Swoboda i odpowiedzialność [rozmowa z Meccore String Quartet]

25.02.2020
fot. Arkadiusz Berbecki

Trzyczłonowa włosko-angielska nazwa, cztery osoby, cztery instrumenty i całkiem duża liczba nagród, wyróżnień i dokonań. W jednym momencie z plątaniny strun, nut i wielu prób układają emocjonalne, kameralne wykonania. Na kilka dni przed koncertem w Filharmonii Łódzkiej odpowiadają na pytanie, jak właściwie do tego dochodzi. Rozmawia Wojciech Pietrow.

Wojciech Pietrow: Co właściwie znaczy Meccore?

Wojciech Koprowski: „Meccore” – od włoskiego „cuore” (serce). A później powstało „Mio cuore” (moje serce) – był taki pomysł, by nawiązać do sposobu wyrażania siebie w muzyce i tak została stworzona ta nazwa własna, która ma kojarzyć się tylko z nami. Jest w tym trochę wieloznaczności i zabawy słowem.

Czyli przy założeniu było już jakieś credo w waszym kwartecie? „Mio cuore” to myśl przewodnia?

Aleksandra Bryła: To, co jest dla nas istotne, ujawniło się dopiero w trakcie. Zobaczyliśmy, że w kreowaniu muzyki najważniejsze jest dla nas oddanie na scenie emocji i charakteru wykonywanego utworu.

Czyli sam cel nie był z góry założony?

MB: Nie, nie. Nasza kariera była niezaplanowana. Zaczęliśmy grać dla przyjemności jeszcze w czasach studenckich. Dopiero w pewnym momencie przerodziło się to w profesjonalny zespół i postanowiliśmy związać z tym naszą karierę zawodową.

Wasz skład przechodził pewne zmiany i zastanawiam się: gdy pojawia się nowa osoba, to kierujecie się tym czego potrzebuje kwartet, czy jesteście otwarci na zmiany?

WK: Jedno i drugie, bo wiemy mniej więcej, jakiego muzyka potrzebujemy i wiemy, co jest dla nas ważne. Mamy pewne wyobrażenie, kto mógłby z nami współpracować.

AB: Ale jesteśmy też otwarci, bo kwartet to cztery różne osoby i każda z nich wnosi do zespołu coś nowego. Zawsze to, co się wydarza, gdy pojawia się ktoś nowy, jest w pewien sposób fascynujące.

Stworzyliście festiwal Quarto Mondi, który prezentuje artystów światowej sceny kwartetowej. Czy kwartet jest faktycznie tak innym medium od tria lub kwintetu, że konieczne jest, by stworzyć na jego potrzeby oddzielny festiwal?

MB: Generalnie kwartet jako twór jest wyrafinowaną formą wspólnego muzykowania. Beethoven napisał 16 kwartetów, Schubert piętnaście, Mozart, Haydn, Brahms, Szostakowicz… Można by wymieniać każdego z największych kompozytorów i zobaczyć, że każdy skupiał się również na kameralistyce.

No właśnie: ale ma on inny środek wyrazu, czy po prostu akurat kwartet jest najsilniej zakorzeniony w tradycji muzyki?

Marcin Mączyński: Przez teoretyków muzyki właśnie ta forma często jest uznawana za

„najczystszą” i jednocześnie najtrudniejszą dla kompozytora. Stworzenie dzieła na kwartet wymaga wielkiego kunsztu i jest to papierek lakmusowy warsztatu kompozytora. Stąd tak duża ich liczba – każdy próbował odnaleźć się w tej formie.

 

A sama muzyka kameralna jest czymś łatwiejszym czy trudniejszym w odbiorze niż muzyka symfoniczna? Czy można w ogóle tak porównać te dwa style?

WK: Wydaje mi się, że to jest kwestia języka kompozytora albo epoki… Sama obsada wykonawcza raczej nie ma większego znaczenia.

MB: Można również spotkać melomanów ukierunkowanych wyłącznie na muzykę symfoniczną.

AB: Albo po prostu chodzą oni częściej na koncerty symfoniczne i do takiej muzyki są przyzwyczajeni. Symfonia jest dla nich łatwiejsza w odbiorze niż kwartet, ponieważ z takim rodzajem muzyki są bardziej osłuchani.

Czy jest tak, że artysta jest obdarzony talentem do kameralistyki lub gry symfonicznej? Jedni są lepsi w jednej dziedzinie, a inni w drugiej? Czy na przykład wy czujecie, że jesteście predysponowani do kameralistyki?

MB: Trzeba lubić grać w orkiestrze, w której to dyrygent narzuca jakąś formę interpretacji. W kwartecie smyczkowym mamy możliwość określenia interpretacji w zgodzie z naszym poczuciem estetyki. Uczestniczymy w tym – jest to forma relacji między naszą czwórką. Nie wiem, czy my jesteśmy szczególnie predysponowani do grania w kwartecie. System edukacji w Polsce zakłada przede wszystkim szkolenie młodych artystów z ukierunkowaniem na granie solo. Podjęliśmy decyzję o współpracy w takim zespole i szczerze mówiąc, to pochłania tak dużo czasu, że – z mojej perspektywy – nie ma możliwości, żeby dodatkowo grać w orkiestrze.

Czyli kwartet daje wam swobodę…

MM: …ale i poczucie większej odpowiedzialności.

Kiedy słucham waszych wykonań, słyszę wielką emocjonalność i zastanawiam się, jak do tego dochodzi. Pojawia się nowy utwór i co dalej? Stajecie przed nutami i dyskutujecie? Zaczynacie spontanicznie grać i słuchacie się nawzajem?

MB: Raczej nie ma czasu na takie próbowanie.

AB: Zazwyczaj znamy już utwór, który chcemy grać i każdy ma swoje wyobrażenie na jego temat. Każdy dokłada część swojej wizji do tego, jak chcemy coś przedstawić publiczności.

No właśnie… Ale jest was czwórka. Zawsze są cztery różne wizje.

MM: Hmmm… Pomimo różnic mamy często spójne zdanie na temat dzieła.

AB: I zazwyczaj odczuwamy te same emocje. Dyskutujemy raczej o sposobie, w jaki je ukazać, wyrazić.

MB: Zresztą… Poczucie smaku, gdy gramy już tak długo razem, jest bardzo podobne.

WK: Grając dłużej ten sam repertuar, próbujemy też różnych rozwiązań – czasami ktoś zgłasza chęć zmiany wcześniejszych ustaleń. Honorujemy to i dzięki takim zmianom w pewnym sensie poznajemy wtedy ten sam utwór na nowo.

3 marca i 12 maja gracie w Filharmonii Łódzkiej i z okazji Roku Beethovenowskiego wykonacie kwartety smyczkowe tego kompozytora.

MB: Cieszymy się niezwykle z powodu występu w Filharmonii im. A. Rubinsteina w Łodzi. Zawsze miło jest wracać w to szczególne miejsce. Jako kwartet rezydujący będziemy mieli okazję wykonać cały opus 18 Ludwika van Beethovena podczas cyklu dwóch koncertów w trwającym właśnie sezonie artystycznym.

WK: Warto też wspomnieć, że oprócz tych dwóch koncertów jesienią zagramy jeszcze jeden, podczas którego wykonamy utwory trzech klasyków wiedeńskich, dzięki czemu osadzimy Beethovena w szerszym kontekście historycznym.

Co po tylu latach jest jeszcze nowego do odkrycia w tej muzyce?

WK: To jest też tak, że ta muzyka jest nieco inaczej interpretowana teraz niż kiedyś, ponieważ wyrażamy i odbieramy emocje poprzez bagaż naszych doświadczeń. Myślę, że nadaje to pewną wyjątkową wartości tzw. muzyce klasycznej.

Czyli cały czas na nowo będzie można odkrywać Beethovena, bo się zmieniają czasy?

WK: Nawet jeżeli to jest ta sama muzyka, te same afekty i te same założenia, to ich koloryt będzie trochę inny. Nie nam oceniać, co cechuje naszego Beethovena, ale wydaje mi się, że jest w nim wartość zarówno uniwersalna, jaki i ta, która istnieje tylko tu i teraz.

Uczestniczyliście w kursie interpretacji Beethovena u Alfreda Brendela. Co Wam przekazał?

MB: Otwierał nas na kwestie charakteru w muzyce, na zagadnienia dotyczące emocji. Jest pianistą, więc problemy techniczne poniekąd go nie dotyczą. Przekazywał nam wiedzę, która pomogła nam rozumieć i wyrażać warstwę emocjonalną. Przy okazji kurs odbywał się w Beethoven-Haus w Bonn, więc mieliśmy dostęp do rękopisów dzieła, które graliśmy. Mogliśmy zobaczyć różnice wydawnicze w poszczególnych fragmentach – to też było dyskutowane podczas tego masterclass.

Czy kameralistykę można nazwać muzyką mniej efektowną?

WK: Nie! To jest ciekawe, że na scenie są cztery osoby, że każda ma swój głos, że jest to rodzaj dyskusji. Tę dyskusję można z zaciekawieniem obserwować z zewnątrz, tak jak teraz ktoś obserwuje, jak my rozmawiamy. Wydaje mi się, że to nie jest mniej atrakcyjne czy o cokolwiek uboższe.

MB: Tyle tylko, że gramy ciszej…

WK: (śmiech) Tak… gramy bardziej intymnie. Problem jest taki, że w Polsce została zaniedbana tradycja domowego muzykowania. A właśnie na niej opiera się idea kameralistyki. Teraz co prawda wszystko się powoli zmienia, ale właśnie dlatego jest mniej cykli kameralnych, mniej festiwali kameralnych i mniejsze zrozumienie dla tego, czym my się zajmujemy na co dzień.

Więc jak chcecie zachęcić odbiorców do tej mniej znanej i chyba niedocenianej w Polsce kameralistyki?

MB: Myślę, że… naszą karierą. Uczymy na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina i ci młodzi artyści obserwują nas również pod kątem zawodowym. Interesują się naszą aktywnością na arenie międzynarodowej. Przez pryzmat naszej kariery zachęcamy ich, żeby szli w tym kierunku.

AB: Mamy plany, by przyciągnąć publiczność takimi projektami, jak na przykład koncert z utworami Beethovena połączony z odczytaniem jego listów. Mamy nadzieję, że publiczność zaciekawiona takim zestawieniem przyjdzie i odkryje piękno tej muzyki w nieco szerszym ujęciu.

WK: Tym i właściwie każdym naszym występem chcemy „łowić” inną, nową publiczność.

F. Schubert, Kwartet "Śmierć i dziewczyna"

 

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.