Wenezuelczyk w Berlinie
Orkiestra Berlińskich Filharmoników przez wielu uważana jest za najlepszą na świecie. To oni wyznaczają standardy wykonawstwa muzyki klasycznej. Z tą orkiestrą grają tylko wybitni soliści oraz dyrygenci. Zatem może nieco zaskakiwać, że w tym roku już po raz kolejny za pulpitem dyrygenckim staje młody Wenezuelczyk Gustavo Dudamel.
5 grudnia Dudamel dyrygował w Berlinie utworami Stravinskiego, Schuberta oraz Beethovena. Jego koncert był transmitowany następnego dnia na cały świat przez Internet. Miałem szczęście usłyszeć na żywo ten koncert i musze powiedzieć, że nie jest dla mnie zaskoczeniem, że ten młody maestro dyryguje najlepszymi światowymi orkiestrami. Ma on rewelacyjne wyczucie ekspresji oraz rytmu, a to w połączeniu z nieskazitelną techniką oraz unikalnym brzmieniem Berlińczyków jest receptą na idealny koncert.
Dwie suity na małą orkiestrę Igora Stravinskiego są cyklem niezwykle urokliwych miniatur, ale gdy Dudamel wraz z Berlińczykami się za nie biorą te utwory odznaczały się ogromnym bogactwem rytmów oraz kolorystyki. Dudamel wspaniale wydobył taneczne elementy tych utworów, ale także humor oraz ironię w nich drzemiące.
Kolejnym utworem była IV symfonia Franza Schuberta. Przyznam szczerze, że trochę obawiałem się tego utworu, bo uważam, że jest dość schematyczny, i co tu dużo mówić, nudny. Schubert skomponował tę symfonie mając zaledwie 19 lat. Często jest ona wykonywana w dość mocny patetyczny sposób, jednak Dudamel nieco wbrew sztampowej tradycji wykonawczej zdecydował się na interpretacje bardziej klasycystyczną, i był to genialny pomysł. Schubert zagrany lekko, w tradycji haydnowskiej ma znacznie więcej uroku. Berlińczycy wydobyli z tej symfonii ciekawe elementy harmoniczne oraz dynamiczne, które często umykają innym wykonawcom.
Zwieńczeniem koncertu była IV symfonia Ludwiga van Beethovena. Wydaje się, że Beethoven stanowi idealną okazję dla ekspresji latynoskiego temperamentu, ale Dudamel nie dał się skusić. Udowodnił, że jest już dojrzałym światowej klasy artystą, a nie Wenezuelskim młodzieńcem. Jego interpretacja Beethovena miała sporo ekspresji, ale był to Beethoven bardziej klasycystyczny, zagrany z umiarem oraz wyczuciem klasycystycznych temp. W symfonii tej nie było wielkiego dramatu, za to była czarująca lekkość.
Berlińczycy mają rewelacyjne brzmienie, ale szczególnie w tej orkiestrze urzekła mnie sekcja instrumentów dętych. Tutaj szczególne uznanie należy się Emmanuelowi Pahud za rewelacyjne solówki na flecie.
Na zimową melancholię dobrym sposobem może okazać się podróż do Berlina na koncert. Natomiast dla tych, którzy wolą muzykę w domowym zaciszu polecam internetowe transmisje koncertów Berlińczyków oraz ich nagrania. Jakiś czas temu orkiestra ta rozpoczęła produkować własne nagrania. Podobnie jak ich koncerty, ich nagrania są na najwyższym poziomie. Do moich ulubionych należy Pasja Mateuszowa J.S. Bacha pod batutą Simona Rattla, a wśród solistów takie gwiazdy jak Kozena, Garhaher oraz Quasthoff.
Jacek Kornak