Tu młodzi czują się częścią wspólnoty
Przyjeżdżam na Songwriting Camp do Domu Pracy Twórczej ZAiKS-u w Konstancinie-Jeziornie pod Warszawą, uzbrojona w podstawowe informacje o idei wydarzenia i o organizatorce – Dominice Barabas. Jednak na to, co zastanę na miejscu, nie jestem do końca przygotowana. Postanawiam zamienić się w uczestniczącego obserwatora. Pewnie gdybym zabawiła dłużej, dołożyłabym swoje cegiełki do pracy twórczej dwudziestki młodych ludzi. Bo Songwriting Camp wciąga.
Szukają harmonii, by powstał refren. – Może daj ten pochód w górę – podpowiada Pawłowi Emilia. Jest po wokalistyce i jazzie na Akademii Muzycznej w Bydgoszczy. Zresztą w tej grupie wszyscy są świetnie i branżowo wykształceni. Nazwę ich „akademicy”, choć pewnie się im nie spodoba.
Karolina, mandolinistka, nie lubi, gdy się jej narzuca temat. – Bo nie da się takiej piosenki później wykorzystać. – Podchodzi do sprawy pragmatycznie. Na co dzień gra i śpiewa w zespołach folkowych i na camp przyjechała, by się zainspirować, stworzyć coś, co może przyda się jej w dalszej twórczej pracy. – O, G-dur wychodzi z tego bridge'a – Karolina nagrywa fragment na telefon. Odtwarza, wsłuchuje się.
Szefem każdego zespołu jest realizator. On spina w całość działania grupy. Tu rządzi Paweł. – W głowie myśli szuuuum ta da da da… – Emilia tworzy roboczy tekst. Wers, dwa, reszta dopiero przyjdzie, gdy melodia będzie gotowa. Paweł dogrywa kolejne partie instrumentów.
– Trochę rywalizacji jest. Koledzy już kończą, a my nie – śmieje się Kacper, dyrygent, klasycznie wykształcony i zawodowo „wychowany” na Mozartach, Brahmsach i Brucknerach. Teraz powoli się przełamuje, żeby wejść w rozrywkę.
Paweł pogadałby, ale czuje presję czasu. – Wrzucę jeden pomysł i może porozmawiamy. – Stara się sprostać także moim oczekiwaniom. – Tu jest B-dur? – Kacper podaje temat na fortepianie. A Paweł jednak znika, zanurzając się w muzyce. – Ale to ładne – komentuje cicho Emilia. Muzyka inspiruje. A czasem na muzykę naprowadza temat. Dominika Barabas, inicjatorka campu, jego organizatorka, manager, a także muzyk (role można by wymieniać długo): – Staram się wymyślić coś, co wybija ze schematu myślenia. Bo jak powiem: blues, to będzie blues. A jak powiem: stwórzcie hymn na Euro 25, które odbywa się w Meksyku i jest organizowane przez społeczność romską – to zaczyna się zabawa, otwierają się głowy. – Kacper potwierdza: – Karolina napisała świetną piosenkę po hiszpańsku. – Choć wcale nie znam dobrze hiszpańskiego – dodaje przewrotnie Karolina. Dowiaduję się od niej, że razem z chłopakiem rozkręcają biznes mandolinowy. – To jest najlepszy instrument na świecie. – Karolina przytula delikatnie mandolinę, którą zrobił dla niej jej chłopak. Kacper bierze skrzypce. Gra melodię, którą podchwytuje Paweł. Jest flow. Zauważam głośno, że słychać, że są po akademiach muzycznych. Paweł się śmieje: – Tam się wykształciliśmy, a teraz się odkształcamy. Wykształcenie klasyczne jest fajne. Daje nam podstawy i dobrze jest je mieć – dodaje. Przerywa mu Kacper, pytając, co powie na elektroniczną trąbkę.
Zdaje się, że jest jakiś postęp. Paweł szuka części refrenowej. Emilia podpowiada, żeby może skrócić jedną frazę – nucąc pokazuje Pawłowi, o co jej chodzi. Paweł się uśmiecha. – Tak! I to będzie przejście do refrenu! – Mają to.
Nie widać pośpiechu w ich pracy, a jednak próżnować nie mogą. W cztery godziny ma powstać piosenka. Trzeba pomysł ubrać w formę. Dopytuję, czy to dla nich nie jest zbyt męczące. Patrzą zdziwieni. Emilia: – To nas uczy, że coś musi powstać. Może właśnie tak będę pracować w przyszłości.
To nie pierwszy songwriting camp organizowany przez ZAiKS. Są też warsztaty z gwiazdami, w Zakopanem. Wielkie wydarzenie – słynne nazwiska, profesjonalny sprzęt dostarczany przez sponsorów, dużo okazalej niż w Konstancinie, gdzie gwiazd nie ma, a sprzęt, w tym instrumenty, każdy przywozi swój. Gdzie jest lepiej? Pytam Karolinę, która była w Zakopanem. – Ale to nie ma znaczenia, czy pracujemy z gwiazdami, czy nie. Wszyscy jesteśmy równi. W każdym miejscu osiągamy jakiś progres. Miejsce, warunki nie mają wpływu na efekt. – Czasem tylko można się przekonać, że książki dobrze tłumią dudnienia głośników – żartuje Tomek. Zostawiam ich, gdy już mają zarys melodii refrenu. Jest i zwrotka. Karolina rzuca z zapałem: – Super! To możemy teraz pisać tekst!
Zmieniam miejsce. Drużyna przy kominku. Widać, że są w trakcie procesu twórczego i pracują intensywnie. Więc im nie przeszkadzam pytaniami, tylko siedzę i obserwuję. „Jest szansa na lepszy sen. Tylko włącz mnie. Tylko włącz mnie”. Tekst napisany i śpiewany ciepłym, altowym, soulowym głosem przez Gosię będę pewnie nucić tygodniami. Melodia zapada w pamięć. Zwrotkę autorka musi jeszcze wymyślić, ale idzie jej nieźle, podśpiewuje sobie słowa, których pewnie użyje za chwilę. W przerwie, w której panowie koncentrują się na muzyce, ona siada z zeszytem, ołówkiem i pisze. Po dłuższej chwili już ma. Tekst nieco abstrakcyjny. Przypomina mi piosenki Bovskiej, choć klimat samego utworu jest inny. Wszystkie piosenki dziś są bardzo spokojne, powolne, nostalgiczne. Uczestnicy mówią, że to dlatego, że poprzedni dzień był bardzo intensywny i nie mają dziś siły.
Patrzę, że instrumentarium „drużyny kominkowej” jest odmienne od tego, które ma grupa „akademików”. Głównie gitary elektryczne, elektronika, w muzyce sporo sampli. – A co to tak szumi? – pyta ktoś. – To ten różowy szum. – Gosia nawiązuje do słów piosenki. – Czy to cię nie uspokaja?
Dominika Barabas biega. Dosłownie. Ze stosem papierów. – Potem trudno ich złapać, więc podpinam się do drukarki i podsuwam pod nos umowy. Mówią o mnie: ZAiKS-mama. – W stowarzyszeniu jest od kilku lat, od czterech w zarządzie Sekcji B i bardzo jej to pomogło – Dużo się nauczyłam od strony prawnej. Pomagam teraz im – ruchem głowy wskazuje na uczestników campu. – Staram się ich namawiać do zapisania do ZAiKS-u, żeby trochę obniżyć średnią wieku. I odczarować ZAiKS – dodaje z energią. Rozumiem ją. Nie jest łatwo ponadstuletniemu stowarzyszeniu dostosować się do teraźniejszości. A przecież potrzebne będzie ono przez kolejne sto lat. To ważne, aby jego szeregi zasilali kolejni młodzi twórcy. Czasy się zmieniają, technologie się zmieniają. Dobrze mieć zawsze w pobliżu kogoś, kto trzyma rękę na pulsie współczesności. Wiem o tym, bo w mojej redakcji rozpiętość wiekowa przekracza 40 lat. I widzę, jak różne perspektywy mają 20-letni Wojtek i ponad 60-letni Władek. Zresztą świetnie dogadujący się ze sobą i czerpiący ze swoich odmiennych doświadczeń.
Wracając do Konstancina. Zosia jest najmłodszym uczestnikiem. Gdy złożyła papiery na Songwriting Camp w Zakopanem, miała 16 lat. Była totalnie pod kreską warunków przyjęcia, ale przesłała tak dobry materiał – świetna melodia i tekst, choć nagranie mocno domowe, że – wspomina Dominika Barabas – postanowiliśmy dać jej szansę. Jest na campie już trzeci raz i widzę, jaki jest progres. Jesienią wydamy jej epkę i może zrobi przewrót, zobaczysz!
Jest tu też Michał. Dominika mówi, że on akurat nie ma akademickiego wykształcenia muzycznego. – Ale nie tylko o to chodzi. On rzuca pomysłami, a o pomysłowość chodzi czasem bardziej niż o wirtuozerię.
Camp odgrywa jeszcze inną rolę. Czasem ktoś nie czuje się twórcą i to tu wychodzi. Choć zanim wyjedzie, sprawdza się, czy czasem nie wynika to z tego, że jest zblokowany, także przez edukację muzyczną. Na campie rozbraja się różne bomby, w tym te emocjonalne. Gosia słucha gotowej piosenki, ze swoim wokalem. W pewnej chwili wykrzykuje radośnie: – Ej, podoba mi się to nawet!
O 11.30 dojeżdżają kolejni muzycy. – Siema, a gdzie my? – Tam, gdzie jest wolne miejsce! – Za chwilę i oni się nastroją.
Wszyscy dziś grają w B-dur. Poważnie. Tomek ma śmiałą tezę: – Po prostu tu wszystkie ściany wibrują i dostrajamy się do siebie. – Uśmiechamy się porozumiewawczo. Szybko wczuwam się w tutejsze poczucie humoru. Jest ono wszechobecne na równi z pełnym zaangażowaniem. Tu nie ma pustych przebiegów. Każda minuta jest wypełniona pracą. Po raz kolejny jednak dociera do mnie, że nie czuć pośpiechu. Wszyscy są bardzo silnie obecni w tu i teraz. W tworzeniu. Jeśli trzeba się pochylić nad frazą, pojedynczym dźwiękiem, jeśli coś komuś nie pasuje – zatrzymują się i pracują nad jednym miejscem w piosence tak długo, aż będzie dobrze.
Tak się złożyło, że teksty piszą głównie dziewczyny. I robią to świetnie. Koledzy są pod wrażeniem. W końcu dowiaduję się, jak brzmi dzisiejsze zadanie: stworzyć dowolną piosenkę i przepisać ją na fortepianówkę. Po co? Piosenka w łatwym układzie na fortepian zostanie potem zarejestrowana w ZAiKS-ie. Wszyscy będą twórcami. Dominika Barabas uczy przy tym młodych odpowiedzialności za siebie wzajemnie. Bo zasada jest prosta: wszyscy albo nikt – albo piosenkę rejestrują wszyscy twórcy, albo nikt nie dostanie tantiem. Można się dogadać po dżentelmeńsku, jeśli ktoś stawia opór przed rejestracją. Ale koniec końców trzeba wspólnie znaleźć rozwiązanie dobre dla wszystkich. No i poznać mechanizm ochrony własności intelektualnej. A wiadomo, najłatwiej się nauczyć, gdy sprawa dotyczy nas osobiście.
Na razie jednak jestem na kolejnej sesji. – Tu piosenki płyną prosto z serca, nie robimy nic na siłę – mówi z przekonaniem Tomek i kontynuuje z większym luzem: – Co muzycy mają w głowie? Kiedyś z Mateuszem nagraliśmy piosenkę o kacu. To był hit! Był nawet zsamplowany odgłos spuszczanej wody. – Deska klozetowa służyła nam jako perkusja – dodaje Mateusz, akordeonista. – Potrzebuję sytuacji! – przebija się dramatycznym głosem Justyna. – Może erotyk w stylu Ciechowskiego? – podpowiada Tomek. – Usłyszałem kiedyś w radiu, że dziś w przestrzeni medialnej nie ma erotyki, jest tylko pornografia, brakuje subtelności. – A może erotyk miejski? Czułość do miasta? – zastanawia się Justyna. Opowiadam o odręcznym pisaniu listów i moich przemyśleniach po tym, jak niedawno przyjaciel przysłał mi list napisany na papierze, piórem, w dodatku po francusku, w języku, którego nie znam. Wymieniamy się myślami na różne tematy, gdy wpada Dominika z tacą pełną filiżanek kawy. Nie pijam jej o tej porze, ale jakoś ulegam zbiorowej hipnozie. Kawę pije każdy! Jestem pełna podziwu dla organizatorki, która myśli o wszystkim i wszystkich. Za chwilę przekonam się, jak dokładnie pamięta, kto jaki posiłek zamówił: czy vege, czy jarski, czy bezglutenowy…
– Daj takie grube akordziska, w c-moll. – Tomek instruuje Mateusza, ustawiając mu mikrofon do nagrania. – Nie rób tercji, bo nie wiemy, czy nie będę czegoś dogrywał. I może jakieś jazzowe składniki? – Mateusz się przymierza do nagrania, a Tomek chodzi po sali i eksperymentuje z burzownicą.
Żałuję, że mój pobyt w Domu Pracy Twórczej ZAiKS-u w Konstancinie-Jeziornie dobiega końca. Pierwsza sesja jest dopiero na półmetku. Schodzę na dół, gdzie przy stole zastaję Dominikę Barabas, która tłumaczy Zosi, jak wypełniać wnioski o tantiemy. Zosia znów się pomyliła, więc Dominika idzie po kolejny czysty formularz. Aż do skutku, aż się nauczy. Korzystam z okazji i podpytuję Zosię, czy odczuwa różnicę wieku. Nie odczuwa. – Biologicznie jestem najmłodsza, ale zawsze lubiłam przebywać ze starszymi od siebie. Co tu robię? Komponuję, piszę teksty. I, o, wypełniam luki.
Wracając do Warszawy, myślę sobie, że to było ważne dla mnie doświadczenie. Znów spotkałam pięknych, zdolnych, twórczych ludzi, mimo młodego wieku mądrych życiowo i zaradnych. To dobrze, że mają miejsce, w którym uczą się współpracy, współodpowiedzialności. Uczą się także dzielenia swoimi talentami i kompetencjami. Gdzie czują się częścią wspólnoty, która ich wzmacnia, a nie depcze ego. Na pewno wyjechali z campu lepsi, bardziej doświadczeni, zainspirowani. A o to przecież chodziło.
Kinga Wojciechowska