Viktoria Nowak: Szkoła baletowa uczy również życia
Viktoria Nowak reprezentowała Polskę w 14. edycji Konkursu Eurowizji dla Młodych Tancerzy w Pilźnie, w Czechach, w 2015 r. i była pierwsza. Zwycięską choreografię do muzyki Henryka Mikołaja Góreckiego, zatytułowaną „Piece in Old Style”, przygotował choreograf i tancerz Jacek Przybyłowicz. Viktoria miała wtedy 18 lat. Teraz jest już zawodową tancerką. Mówi się, że edukacja tancerzy – ich dzieciństwo i wczesna młodość – to krew, pot i łzy. Postanowiłem zapytać Viktorię także o to.
Władysław Rokiciński: Zacznę tak trochę od końca: da się żyć z tańca? To powołanie czy zawód?
Viktoria Nowak: Taniec jest powołaniem, które z czasem przeradza się w zawód. Ważne jest jednak, żeby nie traktować go tylko jako źródło zarobku. Trzeba pielęgnować w sobie pasję. Bez miłości artysta przestaje być artystą. Jeśli chodzi o kwestię życia z tańca, owszem jest to możliwe, ale to wszystko zależy również od miejsca pracy.
Spójrzmy teraz przed siebie: gdzie widzi siebie dzisiejsza młoda tancerka, Viktoria Nowak, za, powiedzmy, 30 lat i w jakiej roli?
W życiu raczej żyję chwilą. Koncentruję się na małych celach i nie lubię wybiegać w przyszłość. Nieraz jednak pojawia mi się w głowie takie małe marzenie: żeby otworzyć własną szkołę tańca. Chciałabym kiedyś móc podzielić się doświadczeniem i nabytą wiedzą.
A teraz popatrzmy za siebie: ile miała Pani lat, kiedy zaczęła się uczyć tańczyć?
Kiedy miałam siedem lat moja mama po raz pierwszy zaprowadziła mnie na zajęcia przygotowujące do szkoły baletowej. Początkowo wcale nie byłam zafascynowana tańcem. Byłam wówczas typem chłopczycy i tiulowe spódniczki nie przemawiały do mnie tak bardzo jak dres i wygodne trampki.
Mama się poddała?
Nie. Mama musiała wiedzieć, że drzemie we mnie potencjał i szkoda byłoby go zmarnować. Po długich rozmowach postanowiłam, że spróbuję swoich sił i wezmę udział w egzaminach wstępnych do Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej w Poznaniu. Ten dzień zadecydował o moim życiu. Podczas gdy moi rówieśnicy beztrosko bawili się na placach zabaw, ja zgłębiałam technikę tańca klasycznego, przygotowując się do konkursów. Szybko jednak zauważono mój talent i wkrótce zaczęłam wygrywać niemal wszystkie konkursy. Teraz jestem już dojrzałą tancerką z czteroletnim stażem pracy w teatrze i z pewnością mogę powiedzieć, że nie wyobrażam sobie życia bez tańca.
Dzieciństwo tancerki… Czy to były krew, pot i łzy?
Szkoła baletowa wymaga dużo wyrzeczeń Od małego jesteśmy oceniani, dlatego musimy wykazać się ogromną dojrzałością, dyscypliną i przede wszystkim miłością do tańca. Taniec przyczynił się do ukształtowania mojej osobowości. Regularne, czasem mozolne treningi wypracowały we mnie systematyczność i poczucie obowiązku. Nauczyłam się, że tylko ciężka praca prowadzi do wymarzonego celu. Nic w życiu nie otrzymujemy za darmo, każdy sukces wiąże się z wyjściem poza strefę komfortu, wymaga głębszej analizy i zrozumienia siebie.
Nieraz trzeba znosić krytykę...
Nauczenie się tego zajęło mi wiele lat. Na początku byłam bardzo wrażliwa i wszystko brałam do siebie, wątpiąc w swoje umiejętności. Z czasem jednak nauczyłam się, że krytyka jest kluczowym punktem rozwoju i bez niej nie zaszłabym tak daleko. Szkoła baletowa to krew, pot i łzy, ale nie uczy tylko tańca, uczy również życia.
Bardzo dojrzale Pani o tym mówi. Nie było chwil zwątpienia? Nie myślała Pani, żeby rzucić całą tę teorię i tę praktykę, i zacząć po prostu chodzić po dyskotekach?
Miewałam czasem chwile zwątpienia, jak każdy. Chciałam czasem po prostu pożyć i nie martwić się o to, czy będę wyspana na drugi dzień i gotowa na trening. Na szczęście rodzice byli dla mnie ogromnym wsparciem i w trudnych chwilach motywowali mnie do działania. Całe swoje dzieciństwo spędziłam na nauce i przygotowaniach do zawodu tancerza. Na nic więcej nie starczało mi czasu. Dziś czerpię z tego profity i cieszę się, że zaszłam tak daleko. Nie żałuję.
Sukcesy przyszły wcześnie: stypendia, nagrody na konkursach tańca, wyjazdy zagraniczne – Paryż, Pekin, konkurs Eurowizji… Czy któryś z nich szczególnie zaważył na Pani artystycznym życiu?
Gdybym musiała wybierać, to zdecydowanie wybrałabym konkurs Eurowizji ze względu na prestiż i późniejsze zainteresowanie moją osobą. Jednak, szczerze mówiąc, nie lubię być o to pytana, bo sama wygrana wiele nie zmienia, liczy się proces przygotowania. To on kształtuje osobowość i charakter. Wiadomo, że chwila euforii i satysfakcji z wygranej jest nie do opisania, ale szybko przechodzi i pozostaje tylko statuetka.
Tancerz ze mnie żaden. Można by zanucić: „Mniej niż zero…”. A mino to zdarzało mi się myśleć o sobie, że, na przykład, zatańczyłbym choćby i do „Marsza żałobnego”. I zdarzyło mi się – na imprezie z okazji rocznicy matury – tańczyć, solo, prawie non stop przez całą noc. Taniec to narkotyk?
Myślę, że każda prawdziwa pasja jest jak narkotyk. W moim wypadku jest to taniec i od niedawna również modeling. Uwielbiam wyrażać siebie i na scenie, i przed obiektywem aparatu. Praca z ciałem daje mi ogromną satysfakcję.
Gdzie będzie można oglądać Viktorię Nowak i jej taniec w sezonie 2019/2020?
Tańczę w zespole Jacopo Godani – Dresden Frankfurt Dance Company, toteż będzie można mnie zobaczyć głównie tam, we Frankfurcie i w Dreźnie. W pierwszej połowie sezonu mamy również w planach wyjazd do Madrytu.
Życzę więc wielu sukcesów! I bardzo dziękuję za poświęcony nam czas. :-)