Zapomniana Ezio, ryzykowna Norma
Około połowy XX wieku muzycy wykonujący utwory barokowe zaczęli zdawać sobie sprawę, że muzyka ta być może nie brzmi tak, jak kompozytorzy planowali, aby ona brzmiała. Prekursorką badań nad historycznymi wykonaniami, ale przede wszystkim samych wykonań utworów barokowych na dawnych instrumentach była Polka, Wanda Landowska, która pierwsza zaczęła wykonywać utwory Bacha nie na fortepianie, ale na klawesynie.
Prawdziwy Bach i Haendel
Jednak od pierwszych wykonań muzyki barokowej przez Landowską musiało minąć jeszcze sporo czasu zanim zaczęto powszechnie wykonywać tę muzykę na instrumentach z epoki. Dopiero lata 80. przyniosły prawdziwą eksplozję wykonań oraz nagrań baroku. Rozgłos zdobyły kameralne zespoły, które specjalizowały się w wykonawstwie baroku, między innymi English Baroque Soloists, Concentus Musicus Wien, Les Arts Florissants, czy też Il Complesso Barocco. Choć to chyba przede wszystkim dyrygentom, którzy nie tylko wykonywali tę muzykę w nowy sposób, ale również prowadzili badania nad historycznym wykonawstwem muzyki, zawdzięczamy to, że dziś brzmienie utworów Bacha czy Haendla jest bliskie oryginałowi. Pionierami historycznego wykonawstwa byli Gustav Leonhardt, Nikolaus Harnoncourt, John Eliot Gardiner, William Christie oraz Alan Curtis. To oni przetarli szlaki młodszym muzykom, którzy obecnie z powodzeniem ukazują nam urok historycznych wykonań muzyki dawnej.
Zaangażowanie procentuje
W ostatnich latach historyczne wykonawstwo nie ogranicza się jedynie do muzyki barokowej. Również klasycy sal operowych jak Mozart, Gluck, a nawet Bellini zaczynają być wykonywani na instrumentach z epoki. Chciałbym się podzielić swoją opinią właśnie o takich nagraniach. Pierwszym z nich jest nieco zapomniana opera Christopha Willibalda Glucka “Ezio”, wydana przez EMI w 2011. Pomimo tego, że Gluck napisał ponad czterdzieści oper, obecnie jedynie kilka z nich jest wykonywanych przez znaczące teatry operowe na świecie. Najbardziej znaną jego operą pozostaje “Orfeusz I Eurydyka”.
“Ezio”, jak wiele oper klasycystycznych, oparty jest na motywach zaczerpniętych z historii starożytnego Rzymu. Z pozoru utwór ten wydaje się być kolejną schematyczną XVIII-wieczną operą, gdzie każda aria poprzedzona jest recytatywem, który już z założenia przeszkadza rozwinięciu się właściwej dramaturgii operowej. To jednak jest pozór. Mimo że opera ta pochodzi z 1750 r., czyli jeszcze przed reformą, której owocem był w 1762 r. “Orfeo ed Euridice”, posiada ona wirtuozerskie arie, których na pewno nie da się sklasyfikować jako schematycznych i nudnych. Nagranie EMI jest pełne życia przede wszystkim dzięki energii wykonawców. Szczególnie Sonia Prina oraz Max Emanuel Cencic wykonujący główne partie w “Ezio” dali popis nie tylko sprawności technicznej w operowaniu głosem, ale niezwykłego zaangażowania emocjonalnego. Prina operuje rzadkim głosem altowym, który ma ciemną barwę i przyznam, że nie do końca mi się podoba jej głos. Jednak dramatyzm, z jakim wykonuje ona rolę Ezia całkowicie podbił moje serce. W przeciwieństwie do niej, tenor Topi Lehtipuu, który śpiewa partię Massimo, odznacza się jasną, lekką barwą i urzeka swoistą prostotą interpretacji oraz swobodą w operowaniu głosem.
Orkiestra niesie operę
Jednak według mnie największymi gwiazdorami tego nagrania są muzycy na czele z mistrzem historycznego wykonawstwa Alanem Curtisem.
Curtis z unikalną swobodą operuje orkiestrą i wydobywa z partytury smaczki, które wielu innym by umknęły. Mimo, że jest już starszym panem znacznie po 80-ce, z energią dyryguje muzyką Glucka, wprost bawiąc się rytmami i tempami. Zespół Il Complesso Barocco to w tym przypadku około 20 muzyków. Tak kameralna orkiestra znacznie łatwiej operuje kontrastami. Od pierwszych dźwięków słyszymy, że między dyrygentem a muzykami jest idealne porozumienie, które sprawia, że interpretacja tej opery jest zwarta, a narracja klarowna.
Norma jak narkotyk
Kolejne nagranie, które ostatnio mnie uzależniło tak, że nie mogę go przestać słuchać, to “Norma” Vicenzo Belliniego w wykonaniu Cecilii Bartoli, Sumi Jo, Johna Osborna oraz Michele Pertusi. Szwajcarską orkiestrą La Scintilla dyryguje Giovanni Antonini. Jest to już nowe pokolenie muzyków, którzy specjalizują się z wykonawstwie historycznym. Zaskakuje jednak wybór repertuaru. “Norma” od czasu, gdy pierwszy raz została zaprezentowana w La Scali podczas Bożego Narodzenia 1831 roku, stała się jedną z najbardziej znanych oper. Obecnie śmiało można powiedzieć, że to ikona bel canta wykonywana przez największe głosy operowe: Marię Callas, Beverly Sills, Montserrat Caballé, Editę Gruberovą. Zatem nowe nagranie tego dzieła to zapewne nie małe ryzyko dla firmy fonograficznej. Decca zaryzykowała tutaj podwójnie ponieważ podjęła się nagrania “Normy” wbrew kanonicznemu w XX wieku późno romantycznemu wykonawstwu tej opery. Obecne nagranie to rekonstrukcja pierwotnej wersji. Badacze bel canta skłaniają się do tezy, iż na początku XIX wieku nuty miały niższe brzmienie, niż współcześnie. Stąd wniosek, że rola Normy była wykonywana przez śpiewaczkę, którą obecnie byśmy zakwalifikowali jako mezzosopran. Jednak nagranie wydane ostatnio przez Decce to z pewnością nie jedynie próba historycznej rekonstrukcji znanej opery i ukazania ją w autentycznym, a zapomnianym brzmieniu. To przede wszystkim nagranie na najwyższym poziomie, które może spokojnie konkurować z klasycznymi wykonaniami tego utworu.
Na przekór tradycji
“Norma” pod Antoninim jest przede wszystkim ekspresyjna. Orkiestra La Scintilla odchodzi od schematu, w którym to czystość dźwięku jest najważniejsza. Na przykład skrzypkowie pozwalają sobie dość często na zastosowanie vibrata, a instrumenty dęte mienią się od barw, których w tradycyjnej orkiestrze operowej próżno by szukać. Dla Antoniniego i muzyków z Zurychu najistotniejsza jest dramaturgia i pod tym względem ich “Norma” nie ma sobie równych.
Soliści są wspaniale dobrani do swoich ról. Jako Oroveso śpiewa Michele Pertusi. Już samo brzmienie jego potężnego głosu budzi respekt, ale jak się okazuje nawet taki mocny bas-baryton może być elastyczny i zdolny do wyśpiewania skomplikowanych ozdobników typowych dla bel canta. Jako Pollione słyszymy tutaj Johna Osborna, który dysponuje lekkim oraz bardzo elastycznym tenorem i jest w stanie świetnie wykreować rolę uwodziciela. Natomiast zdecydowanie to głosy kobiece w tym nagraniu rzuciły mnie na kolana. Adalgisa jest śpiewana przez subtelny sopran, którym po mistrzowsku operuje Koreanka Sumi Jo. Dodać należy, że Sumi Jo nie tylko zachwyca brzmieniem swojego głosu, to doświadczona śpiewaczka i tylko tajemnicza koreańska technologia sprawia, że ona wciąż wygląda jakby miała trzydzieści lat. W rzeczywistości śpiewaczka ma już na koncie ponad pięćdziesiąt nagrań oraz występy na wszystkich najważniejszych scenach operowych. Z rolą Adalgisy radzi sobie bez najmniejszych problemów. Co więcej bardzo inteligentnie interpretuje tę partię, tak iż każda fraza jest pełna znaczenia. Największą gwiazdą tego nagrania jest oczywiście Cecilia Bartoli. To ona sprawia, że nie sposób przejść obojętnym obok tego nagrania. Bartoli prezentuje odmienny sposób interpretacji Normy, niż najbardziej znani wykonawcy, jak Maria Callas czy Joan Sutherland. Dobrym przykładem jest słynna aria “Casta Diva”. Bartoli nie stara się na siłę udramatyzować arii, która jest raczej melancholijna i liryczna. Norma w wykonaniu Bartoli to kobieta silna, ale zagubiona. Natomiast jeśli chodzi o techniczną stronę, to sposób w jaki Bartoli wyśpiewywuje tryle, od których jeży się oryginalna partytura Belliniego, już teraz sytuuje ją pośród nieśmiertelnych gwiazd opery. Myślę, że nie ma sensu tej interpretacji porównywać z jej bez wątpienia wielkimi poprzedniczkami. To wykonanie jest zupełnie odmienne, wiec najlepiej po prostu zamknąć oczy i dać się ponieść boskiej Bartoli w magiczny świat muzyki Belliniego.
Dodam tylko, że dla tych, których, tak jak mnie, “Norma” z Bartoli uzależni i nie da spokoju, tak, że nie będą w stanie jej przestać słuchać, jeszcze większym przeżyciem może być posłuchanie owej “Normy” na żywo podczas tegorocznego festiwalu w Salzburgu, już w sierpniu.
Płyt wysłuchał Jacek Kornak