Wszystko toczy się swoim stałym rytmem (relacja subiektywna)
W bufecie Centrum Kultury i Sztuki w Kaliszu nad barem transmituje się koncerty ze sceny festiwalowej. Niewiele można z tych transmisji usłyszeć. Salka jest zwykle wypełniona na tyle, że muzykę zakłóca gwar rozmów. Ten tłumek to głównie osoby spóźnione, tak jak ja, na otwarcie. Połączenia na trasie Warszawa-Kalisz nie rozpieszczają, więc w przerwie po pierwszym koncercie staram się zasięgnąć języka.
Zaczęło się koncertem tria Pawła Tomaszewskiego – muzyka, który znany jest z większości krajowych festiwali oraz ze współpracy z takimi postaciami jak Eric Marienthal, Nigel Kennedy, Larry Coryell czy Michał Urbaniak. W Kaliszu wraz z Andrzejem Święsem (kontrabas) i Pawłem Dobrowolskim (perkusja) zaprezentował swoje autorskie kompozycje, które przygotowywane są na nowy album tria. Publiczność obecna, była zadowolona. „Poprawnie” i „solidnie” mówili.
Po przerwie pojawił się quartet Kuby Stankiewicza z Sebestianem Frankiewiczem przy perkusji, Wojciechem Pulcynem na kontrabasie i Maciejem Sikałą na saksofonach (sopranowy i tenorowy). Projekt Spaces który prezentowali na festiwalu jest pierwszym w pełni autorskim album Stankiewicza po dziewiętnastu latach od premiery Northern Song. Kompozycje nie silą się jednak na zaskakiwanie słuchacza. Jest dość lirycznie i pogodnie, bez udowadniania czegokolwiek na siłę. Fortepian wspaniale akompaniuje, ograniczając się często do pojedynczych, jednak wytrwale intrygujących akordów. W solówkach drażni, nie wiedzieć dlaczego, brzmienie Steinwaya, brak w górnych rejestrach klarowności i ciepła. (Miejsce trafiło się w pierwszym rzędzie na wprost jednego z głośników i tym usprawiedliwiam zły odbiór - pod koniec koncertu będę już całkiem oswojony z brzmieniem i przestanie mi cokolwiek przeszkadzać). Saksofony grają jasno, Maciej Sikała ze skromnym uśmiechem profesjonalisty, utrzymuje swoje partie tuż nad powierzchnią reszty składu, perkusja gra bardzo żywiołowo i płynnie, nawet w energicznych solówkach utrzymując subtelną, liryczną narrację. Największy atut tego wystąpienia to przestrzeń jaką poszerza gra akordowa Stankiewicza. Słychać wiele planów, a na każdym z nich coś ciekawego. Uwagę przykuwa utwór More than revenge, z żywiołowym pulsem i klasyczną, ale bardzo przyjemną pętlą na ostatniej frazie saksofonu w zakończeniu. Kaliska publiczność reaguje jak zwykle bardzo ciepło, choć nie łatwo ją zaskoczyć czy oszołomić.
Po subtelnej liryce quaretu Kuby Stankiewicza poetycko-epicko-osobisty projekt Uncle June Gerald’a Claever’a. Program ten został wydany w 2010 roku na płycie Be it As i See It, a ogromnego ciężaru nadaje już wymienienie samych źródeł inspiracji dla projektu. Po pierwsze Wielka Migracja w Stanach Zjednoczonych (lata 1910 – 1970) z kontekstem poszukiwania tożsamości. Po drugie osobista narracja - rodzina Gerald’a brała udział w Wielkiej Migracji, a sam tytuł projektu to tak naprawdę przydomek jego ojca. Muzyka ta jest więc hołdem dla jego rodziny. Po trzecie inspiracja z doświadczeń muzyków, którzy w połowie lat 60. utworzyli w Chicago Association for the Advancement of Creative Musicians. Musicians (Ich mottem było hasło Great Black Music, Ancient to the Future). I po czwarte hołd dla wizjonera jazzu i bandleadera Sun Ra. Wszystko to razem zapowiada niezwykle monumentalny projekt. Dodatkowo zaprezentowano na początku i w środku koncertu dwa filmy stworzone przez zaprzyjaźnionych z muzykami artystów, specjalnie z myślą o tym projekcie. Nie spotkały się z entuzjastycznym odbiorem – była to proste mieszanki sekwencji nagrań z prób zespołu, pejzaży oraz miasta z powtarzanym bez pomysłu i umiaru słowami „Be it as i see it”. Równie trudna w odbiorze i zagmatwana była muzyka. Długie suity pełne hałaśliwych, wrzaskliwych sekwencji (w których momentami wbijała się niezwykle wirtuozowska gra pianisty), sąsiadowały ze spokojnymi, lirycznymi melodiami. Brakowało w nich jednak odrobinę polotu i wyrazistości, szybko też rozpływały się w oceanie patetyczności - gruntownie rozpisanego, jednak, moim zdaniem, nie najlepiej przemyślanego projektu. Co ciekawe koncert nabierał rozpędy i rumieńców, głównie wtedy kiedy grało trio (perkusja, kontrabas i fortepian). Obsada rozsadziła ramy kompozycji Gerald’a. A szkoda bo ciekawie zapowiadał się skład zespołu – perkusja (Gerald Cleaver), instrumenty klawisze/fortepian (Craig Taborn), skrzypce (Charles Edmund), saksofony - sopranowy i tenorowy(Tony Malaby, Andrew Bishop), flet i klarnet (znów Andrew Bishop)...
Pierwszy dzień festiwalu dobiegł końca i raczej nikt na nim nie dokonał wielkich odkryć, ale nikt też nie wyszedł zawiedziony. Pierwszy dzień kaliskiego festiwalu był taki jaki bywa zwykle – spokojny i solidny. Organizatorzy zaskoczyli organizując wbrew stałej formule jam session już pierwszej nocy z udziałem między innymi Kuby Stankiewicza. Jutro opowiemy o dzisiejszych koncertach na których międzt innymi: Julia Siedl, Lars Danielsson i Adam Bałdych oraz Leszek Możdżer.
MR