Zarazić pasją
Z Jakubem Sztenclem, klarnecistą, pedagogiem, członkiem Stowarzyszenia im. M. Karłowicza, oraz Michałem Mogiłą, oboistą, solistą Filharmonii Zielonogórskiej - pomysłodawcami i koordynatorami tegorocznych kursów mistrzowskich w ramach festiwalu „Muzyka na Szczytach” w Zakopanem
- rozmawia Anna Markiewicz
Anna Markiewicz: Na początek pytanie wręcz oczywiste – kto wpadł na świetny pomysł, aby festiwalowi towarzyszyły kursy? Co wpłynęło na wybór tych, a nie innych wykładowców?
Jakub Sztencel: Pomysł zorganizowania warsztatów przyświecał organizatorom „Muzyki na Szczytach” od samego początku, czyli od roku 2009. Rok później udało się zorganizować kursy wokalne na niewielką skalę. Zainteresowanie nimi jednak było tak duże, że postanowiliśmy doprowadzić do powstania czegoś bardziej rozbudowanego. Uznaliśmy, że dobrze będzie, jeśli kursanci będą mieli możliwość zaczerpnięcia wiedzy bezpośrednio od Mistrzów, którzy „dopiero co” zeszli z estrady jednego z ważniejszych festiwali w kraju. To stanowi dodatkową, ogromną motywację. Jest wiele kursów mistrzowskich, podczas których organizowane są, jakby przy okazji, występy pedagogów (niektórych). My tę sytuację odwracamy: zapraszamy na nasze koncerty najwybitniejszych wykonawców swojej specjalności, którzy, będąc jednocześnie pedagogami, zechcą podzielić się swoją wiedzą „na gorąco”, tuż przed, albo tuż po swoim występie.
AM: Ciężko było namówić artystów występujących na festiwalu do objęcia klas mistrzowskich, czy zgodzili się z ochotą? Będą mieli mniej czasu na wycieczki po górach, po Zakopanem, ale też świadomość, że ich lekcje zapadną w pamięć uczestników kursów…
JS: Heh… Nie, nie było trudno. Ja osobiście nie znam muzyka, który nie chciałby się podzielić swoją wiedzą z kimś, kto tej wiedzy łaknie i pożąda. Poza tym, jak wspomniałem, nasi Artyści prowadzą również na co dzień szeroko pojętą działalność pedagogiczną, mam zatem przekonanie, że będą u nas w swoim żywiole zarówno na scenie, jak i „w klasie”.
AM: Sami braliście udział w kursach u najlepszych profesorów świata, mnie zaświeciły się oczy, gdy przeczytałam o kursach w Deutsche Kammerphilharmonie Bremen - co najcenniejszego z nich wynieśliście?
JS: - Ja, z kursów, w których brałem udział, wyniosłem niemal wszystko, co wiem. Nie deprecjonuję tutaj bynajmniej szkół i uczelni muzycznych. Po prostu na kursach mistrzowskich wiedza „wchodzi” lepiej, a i motywacja do pracy jest ogromna i nie do przecenienia. Do kursów trzeba się odpowiednio przygotować, a te lekcje z Mistrzem to jest taki ostatni „szlif”, taka „wisienka na torcie”, na którą na ogół brakuje czasu w roku szkolnym, czy akademickim. Kursy mistrzowskie to również świetna okazja (obok konkursów) do zapoznania się z kolegami/koleżankami, którzy uprawiają pokrewną lub tę samą dyscyplinę. Nierzadko tworzą się przyjaźnie, które trwają latami… Trzeba też dodać, że kursy stanowią fantastyczną okazję do zobaczenia nowych, nieznanych miejsc, poznania nowych obyczajów, kultury…
Michał Mogiła: Podczas studiów podyplomowych w Hochschule für Künste Bremen miałem niepowtarzalną okazję wziąć udział w kursach mistrzowskich prowadzonych przez członków tego znakomitego zespołu. Kursy to często spotkanie ucznia z mistrzem, który może podpowiedzieć wiele cennych wskazówek dotyczących techniki gry, interpretacji, ale także - co ważne - budowania osobowości muzycznej. Często skupiamy się na technice, żeby osiągnąć wirtuozowską doskonałość, a zapominamy jak ważne jest kształtowanie muzycznej osobowości i ciągłe wzbudzanie pasji w młodych ludziach. Widziałem ją u członków Deutsche Kammerphilharmonie Bremen i tą pasją potrafili zarazić.
AM: A co czeka na uczestników kursów w Zakopanem? Czego byście chcieli w tym względzie?
JS: Przede wszystkim spotkanie i praca z artystami, których nieczęsto spotyka się na polskich scenach. Oprócz tego otoczenie majestatycznych gór sprawia, że człowiek nabiera dystansu do samego siebie, a to jest niezwykle ważne w pracy indywidualnej z instrumentem i w grupie muzyków. Bezpośrednie zetknięcie z miejscową kulturą i folklorem, który jest unikalny na skalę światową, a którym zachwycali się tak wybitni Polacy, jak: Stanisław Witkiewicz, Karol Szymanowski, Mieczysław Karłowicz, Henryk Mikołaj Górecki, Wojciech Kilar i wielu, wielu innych.
MM: Chcemy żeby młodzi ludzie, którzy przyjadą na kursy mistrzowskie do Zakopanego, wyjechali stąd pełni pomysłów - natchnieni nową wizją gry na instrumencie. Chcemy, żeby mieli możliwość poszukiwania swojej artystycznej drogi. Często to właśnie kursy są zalążkiem środowiskowym, tam kształtują się znajomości na lata, oraz przyjaźnie - nie tylko muzyczne.
AM: Co jeszcze może być atrakcyjne dla uczestników?
Bezpłatny dostęp do wszystkich wydarzeń VII Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Kameralnej „Muzyka na Szczytach”! Tegoroczny program jest tak pomyślany, że każdy znajdzie coś dla siebie, a uczestnicząc we wszystkich koncertach, wystawach i projekcjach, można zyskać sporą wiedzę na tematy nie tylko muzyczne. Uczestnictwo w kursach można też połączyć z wypoczynkiem, również aktywnym. Bliskość szlaków jest doskonałą zachętą do przemierzania ścieżek tatrzańskich, oczywiście w wolnym czasie.
AM: A dla słuchaczy? Będą mogli słuchać nie tylko koncertów uczestników, ale także podejrzeć zajęcia – na większości kursów taki przywilej mają uczestnicy, czasem ich rodzice. Ale już ludzie z zewnątrz, przypadkowi wręcz turyści, rzadko kiedy mają odwagę wejść na lekcje i zostać chwilę, przyjrzeć się. Czy myślicie, że taka atrakcja może wygrać z grillowanym oscypkiem i gofrem?
JS: Jak najbardziej. Lekcje są otwarte i każdy może wejść i posłuchać, podpatrzeć jak wygląda codzienność muzyka. Jedynym warunkiem jest to, żeby jednak taki gość miał świadomość tego, że odbywa się lekcja i zachowywał się wedle ogólnie przyjętych norm. Oscypka i gofra oczywiście niech spożyje do końca zanim wejdzie…
Shirley Brill – klasa klarnetu
AM: Co sądzicie o idei kursów jako takich, czy myślicie, że efekt takiej pracy jest długotrwały, czy też, po wakacjach łatwo wskakuje się „w stare buty”, wraca do dawnych nawyków? A może przeciwnie, są to kamienie milowe na drodze rozwoju, nie tylko muzycznego, ale też osobowości artysty?
JS: Zawsze są jakieś elementy złych przyzwyczajeń, które mogą powrócić, jednak znakomitą większość uwag zapamiętuje się na bardzo długo. Sprawa jest oczywiście bardzo indywidualna i zależy od bardzo wielu czynników.
MM: Podczas studiów wielokrotnie brałem udział w kursach mistrzowskich - zawsze było to spojrzenie na siebie z innej perspektywy. Każdy nauczyciel potrafi zauważyć, dostrzec w młodych adeptach coś nowego, nad czym warto popracować. Większość nauczycieli zdaje sobie sprawę z tego, że w obecnych czasach warto tą drogą doskonalić swoje umiejętności - ja pamiętam z kursów do dzisiaj wiele cennych wskazówek.
AM: Każdy z wykładowców to nie tylko sprawny instrumentalista, stoi za nim jego historia, jego nauczyciele, jego doświadczenie estradowe, pedagogiczne, osobiste. Czy pamiętacie, który z waszych kursowych wykładowców wywarł na Was największe piętno, zmienił Was?
JS: Każdy pedagog, z którym miałem okazję się spotkać, wywarł na mnie ogromne wrażenie i każdy w jakiś sposób mnie zmienił. Ale przecież wszyscy, których spotykamy na co dzień wywierają jakiś wpływ na to, kim jesteśmy, a co dopiero ktoś, kto już po kilku minutach staje się na czas kursów (a czasem na dłużej) naszym mentorem…
MM: Jedno z moich osobistych, ważnych przeżyć, to kursy w Markneukirchen, bardzo renomowane
- dostałem stypendium i aż trudno było z niego nie skorzystać. Wykładowcą był prof. Ingo Goritzki, który wychował wielu czołowych oboistów w Europie. Samo stanięcie na scenie i granie wśród wszystkich uczestników powodowało stres i pewien niepokój. Pamiętam, że w pewnej chwili, po kilku taktach koncertu obojowego Mozarta profesor przerwał mi grę i powiedział spokojnym tonem: „to jeszcze raz!”. Spróbowałem ponownie - wyszło o wiele lepiej. Podszedł wtedy do mnie i powiedział: „Pamiętaj, na egzaminie do orkiestry będziesz miał tylko jedną szansę. Tutaj możemy grać 2 razy.” Do dzisiaj o tym pamiętam podczas koncertów symfonicznych w Filharmonii Zielonogórskiej.
AM: Czym powinien kierować się uczestnik kursów wybierając dany kurs, wykładowcę? Macie jakieś ciekawe doświadczenia? Ja kiedyś przekornie zgłosiłam się na kurs kwartetowy do profesora, o którym krążyły legendy, że jest wymagający, trudny, niecierpliwy – wyszła z tego przyjaźń na kilkanaście lat.
JS: Moim zdaniem, wybierając się na kurs, młody człowiek powinien kierować się przede wszystkim ilością wiedzy, jaką może zdobyć. Jest cała masa kursów, podczas których uczestnicy mają jedno, maksymalnie dwa spotkania z wykładowcą. W takim czasie można zrobić wiele w zakresie bardzo dobrze przygotowanego utworu, ale czy można się w tak krótkim czasie nauczyć czegoś bardziej ogólnego? Czegoś, co dotyczy estetyki gry w ogóle, rozumienia i odczuwania muzyki? Wreszcie, czy można podczas jednego spotkania zaprezentować się w taki sposób, aby pedagog poznał nasze słabsze strony i miał szansę w jakiś sposób nam pomóc? Moim zdaniem nie bardzo. A przecież na kursy jedzie się nie tylko po to, aby szlifować swoje mocne punkty, ale też po to, aby wzmacniać te słabsze.
AM: Jak myślicie, czego spodziewają się po kursach sami wykładowcy? Z kim lubią pracować? Z ludźmi, którzy już doskonale znają program i szlifują go przed konkursem? A może przeciwnie, większą satysfakcję można mieć z wyprowadzenia na prostą kogoś, kto ma problemy, jeszcze za mało umie, żeby startować w konkursach – ale za rok, to już, kto wie?
JS: Nie spodziewają się… Każdy uczeń, student, muzyk, człowiek, jest istotą tak indywidualną, że doświadczony nauczyciel wie, że może spodziewać się wszystkiego… Chyba, że któregoś z uczestników spotkał już gdzieś na kursach w innym miejscu i czasie.
AM: Jakie macie doświadczenia, jeśli chodzi o współpracę z mistrzem na kursie, a potem powrót do szkolnego, akademickiego wykładowcy? Niektórzy profesorowie zabraniają udziału w kursach u innych swoim studentom. Dziś już może mniej, ale kiedy ja uczyłam się w liceum, było to całkiem powszechne. Czy myślicie, że istnieją realne zagrożenia, że młody człowiek np. pogubi się?
JS: Nie widzę żadnych zagrożeń. W moim przekonaniu lepiej, jeśli uczeń pozna różne estetyki, różne punkty widzenia – to poszerza jego muzyczny światopogląd, kształtuje gust. Moi nauczyciele zawsze mi powtarzali, że jak najbardziej należy jeździć i się dokształcać w taki sposób, poznawać różne stylistyki, a później wyciągać z tego wnioski.
AM: Czy zdarzyło się Wam nauczyć czegoś ważnego od profesora innej specjalności? Może ktoś, kto gra np. na skrzypcach i przyjedzie z kwartetem, może być też biernym uczestnikiem klasy fortepianu? A nawet, jeśli nie oficjalnie, może warto zaglądać na lekcje innych wykładowców? Może po prostu muzyka jest jedna, tylko instrumenty się zmieniają?
JS: Kiedyś wydawało mi się, że mogę czerpać tylko i wyłącznie z doświadczeń klarnecistów, ale odkąd rozpocząłem współpracę z orkiestrami wiem, że muzyka jest jedna i mogę uczyć się zarówno od klarnecisty, flecisty, oboisty, jak i od pianisty, wiolonczelisty, wokalisty czy perkusisty.
MM: Trzeba koniecznie zajrzeć na lekcje do innych wykładowców - często oferują oni coś równie ważnego. Obserwowałem wielokrotnie zajęcia u innych profesorów - bywa tak, że jedno słowo potrafi wzbudzić motywację do gry. Jedna uwaga może sprawić, że uczeń będzie pamiętał ją do końca życia.
Krzysztof Chorzelski – altowiolista, klasa zespołów kameralnych
AM: Czy oprócz uczestnictwa w zajęciach i koncertach przewidziane są jeszcze inne atrakcje dla uczestników? Kolektywne zwiedzanie muzeów, wspólna wycieczka w góry, jakieś inne?
JS: Niestety nie ma przewidzianych kolektywnych zajęć, oprócz koncertów, na których możemy się spotykać. Warto jednak wspomnieć, że chociaż hotel, w którym odbywać się będą kursy, nie dysponuje basenem, to w bezpośrednim sąsiedztwie znajduje się zakopiański Aquapark, w którym można się miło zrelaksować. Osoby, które wykupiły opcję kursów z noclegami, otrzymują w pakiecie także dwugodzinny bilet wstępu do niego na każdy dzień pobytu. Warto zatem zabrać kąpielówki…
AM: Czy są jakieś kursy, na których się wzorujecie w organizacji tych zakopiańskich? Czy też sami wymyślacie od początku formułę? Z pewnością żaden nie odbywa się w takim miejscu…
JS: Nie wzorujemy się na innych kursach. Nie sądzę, aby te pod względem formuły w jakiś sposób odbiegały od innych zajęć tego typu. O wyjątkowości może tutaj stanowić fakt, że niezmiernie rzadko organizuje się w tej części Polski kursy dla instrumentów dętych, jeszcze rzadziej kursy przeznaczone również dla nauczycieli (jako forma doskonalenia zawodowego!) Nie wspominając o tym, że jednocześnie trwa międzynarodowy festiwal muzyki kameralnej.
Łukasz Długosz – klasa fletu
AM: Dla studentów wrzesień to wciąż czas wakacji. Jakie są Wasze wspomnienia wakacyjne? Ćwiczenie do jesiennych konkursów– czy może beztroska? Czy da się połączyć stałą czujność, dbałość o tempo rozwoju, ze zwykłą potrzebą luzu, odpoczynku, porzucenia nawet najbardziej lubianego zajęcia, aby po pewnym czasie zatęsknić? Czy kursy mistrzowskie można uznać za rozsądny kompromis? A może to jednak czas najintensywniejszej pracy w roku?
JS: Dla muzyka nie powinno mieć znaczenia, czy są wakacje, czy nie. Mój profesor zawsze powtarzał swoim studentom: „kochaj to, co robisz, a przez całe życie nie będziesz musiał pracować”. Kursy mistrzowskie w okresie wakacyjnym to idealny pretekst do tego, aby nie odkładać instrumentu na półkę… Łączenie przyjemnego z pożytecznym.
MM: Wakacje to zawsze był dla mnie czas kursów mistrzowskich i projektów orkiestrowych - do dzisiaj, pomimo tego, że zostałem zawodowym muzykiem, nic się nie zmieniło. Ważne jest stawianie sobie kolejnych celów na drodze artystycznej i szukanie nowych wyzwań w muzyce.
AM: Na koniec pytanie organizacyjne – skoro już wszyscy dali się przekonać, że to właśnie do Zakopanego warto przyjechać na kurs - to podajmy im jeszcze termin, do kiedy mogą się zgłaszać.
JS: Wszystkie szczegóły, regulamin i formularz zgłoszeniowy znaleźć można na stronie www.muzykanaszczytach.com w zakładce „kursy mistrzowskie”. Termin nadsyłania zgłoszeń mija 21 sierpnia. Do zobaczenia w Zakopanem!