Wielki przypadek Piotra Beczały [relacja]
Mam problem relacją z Wielkosobotniego koncertu. Nie dlatego, że siadam do niej po kilku dniach i przeczytałam już te wszystkie pełne emocji głosy o tym, jaki Piotr Beczała był wspaniały. Bezapelacyjnie był.
Mam problem z innego powodu.
Opera Wrocławska, fot. M. GrotowskiTo miał być recital Piotra Beczały. Recital niecodzienny, bo odbywający się po 24 latach od ostatniego występu śpiewaka we Wrocławiu. Niecodzienny, bo w nietypowym dniu – w Wielką Sobotę. Terminy w kalendarzu koncertowym Piotra trzeba rezerwować na kilka lat do przodu. Kilka tygodni temu artysta zorientował się, kiedy wypadło mu śpiewać w Operze Wrocławskiej. Ale nie było już rady, ani szans na zmianę daty. Ot, wielki przypadek.
Dolnośląska Opera ma 700 miejsc siedzących, kilkadziesiąt stojących. Wszystkie zostały wyprzedane. Jeszcze w dniu koncertu przychodzili chętni i bez wahania kupowali wejściówki (na miejsca stojące!) za 100 zł. Przyjeżdżali fani tenora z innych miast Polski („jechałyśmy w sumie cztery godziny, nie tak źle”) i zza granicy. Słyszałam przynajmniej cztery języki obce – niemiecki, angielski, francuski i włoski. Na widowni Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Bogdan Zdrojewski, prominentni przedsiębiorcy, z Janem Kulczykiem między nimi. Telewizja, radio…
Na szczęście gdy zgasło światło, wszyscy przestali być ważni. Zaczęło się…
foto udostępnił Nachtigall Artists Management. koncert z Pragi. We Wrocławiu było równie gorącoTak jak wspomniałam, to miał być recital Piotra Beczały. Ale już od pierwszego utworu, od Uwertury z „Nabucco” Giuseppe Verdiego, było wiadomo, że przynajmniej część wieczoru ukradnie tenorowi Łukasz Borowicz.
- Dyrygował tak, jakby sam skomponował wszystkie utwory – podsumował minister Zdrojewski.
Dyrygent brawurowo prowadził orkiestrę. Mógł sobie na to pozwolić, bo zespół jest jednym z lepszych, jakie słyszałam w operze. – Słychać, że muzycy kochają śpiewaków – powiedział Borowicz po koncercie, gdy dziękował szefowej Opery, pani Ewie Michnik.
Pani Ewa to dla mnie także gwiazda tego wieczoru. To ona – we współpracy ze świetnym zespołem Opery stworzyła genialny i trudny w realizacji cykl koncertów „Gwiazdy Nowojorskiej Metropolitan Opera na scenie Opery Wrocławskiej. Zaczęła od zaproszenia Ewy Podleś. Drugi był właśnie Piotr Beczała. Trzecia gwiazda nie będzie Polakiem. Może Anna Netrebko? Dowiemy się pewnie niebawem, jak tylko zakończą się negocjacje i zostanie uzgodniony termin.
Piotr Beczała wie, dzięki komu może czuć się na scenie tak swobodnie. fot. Nachtigall Artists ManagementPiotr Beczała jest niewątpliwie gwiazdą wielkiego formatu. Ale nigdy nie zapomina, że wszystko zależy od dobrej organizacji, wytrwałości i od tego, że na sukces pracuje cała drużyna. Aby jednak drużyna chciała pracować, potrzeba wyrozumiałości, pokory i umiejętnego kompromisu. Jak chociażby wtedy, gdy ustala się program. Piotr Beczała bez wahania zgodził się na, nieznaczne zresztą, zmiany w częściach instrumentalnych tak, aby orkiestra czuła się swobodnie, grając utwory, które miała dobrze opanowane. On sam w ostatniej chwili zamienił jedną z arii zagranicznego kompozytora na arię Stefana ze „Strasznego dworu” Stanisława Moniuszki. Jak zwykle – nie zapomniał więc o polskim akcencie w swoim recitalu.
A na jego sukces pracowali więc wszyscy. Publiczność wołała: Cudownie! Brawo! Wstała i nie chciała puścić tenora. To wszystko było możliwe dzięki ciężkiej pracy całego zespołu Opery, w tym świetnego dyrygenta, Michała Czubaszka, który – w ścisłej współpracy z Łukaszem Borowiczem przygotowywał orkiestrę do występu.
Trzeba przyznać, że program Piotr Beczała zaproponował soczysty. Nie trywialny i wymagający pięknego głosu, wrażliwości, czułości, miłości - takie są arie belcanta. Na szczęście Beczała - choć przewrotnie nazwał swój recital - w hołdzie królowi belcanta Richardowi Tauberowi - sam zasługuje na miano króla. Tytuł koncertu zrzucam na karb promocji płyty, o której zresztą pisaliśmy w Presto - "Twoim jest serce me", której za inspirację posłużyły właśnie arie Richarda Taubera - pioniera operetki.
Opera Wrocławska, fot. M. GrotowskiNo i bisy – te już całkowicie zjednały i tak już kupioną publiczność. „Całuję twoją dłoń madame” i „Brunetki, blondynki” po niemiecku a jednak rozpoznawalne dla większej części publiczności (tu mam dylemat: cieszyć się z tego, czy nie?).
Na sam koniec Piotr Beczała dał nam jeszcze jedną piękną lekcję. Ostatni bis zadedykował swojej żonie, Kasi, która jest pewnie jego najwierniejszą słuchaczką i wielbicielką. A jednocześnie – jest jego wsparciem, najlepszą przyjaciółką. To jej w pierwszej kolejności dziękował śpiewak, gdy podpisywał kontrakt z Deutsche Grammophon. I nie zapomina o niej nigdy, nawet jeśli wszystkie światła są skierowane na niego, a oczy wszystkich tylko w niego wpatrzone.
Prawie na sam koniec usłyszeliśmy więc ulubioną piosenkę miłosną pani Katarzyny Beczały: Carla Bohma "Still wie die Nacht".
P.S.
Polacy, jacy wy powinniście być dumni, bo z waszego kraju pochodzi Piotr Beczala! – egzaltowane zdanie węgierskiej śpiewaczki posłużyło profesorowi Janowi Miodkowi na podsumowanie krótkiej, pięknej laudacji na cześć tenora.
Nie, to nie pomyłka. Naprawdę, tak było na koncercie Piotra Beczały w Operze Wrocławskiej. Lekki charakter koncertu skompensowała bardzo podniosła chwila wręczenia śpiewakowi nagrody Towarzystwa Przyjaciół Śląska. On sam mocno się wzruszył. Profesora Miodka pamięta pewnie z młodych lat, z telewizyjnych programów, dzięki którym język polski stawał się nam bliższy, piękniejszy, wymowa i znaczenie wielu słów bardziej zrozumiałe.
Prezes Towarzystwa, Józef Musioł wyjaśnił, że statuetka Ślązaczki, która trzyma w dłoni jabłko, to symbol dawania. Bo, dodał z błyskiem w oku, Śląsk zawsze daje, czy jest Górny, czy Dolny, czy Opolski. Na Śląsku ważne jest także i to: współpraca, uczciwość, sumienność. Kwintesencję "śląskości" podziwialiśmy podczas wrocławskiego recitalu Piotra Beczały.
P.S.2.
Piotr Beczała ma czas dla wielbicieli. Około godziny trwało podpisywanie płyt. Opera Wrocławska, fot. M. Grotowski
Tak, trochę prywaty na koniec :)
relacjonowała Kinga A. Wojciechowska