też dla menedżerów i środowiska biznesu. Jak pokazują analizy mitów kultury współczesnej, wśród najważniejszych deficytów psychologicznych jest dziś deficyt dorosłości, czyli mentalności eksperta. Archetyp ojca i matki jest nieasymilowany, w związku z tym ludzie funkcjonują nieustannie w fazie dziecięcej i młodzieńczej. Powielają te same błędy. Biznes jest dziedziną praktyczną, w której liczy się skuteczność. Ta z kolei prędzej czy później jest związana z odpowiedzialnością i umiejętnością łączenia różnych przeciwstawnych elementów, a Jung uczy wszechstronnej odpowiedzialności i myślenia rozwojowego. Dlatego mam nadzieję, że XXI w. odsłoni szeroko jego geniusz.
Polem aplikacji myśli Junga jest też medycyna, ponieważ jest nowa fala nawrotu do psychologii w medycynie. Jej funkcję pełniły dotychczas psychosomatyka i psychologia kliniczna. Obecnie pojawiają się kolejne nurty, takie jak psychologia dziecka, rodziny, traumy, onkologiczna, kardiologiczna, stanów terminalnych itp. O czym to świadczy? Że dodajemy duszę (psyche) do różnych zjawisk i doświadczeń, które na nowo ożywiają naukę. Wszędzie tam, gdzie naturalnie występuje silny stres i kryzys, np. w polityce, biznesie, sporcie, potrzebni są trenerzy mentalni. Zawodnik, pracownik, który nie przeszedł treningu mentalnego, nie przejdzie naturalnie na wyższy poziom. Ponad twardymi i technicznymi kompetencjami jest potrzebna psychologia. Z tych wewnętrznych kompetencji rodzi się odwaga, sztuka koncentracji, spokój wewnętrzny, czyli cechy archetypu wojownika, a także cechy innych archetypów: wędrowca, maga, króla itp. One pozwalają zintegrować nowe głębokie kompetencje.
To napawa nadzieją, że biznes może mieć bardziej ludzką i etyczną twarz.
Biznes zmienia się w stronę humanistyczną. Jestem tym faktem podbudowany, choć dzieje się to głównie poza sferą wielkich korporacji, dyktujących wciąż warunki pracy i płacy. Przeciętna mentalność ludzi jest na poziomie ucznia i asystenta, a w naszych czasach potrzebujemy psychologicznych ekspertów. Kiedyś człowiek w wieku 15–20 lat był dojrzały do pełnienia ról społecznych. Był przygotowany technicznie, emocjonalnie i mentalnie. Dziś poziom nastolatka często mają osoby w wieku 35–45 lat. Dlatego trzeba zacząć zmianę postaw wśród menedżerów i liderów, bo oni odgrywają rolę psychologicznych ojców i matek – ekspertów. Dopiero najlepsi z nich mogą być mistrzami. Kształtowanie kompetencji psychologicznych, jako niezbędnych do pełnienia odpowiedzialnych funkcji przez osoby dorosłe, może być realizowany na podstawie psychologii Junga oraz wiedzy o kulturze i archetypach, której podstawy on stworzył, a jego kontynuatorzy je rozwijają. Człowieka można zrozumieć, o ile zrozumiemy jego kulturę. Jeśli człowiek nie wie, z jakiej kultury pochodzi, to powinien ją znaleźć w sobie, czyli w archetypach.
A powszechnie pokutuje błędne twierdzenie, że kontakt z kulturą to luksus, a nie konieczność.
To wynik myślenia oświeceniowego, że mity są fałszem, a ich opowiadanie i uprawianie rytuałów to strata czasu. Zrodziła ona barbarzyńskie podejście do kultur pozaeuropejskich i traktowanie ich przedstawicieli jak istoty półzwierzęce. A w każdej kulturze jest prawda o człowieku, bo wszędzie ludzie chcą być szczęśliwi. Nasza psyche nie potrzebuje prawdy dosłownej, lecz prawdy, która nam służy. I w tę prawdę trzeba się zaangażować, dać się jej ponieść, a potem przetłumaczyć po swojemu. Prawda nieprzeżyta i niespersonalizowana, a potem też nieodniesiona do kontekstu i tradycji jest prawda ulotną. Wtedy jest wrażeniem. Jesteśmy jak liście na wietrze, które nie znają swojego drzewa.
CDN.