W wojskowych szeregach Staatsoper
Tych, którzy oczekiwali zwiewnej, eterycznej i delikatnej Aleksandry Kurzak, czekało niemałe zaskoczenie. Na scenie pojawiła się w żołnierskich spodniach na szelkach i w brudnym podkoszulku. Pluła, pociągała nosem – prawdziwa córka pułku.
Operę G. Donizettiego w obecnym kształcie publiczność Opery Wiedeńskiej mogła podziwiać już kilka lat temu, choć w nieco odmiennej obsadzie. Tym razem Natalie Dessay zastąpiła Aleksandra Kurzak, a Juana Diego Floresa - John Tessier. Inscenizacja Laurenta Pelly’ego tryska humorem i energią. Reżyser i jednocześnie autor kostiumów znakomicie oddał klimat żołnierskiego obozu i w krzywym zwierciadle ukazał maniery panujące na dworze Markizy de Berkenfield. Duże brawa dla Chantal Thomas za scenografię – oszczędną i adekwatną do tematyki, a jednocześnie niezwykle barwną.
Jednak na największe uznanie zasługuje obsada spektaklu. Aleksandra Kurzak polskiej publiczności znana jest szczególnie z takich kreacji jak Violetta z Traviaty, Gilda z Rigoletta czy Łucja z Lamermooru. Tym razem polska śpiewaczka wcieliła się w postać młodziutkiej Marie, sieroty znalezionej i wychowanej przez pułk Grenadierów. Zachwycała nie tylko pięknym głosem, precyzyjną koloraturą, niezwykłą swobodą wokalną i przejmującą interpretacją, ale przede wszystkim kunsztem aktorskim. Nadała swojej bohaterce wyrazisty i pełen polotu charakter – nawet gdy w II akcie porzuciła żołnierski strój na rzecz okazałej sukni, pozostała tą samą dziarską, choć nieco nieporadną w sferze kobiecości, dziewczyną. Śpiewaczka po raz kolejny udowodniła, że żadna rola jej nie straszna – wzruszała, zaskakiwała i rozbawiała, sprawiając wrażenie, iż sama przy tym bawi się fantastycznie. Serca publiczności podbił także wcielający się w rolę Tonia, tenor John Tessier. Nie można nie wspomnieć o Kiri Te Kanawie w roli Duchesse de Crakentorp, Aurze Twarowskiej jako Markizie de Berkenfield i znakomitym Carlosie Alvarezie - Sulpice, opiekunie Marie. Do tego rewelacyjna orkiestra Opery Wiedeńskiej pod żelazną ręką Guillermo Garcia Calvo.
A tak to wyglądało: [gallery]398[/gallery]
Foto: Michael Pöhn
Publiczność Opery Wiedeńskiej – choć wybredna i nieskora do wiwatów, tego wieczora zgotowała artystom kilkunastominutową owację. I to w pełni zasłużoną. Twórcom „Córki” udało się stworzyć spektakl interesujący pod każdym względem – reżyserskim, scenograficznym, choreograficznym i przede wszystkim muzycznym. Takich inscenizacji długo się nie zapomina.
Córkę pułku podziwiała Ewa Chamczyk