Wszechstronność [wywiad z Gwendolyn Masin]
Gwendolyn Masin jest skrzypaczką koncertującą. To także pedagog i organizatorka życia muzycznego. Co można nazwać słowem "wszechstronność", jeśli nie to właśnie? Kiedy więc tylko nadarzyła się okazja, postanowiłem z niej skorzystać i zadać artystce kilka pytań.
Władysław Rokiciński: To mnie zawsze ciekawi najbardziej, więco o to zapytam: jakie były Pani muzyczne początki?
Gwendolyn Masin: Moje dzieciństwo było wypełnione muzyką – oboje rodzice grają na instrumentach smyczkowych, a moja babcia była pianistką. Zakochana w jej grze, zaczęłam grać na fortepianie w wieku lat trzech, a następnie na skrzypcach, kiedy miałam lat pięć. Mimo że kochałam fortepian, nie mogłam poruszać całym ciałem, kiedy grałam, stołek ogranicza zakres ruchów grającego. Przeszłam też przez fazę gry na wiolonczeli i chociaż uwielbiam dźwięk tego instrumentu i lubię na nim grać, także tu krzesło stwarza te same ograniczenia. Odkryłam, że ze skrzypcami mogłabym nawet tańczyć podczas grania i tak stały się one instrumentem, który jest mi najbliższy.
I dużo Pani podróżowała. Już od dziecka. Dorośli na ogół lubią podróżować, uważają to za ciekawe i wzbogacające. A co myślało o tym tamto dziecko, którym wtedy Pani była?
To były wyjazdy rodzinne do ojczyzny mojej matki, na Węgry. Później przemieszczaliśmy się pomiędzy różnymi krajami, włączając w to Południową Afrykę, Holandię i Irlandię. Mając trzynaście lat, zaczęłam sama podróżować po Europie, byłam wtedy uczennicą Hermana Krebbersa. Koncerty i konkursy także zmuszały mnie do podróży. Podróżowanie zawsze znaczyło dla mnie to samo: zaciekawienie połączone z próbą przewidywania. Ale nigdy nie nauczyłam się lubić pakowania i mam naprawdę znikomy talent do planowania mojej walizki...
Pozostańmy jeszcze przy dzieciństwie i muzycznej edukacji. Pani praca doktorska dotyczy pedagogiki gry na skrzypcach na przestrzeni XX wieku i analizuje jej rozwój w wieku XXI. Napisała Pani podręcznik do nauki gry na skrzypcach dla dzieci: „Michaela’s Music House, The magic of the Violin”. Jest Pani pedagogiem, prowadzi kursy mistrzowskie... Wyłącznie występując, nie czułaby się Pani spełniona?
Wykonywanie musyki jest centralną rzeczą w moim życiu, czy to samemu, czy z przyjaciółmi i kolegami, natomiast uczenie daje mi inny punkt widzenia na to, co robię oraz świeże bodźce. Studenci często zadają interesujące pytania i praca z nimi jest formą pracy ze sobą. Moi studenci zaczęli odnosić się do lekcji ze mną jako do „Laboratorium”. Eksperymentujemy i podważamy zakładane prawdy, o których nam mówiono.
Mam wrażenie, że muzyka dla Pani nie osiągnęłaby swojej pełni bez całej tej otoczki społecznej wokół niej, np. bez festiwali. To ważne?
Muzyka dla mnie jest bardzo spełniająca. Nie potrzebuję żadnych dodatków, aby to doświadczenie było dla mnie lepsze. Niemniej jednak, muzyka z samej definicji aktu komponowania, zawsze znajdowała się w kontekście społecznym. W momencie, gdy zaczynam grać utwór, którego nie skomponowałam, wchodzę w umowę z kompozytorem. To jest pierwszy punkt odniesienia o charakterze społecznym. Następnie, jestem przekonana, że muzyka nie może być wykonywana przez każdego, ale może każdemu sprawiać radość. W każdej chwili, gdy ktoś słucha muzyki, ma miejsce międzyludzka interakcja. Dzielenie takiego doświadczenia z audytorium, z kolegami i przyjaciółmi, stanowi naturalnie znaczący bonus.
A gdyby Gwendolyn Masin znalazła się na bezludnej wyspie, czym muzyka byłaby dla niej? Czym mogłaby jeszcze być?
Jestem taka zadowolona, że nie zapytał pan, jaką muzykę wzięłabym ze sobą! Ta lista byłaby ogromna. Muzyka pozostaje dla mnie tym samym, nie ma znaczenia w jakim otoczeniu: to, co się zmienia, to historia, którą opowiadam przy jej pomocy, albo historie, którą są mi opowiadane.
Pytałem już o podróżowanie, ale o tamto z dzieciństwa. Nadal przemieszcza się Pani często z jednego miejsca w drugie. Gdzie Gwendolyn Masin jest u siebie?
Lata spędziłam na próbach odpowiedzi na pytanie, z którą kulturą najbardziej się identyfikuję. Po długiej walce zaprzestałam tych prób i uświadomiłam sobie, że najbardziej w domu czuję się w sercach ludzi, których kocham i w muzyce.
Na koniec zostawiłem coś, co mnie szczególnie interesuje: muzykę współcześnie komponowaną. Żyjemy przecież tu i teraz, nieprawdaż? Ma Pani w swoim repertuarze wiele prawykonań współczesnych utworów. Jest Pani z tego znana. Brawo! Co więcej, Pani sama zleca kompozytorom skomponowanie utworu. Dla mnie to jest wspaniała sprawa. O jakiej kompozycji tego typu chciałaby opowiedzieć Pani czytelnikom Presto?
Dziękuję za wyrazy uznania! Myślę, że jednym z zamówionych utworów, który najbardziej stał się częścią mnie, jest „Violin Concerto” Johna Buckleya, który kompozytor napisał dla mnie. To była „podróż” trwająca piętnaście lat: od momentu, gdy narodził się pomysł, do mojego prawykonania w USA. Miałam możliwość bliskiej współpracy z kompozytorem, którego uważam za przyjaciela i możliwość wpływania na różne partie utwory, w tym długie kadencje. Wykonywałam ten utwór już kilka razy i mam nadzieję, że będzie uznany za arcydzieło, którym jest.
Bardzo dziękuję za poświęcony mi czas i rozmowę.
Notka biograficzna
Pochodząca z rodziny klasycznie wykształconych muzyków, Gwendolyn Masin jest dziś jedną ze znaczących skrzypaczek koncertowych. Koncertuje w całej Europie i w Azji, w Afryce Południowej i na Bliskim Wschodzie, a także w Ameryce Północnej, ciesząc się uznaniem krytyków. Występuje zarówno jako solistka z towarzyszeniem renomowanych orkiestr, jak i w zespołach kameralnych.
W listopadzie 2017 roku Masin wydała album „Flame” (Orchid Classics), a następnie udała się w promującą go trasę koncertową po Szwajcarii i Niemczech. Jednym z utworów, które wykonuje na płycie, jest „Pieśń Roksany” z opery „Król Roger” Karola Szymanowskiego.
Angielska wersja artykułu znajduje się TUTAJ