Wywołując duchy, czyli prapremiera „Nocy kruków” w Polskiej Operze Królewskiej
Prapremiera blisko godzinnej opery „Noc kruków” Zygmunta Krauzego w Polskiej Operze Królewskiej okazała się być jednym z najciekawszych wydarzeń ostatniego kwartału. Oparta na motywach zaczerpniętych z Mickiewiczowskich ballad, a także z części II „Dziadow”, stanowi przykład niezwykle umiejętnego i subtelnego odwołania się zarówno do tradycji romantycznej, jak i do naszych slowiańskich korzeni.
„Wielką inspiracją podczas pisania 'Nocy kruków' była niemiecka ballada romantyczna Agusta Bürgera 'Lenora' z 1774 roku” – wspomina w książce programowej autorka libretta, Małgorzata Sikorska-Miszczuk (notabene, autorka libretta także do „Czarodziejskiej góry” Pawła Mykietyna) – „Ta ballada inspirowała również naszych romantyków, w tym Mickiewicza. Jest świetna”.
„Noc kruków” to zatem swoista reinterpretacja Mickiewiczowskich tekstów („Rybka”, „Romantyczność”, „To lubię”, „Lilija” czy wspomniane „Dziady”), ale nie tylko w wersji literackiej, bo i w muzycznej. „W każdym utworze staram się znaleźć jakiś taki dźwięk, który odbiegać będzie od tzw. standardu. Mam kilka swoich ulubionych instrumentów, których używam w utworach orkiestrowych, to są akordeony, gitary, rozstrojone pianino. W przypadku 'Nocy kruków' sięgnąłem też po instrumenty ludowe – cztery okaryny i lirę korbowa” – opowiada kompozytor, Zygmunt Krauze, w wywiadzie przeprowadzonym przez Katarzynę Gardzinę. W „Nocy kruków” pojawiają się i cytaty pieśni ludowych oraz swobodne odwołania do renesansowych i barokowych figur retorycznych, jak np. patopoja, czyli następstwo wznoszących półtonów symbolizujących cierpienie. Bo i cała opowieść traktuje o bólu właśnie – bólu związanego ze stratą bliskich.
Bodaj najważniejszą bohaterką całej opery jest Kara (w tej roli świetna interpretacyjnie Małgorzata Trojanowska), która opłakuje swojego Jaśka (Sylwester Smulczyński). Domyślamy się, że chłopak zginął w wypadku drogowym. Żal za utraconą miłością niemal całkowicie oddala dziewczynę od rzeczywistości, nie jest w stanie skupić się na codziennym życiu, nie dostrzega bliskości matki (w tej roli bardzo przekonująca Dorota Lachowicz). Kara jest postacią na wskroś współczesną, choć jej tęsknota pozostaje uniwersalna. Nasza bohaterka musi się nauczyć żyć po stracie ukochanego, odbudować siebie, swoje życie oraz relację z matką, mimo że to proces długotrwały i niełatwy. Jednak bez względu na wszystko musi wybrać życie – tak brzmi zresztą i swoiste motto „Nocy kruków”: „kochajmy, póki możemy”, Kara wciąż ma kogo kochać także tu i teraz, nie tylko we wspomnieniach. Historia Kary, jej matki i Jaśka stanowi zatem łącznik pomiędzy romantycznym wiekiem XIX a czasami współczesnymi, twórcy spektaklu zdają się mówić: przeżywajmy miłość i śmierć romantycznie, dopuśćmy do serca zarówno radość, jak i smutek, pozwólmy sobie na emocje, których blokowanie jedynie opóźnia proces dojrzewania czy wychodzenia z żałoby... ale i nie zatraćmy się w nich, w życiu ważne jest osadzenie w rzeczywistości i dostrzeganie tego, co nam oferuje – zawsze i bez względu na czasy, w których przyszło nam żyć. Bo zawsze jest się na co otworzyć, nawet jeśli rzeczywistość pozornie rozmija się z naszym marzeniem o niej.
To zestawienie współczesnej historii z Mickiewiczowską romantycznością wypada zatem bardzo ciekawie, szczególnie teraz, w trudnych czasach pandemii i wojny. Duch Jaśka zaprasza Karę na dziady, do Guślarza (Witold Żołądkiewicz) i Kruków (Panna Kruk – Małgorzata Bartkowska, Pan Kruk – Paweł Michalczuk), do teatru życia i śmierci pełnego upiorów wyznających swoje straszne historie, jak Krysia (Andżelika Wiśniewska), która popełnia mezalians i zachodzi w ciążę z panem, który jednak wiąże się z wyżej urodzoną panną; w akcie zemsty Krysia zabije parę, nie mogąc znieść niesprawiedliwości, nie mogąc patrzeć na ich szczęście... jest zbyt prosta, aby im wybaczyć, a oni zbyt skomplikowani, aby wprost uznać, jak ją zranili. „'Noc kruków' jawi się zatem jako romantyczny seans, podczas którego śmiertelni i nieśmiertelni próbują rozpoznać granicę między życiem a śmiercią” – pisze w książce programowej reżyser spektaklu, Waldemar Raźniak. – „W XIX wieku granica ta była zatarta nie tylko ze względu na określone mody czy fascynacje literackie, lecz przede wszystkim ze względu na lęk przed nadciągającą rewolucją przemysłową, społeczną i prymatem naukowości nad duchowością. Wiek XXI przynosi nowe niebezpieczeństwa, a mimo że wiek XX wyposażył ludzkość w psychoterapię, genetykę, kognitywistykę, neurobiologię i inne wyrafinowane narzędzia poznania człowieka, lęki dotyczące fundamentalnych kwestii naszego bytu nie przestają nas prześladować” – podsumowuje.
„Noc kruków” jest zatem przedstawieniem aktualnym, cudownie i mądrze reinterpretującym polską spuściznę literacką oraz tradycje i wierzenia ludowe. Muzyka Zygmunta Krauzego jest najwyższych lotów, to udany mariaż nowoczesności i tradycyjności, świeże spojrzenie na kanon literatury (także muzycznej), zresztą – jak można się było dowiedzieć wcześniej na konferencji prasowej – kompozytor czuwał nad wykonaniem od samego początku, a współpraca z muzykami układała się doskonale, co gwarantuje i efekt. Reżyseria świateł i mroczna, oszczędna scenografia (z pomysłowym wykorzystaniem symboliki lilii – brawo!) stwarzają klimat, historia opowiedziana jest sprawnie, pozostaje spójna narracyjnie, właściwie wszystkie głosy zasługują tu na uwagę, bo – prócz artystów wcześniej wymienionych – także Aleksandra Klimczak jako Pani czy Robert Szpręgiel jako Pan, a przede wszystkim niezawodna Marta Boberska w podwójnej roli Handlarki i Śmierci. Soliści są wspierani przez znakomity Zespół Wokalny Polskiej Opery Królewskiej i Orkiestrę Polskiej Opery Królewskiej pod dyrekcją Dawida Runtza. Jeśli do tego jeszcze wspomnieć o godnej podziwu promocji towarzyszącej całemu przedsięwzięciu, śmiało można uznać, że to nie tylko wspanała prapremiera utworu zamówionego przez Polską Operę Królewską (wykonanie z materiałów i za zgodną PWM) czy wspaniała inauguracja V Festiwalu Polskiej Opery Królewskiej pod hasłem „Muzyka polska”, ale i wyjątkowy przykład ugoszczenia widza w polskim teatrze – po królewsku (publiczności przy wejściu rozdawano wodę i wachlarze!) i tak, że chce się tu wracać. Oby na „Noc kruków” jak najczęściej...