Wielki Czwartek. Hymn.
Henry Purcell, gwiazda brytyjskiego baroku, która rozbłysła na firmamencie epoki i przedwcześnie zgasła, dał się poznać festiwalowej publiczności poprzez najbardziej wyspiarski z uprawianych przez niego gatunków muzycznych – hymn.
Różnorodność hymnów Purcella, które usłyszeliśmy podczas czwartkowego koncertu, budzi podziw dla biegłości, z jaką posługiwał się on najbardziej wyszukanymi środkami kompozytorskimi swojej epoki. Eksplorował zarówno przestrzenie podniosłej polifonii w typie Palestrinowskim znaczonej kontrapunktem nota contra notam, jak i barokowej monodii akompaniowanej, w której główna rola przypadała solistom opierającym się w swych wirtuozowskich partiach na fundamencie basso continuo.
Fot. Michał Ramus, fot. www.michalramus.comGdybym chciał podkreślać zasługi któregoś z solistów, musiałbym wymienić wszystkich. Nie zrobię tego jednak, bo zespół Les Arts Florissants stanowił tego wieczoru całość: chór i występujący z niego raz po raz soliści, mały zespół instrumentalny (dwoje skrzypiec, altówka, viola basowa, arcylutnia i organy), nawet dyrygent Paul Agnew, który przecież zupełnie niedawno karierę śpiewaczą zdecydował wzbogacić o doświadczenie prowadzenia zespołu, wszyscy mieli swój istotny wkład w rozbrzmiewającej ze sceny chwalącej Pana pieśni. Każdy z osobna doskonale odgrywał przypadającą mu w dramaturgii całości rolę, zachowując odpowiadającą repertuarowi pokorę.
Kolejne utwory wykonywane bez najmniejszej przerwy łączyły się w spójną kompozycję. Włączone do hymnicznego programu sonaty triowe Purcella korespondowały z instrumentalnymi fragmentami najbardziej rozbudowanych hymnów, tzw. symphony anthems, które w przemyślanym programie zajmowały najistotniejsze punkty: początek należał do euforycznego Rejoice In the Lord alway (1684), koniec pierwszej części do O Sing unto the Lord a new song (1688), koniec wieczoru zaś do uroczystego My heart is inditing of a good matter skomponowanego w 1685 roku dla uczczenia intronizacji króla Anglii Jakuba II Stuarta.
Szczególna uwaga należy się krótkiemu utworowi, który zabrzmiał w pierwszej części i szczęśliwie został powtórzony na bis. Perła kanonu podwójnego Miserere mei rozbłysnęła w programie czwartkowego koncertu blaskiem kunsztownej, jubilerskiej roboty. Dwa tematy kanonu, pierwszy podejmowany przez soprany i tenory, drugi przez alty i basy, połączyły się misternie polifonicznym splocie, pobrzmiewając harmonią, która przejmowała żałością. Perła ta była czarna. Była cieniem rzuconym pośród hymnicznej radości i nadziei. Podobnie jak w radosnym spotkaniu Jezusa z apostołami w Wieczerniku zapowiedź zdrady Judasza.