Wielka Sobota. Anioł i grób.
W Wielką Sobotę Misteria Paschalia tradycyjnie zeszły pod ziemię. Grób zastały pusty.
Trudno o lepsze miejsce na wielkosobotni koncert niż Kaplica św. Kingi w wielickiej kopalni soli. Dobrze więc, że niezmiennie kultywuje się dziesięcioletnią już tradycję, by w tym szczególnym dniu, gdy Kościół czuwa przy grobie Chrystusa, oczekując na jego Zmartwychwstanie, wydarzenia festiwalu Misteria Paschalia rozgrywały się właśnie tam. Gdy więc publiczność górniczymi windami została przewieziona na głębokość 110-ciu metrów pod ziemię, z powodzeniem mogła poddać się grobowemu nastrojowi. Był on jednak przepełniony napięciem oczekiwania na występ artystów. Przestrach i nadzieja. Dwa uczucia walczyły ze sobą o prymat w sercach zgromadzonych w podziemnej kaplicy słuchaczy, podobnie jak ponad dwa tysiące lat wcześniej w sercach apostołów ukrywających się po śmierci Jezusa za zamkniętymi drzwiami.
Gdy Mala Punica kierowana przez Pedro Memelsdorffa rozpoczęła swój występ, stało się jasne, że przestrach jest próżny, grób bowiem został pusty, Chrystus zmartwychwstał i radość zstąpiła na ziemię. Trzy białogłowe sopranistki – Barbara Zanichelli, Anne-Kathryn Olsen i Marketa Cukrová (mezzosopran) były naszymi przewodniczkami, niczym anielice posłane do grobu, by oznajmić nam radosną nowinę. Towarzyszące im dwa głosy męskie – Gianluca Ferrarini i Raffaele Giordani (tenory) wraz z Alessandro Carmignanim (alt), dawały ich podniebnym trylom ziemską podstawę. Wszystkie razem głosiły Panu chwałę na ziemi i wysokościach. Pieśń ludzka i boska miały tego wieczoru ten sam cel. Dało się to słyszeć zwłaszcza w instrumentalnej improwizacji, która płynnie wypłynąwszy z poprzedzającego ją anielskiego śpiewu Sanctus, podjęła jego euforyczny ton w sposób pokrewny tradycyjnej muzyce pasterskiej.
Warto podkreślić zasługi Pedro Memelsdorffa, który program złożony z części stałych mszy autorstwa dwóch włoskich kompozytorów Mattea z Perugi (aktywny 1400-1416) i Antonia Zaccary z Teramo (ok. 1350 – ok. 1413) uzupełniony pochodzącymi z tego samego okresu kompozycjami anonimowego autorstwa, ułożył nie tylko w całość przemyślaną pod kątem dramaturgicznym, ale również przestrzennym. W kluczowych punktach soliści zmieniali swoje położenie, sprawiając, że ich urzekający wyrafinowanym pięknem śpiew ogarniał słuchaczy zewsząd, wypełniał całą kaplicę (styl kompozytorski, którego mogliśmy posmakować określa się wszak mianem ars subtilior – sztuki wyrafinowanej). Śpiewom ordinarium missae towarzyszyły utwory instrumentalne, w których na pierwszy plan wysuwał się grający na instrumentach klawiszowych Pablo Kornfeld. Każdorazowa zmiana instrumentu dyktowana była chęcią dostosowania jego barwy do wyrazu wynikającego z dramaturgii całości, co niekiedy przynosiło efekt wręcz znakomity. Misterium (bez obaw mogę tu użyć tego słowa) kończyło się radosnym Benedicamus Domino, które pozostawało w pamięci jeszcze długo po jego zakończeniu. Wszystko to razem sprawiło, że oczekując w długiej kolejce do wynoszących nas z powrotem na powierzchnię wind, nie miałem wątpliwości, że koncert ten będzie dla mnie najważniejszym wydarzeniem tegorocznego festiwalu.
Relacjonuje Paweł W. Siechowicz