Wiolonczelowa opowieść o życiu i przemijaniu
Magdalena Bojanowicz-Koziak (wiolonczela) i Radosław Kurek (fortepian) poprowadzili słuchaczy koncertu 14 czerwca 2021 r. w ramach XVIII festiwalu Witolda Lutosławskiego „Łańcuch” kameralną ścieżką muzyki, cechującej się różnorodnymi stylami kompozytorskimi i wykonawczymi.
Otwierające koncert nastrojowe „Grave. Metamorfozy” W. Lutosławskiego stanowiło niejako uwerturę do kolejnych muzycznych odsłon tego wieczoru, zapowiadając pełną napięcia drogę refleksji nad życiem i śmiercią. W utworze tym, ukształtowanym za pomocą techniki wariacyjnej, wiolonczelistka wyraźnie skontrastowała liryczny „motyw lasu” zaczerpnięty z opery C. Debussy'ego „Peleas i Melizanda” z pełnym dysonansów, impulsywnym „motywem śmierci”. Inspiracja Debussym oraz poruszenie tematyki przemijalności ludzkiego życia są tutaj nieprzypadkowe: Lutosławski skomponował „Grave”, by uczcić pamięć swojego zmarłego przyjaciela Stefana Jarocińskiego, który jako ceniony muzykolog znaczną część swojej działalności poświęcił muzyce Debussy'ego. Wpisująca się w atmosferę „Grave”, pięknie oddana intymna refleksyjność nieraz dochodziła do głosu w wolnych odcinkach sonat L. van Beethovena (op. 102 nr 1 i 2), kiedy to subtelny dialog wiolonczeli i fortepianu urzekał wspólną wizją oraz delikatną wymianą myśli muzycznych. W opozycji do tego medytacyjnego nastroju stały żywiołowość, żartobliwość, a nawet rubaszny charakter szybkich części tych sonat. Szczególnie w tych częściach dużą wrażliwością, udanymi zmianami charakteru wyrazu, błyskotliwą artykulacją i lekkością w szybkich przebiegach wykazywał się R. Kurek. Z pełnym życia finałem drugiej sonaty Beethovena skrajnie kontrastowały następujące po niej „Treny dziecięce” (oryg. „Kindertotenlieder”) G. Mahlera, w opracowaniu na wiolonczelę i fortepian W. Derewianka. Tutaj motyw śmierci zdominował całą przestrzeń muzyczną. Artyści bardzo umiejętnie dobierali barwy dźwięku, w poruszający sposób oddając mahlerowski dramatyzm. Dziwić mogły natomiast tempa, które muzycy dobrali do swojego wykonania: często były niespotykanie szybkie, co odbierało pieśniom żałobnym konieczną stateczność i wprowadzało do atmosfery niepotrzebny pośpiech. Za to niosące wręcz nieziemski spokój zakończenie ostatniej pieśni (nr 5) dosłownie zaczarowało publiczność, która jeszcze dłuższą chwilę trwała w ciszy.
Zwieńczająca recital sonata op. 147 D. Szostakowicza – oryginalnie na altówkę – w opracowaniu D. Szafrana na wiolonczelę i fortepian okazała się najciekawszym utworem tego wieczoru. Całe wykonanie cechowały swoboda oraz godna podziwu precyzja wyrazowo-artykulacyjna. Niezwykle sprawne zmiany barwowe oraz zróżnicowany charakter poszczególnych tematów i motywów podkreśliły najbardziej interesujące elementy tego utworu. M. Bojanowicz-Koziak wyraźnie świetnie odnajdywała się w tym utworze, wkładając w grę całe swoje serce i fantazję. Najbardziej poruszyła mnie trzecia część sonaty, oparta na cytacie z sonaty cis-moll op. 27 nr 2 L. van Beethovena (tzw. „Księżycowej”), której środkowy odcinek grany przez wiolonczelistkę z niezwykłą pasją przypominał swoistego rodzaju intymną spowiedź z całego życia – wyznanie grzechów i prośbę o przebaczenie…
Kreacje muzyczne duetu Bojanowicz-Koziak – Kurek były w znacznej mierze przekonujące, a cały koncert stanowił dla mnie – i z pewnością także dla zasłuchanej publiczności – ożywiające przeżycie estetyczne. Brawo!