Tysiąc przypomnianych nut (relacja)
Powtórzenie koncertu sprzed 65 lat to był tylko pretekst. Chodziło raczej o podsumowanie dotychczasowej pracy orkiestry i całego zespołu Filharmonii. - Gdy przyszedłem tu sześć lat temu, postanowiłem, że albo Filharmonicy Poznańscy będą jedną z najlepszych orkiestr w kraju, albo zakładam kapelusz i wychodzę – mówił po koncercie jubileuszowym dyrektor filharmonii Wojciech Nentwig.
Dyrektor dowiódł, że na razie nie musi zakładać kapelusza, o ile jego żona jeszcze cierpliwie zniesie kolejne szalone lata. Tym bardziej, że - krążyły kuluarowe żarty - teraz będzie spać z kawalerem. Mąż został odznaczony przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Nie tylko on otrzymał wyróżnienie za wieloletnią pracę na rzecz Filharmonii i muzyki w Polsce. Jubileusz był okazją do nagrodzenia wybitnych postaci orkiestry, z jej obecnym dyrygentem Markiem Pijarowskim włącznie. Było dość koturnowo, czemu sprzyjała i rocznica, i entourage Auli Uniwersytetu Adama Mickiewicza, która jest dyżurną salą koncertową filharmonii. Ciekawe, że mimo tych 65 lat i całkiem sporych funduszy, które województwo co roku przeznacza na działalności Filharmonii Poznańskiej, nie znalazły się do tej pory środki na wybudowanie miejsca stałych spotkań muzyków. Widać – znów prowizorki są najtrwalsze. I dopóki nikt nie wyrzuca filharmoników z Auli UAM, nikt inny nie widzi potrzeby wybudowania im siedziby.
Oni jednak czują się tam jak u siebie. Co widać było i słychać podczas koncertu. W połowie zorientowałam się, że przy pulpitach siedzą w większości panie i panowie z siwymi włosami. Grali, jak absolwenci najlepszych akademii muzycznych. Moją uwagę zwrócił Maciej Jezierski, koncertmistrz sekcji wiolonczel. Z taką pasją wykonywał V Symfonię Beethovena, jakby grał koncert solowy na wiolonczelę. Ale choć przyglądałam mu się z większym zainteresowaniem, niż pozostałym muzykom, widziałam jednak, że wszyscy grają z zaangażowaniem, słuchają dyrygenta i siebie nawzajem.
I o to tak naprawdę chodziło – o pokazanie filharmoników poznańskich w ich świetnej, światowej formie. Na koniec dnia zadowoleni byli wszyscy – szef orkiestry, muzycy, dyrektor instytucji, wolontariusze i – oczywiście – słuchacze, którzy solisty nie wypuścili, dopóki nie odegrał dwóch bisów.
Koncert dokumentował Antoni Hoffmann: [gallery]375[/gallery]
Repertuar tego wieczoru był inspirujący. Na początek Uwertura fantastyczna „Bajka” Stanisława Moniuszki. To jeden z nielicznych utworów instrumentalnych tego kompozytora. Po niej – Koncert fortepianowy nr 1 op. 11 e-moll Fryderyka Chopina. Solistą był Nikolai Demidenko, po szkole rosyjskiej, mieszkający w Hiszpanii, obywatel Brytanii, mąż – Polki. Na koniec zabrzmiała wspomniana Piąta Beethovena. Czyli same hity, łącznie z utworem Moniuszki, który wówczas, 65 lat temu, był popularny, nie tylko w Poznaniu. W sali ponad 1000 osób, część stoi – to młodzi ludzie, niektórzy w ostatniej chwili stawali się szczęśliwymi posiadaczami wejściówek. Koncert miał w sobie coś magicznego właśnie dlatego, że był repliką programową pierwszego koncertu Filharmonii Poznańskiej z 10 listopada 1947 roku. Ani na sali, ani wśród muzyków orkiestry nie było już oczywiście ani jednej osoby, która tamten koncert pamięta. Wspomnienia więc budziła prowadząca, nawiązując w zapowiedziach do tego pierwszego historycznego wydarzenia, które ukonstytuowało Aulę UAM jako salę koncertową Filharmonii na wiele lat.
Poznań chce być metropolią, dlatego dba o Filharmonię – deklarował Marek Woźniak, Marszałek Województwa Wielkopolskiego w podziękowaniu za dzieło budowania pozycji zespołu przez te wszystkie lata. I co ważne – obiecał, że mimo kryzysu dalej będzie dofinansowywać instytucję. Być może dotacje nie będą rosły w takim tempie, jak dotychczas – z ok. 7 mln zł sześć lat temu do 12 mln zł w ostatnim czasie, ale w dalszym ciągu będą to kwoty znaczące. Oby były – bo Filharmonicy swoim jubileuszowym występem potwierdzili swoją wysoką formę, której nie można teraz zaprzepaścić.
(kaw)