Skrowaczewski w Krakowie
Stanisław Skrowaczewski nie pojawia się w Polsce często, dlatego każdy jego koncert to wydarzenie, na które melomani czekają całymi miesiącami. Nie inaczej było 7 grudnia w Krakowie.
Repertuar, jaki Maestro zaserwował publiczności - zróżnicowany, chociaż wszystkie jego elementy pasowały do siebie i tworzyły spójną całość. Na przystawkę zaserwowano słuchaczom „Adagietto” z „Raju utraconego” Krzysztofa Pendereckiego, następnie Koncert fortepianowy c-moll KV 491 Wolfganga Amadeusza Mozarta z Borisem Giltburgiem, i na koniec II Symfonię c-moll Antona Brucknera.
foto. Michał RamusNeoromatyczny utwór Pendereckiego znalazł w osobie Skrowaczewskiego dobrego interpretatora, świetnie czującego wykonywaną muzykę. Urodzony w Rosji Giltburg jest zwycięzcą tegorocznej edycji Konkursu Królowej Elżbiety w Brukseli, więc oczekiwania publiczności względem niego były wysokie. Pianista poradził sobie z utworem Mozarta śpiewająco, chociaż interpretacja, jaką zaoferowali razem ze Skrowaczewskim, była dość niecodzienna. Raczej powolna i romantyczna w wyrazie, jednak nie była to jej wada. Artyści zaoferowali prawdziwie autorską kreację, a nie kolejne odbębnione „wykonanie”. Giltburg pokazał się jako pianista wrażliwy, nastawiony raczej na wyraz niż na efekt.
Największym zaskoczeniem była dla mnie interpretacja II Symfonii Brucknera. Austriacki kompozytor nieodmienne kojarzy się z wolnymi tempami i potężną masą brzmienia. Skrowaczewski brucknerowską szatę dźwiękową dość radykalnie odchudził, a zadyrygował symfonią w tempie szybkim, wartko i dramatycznie kształtując narrację. Pomimo skończonych przed dwoma miesiącami dziewięćdziesięciu lat, Skrowaczewski był pełen energii i entuzjazmu, a symfonię prowadził z pamięci. Orkiestra Filharmonii Krakowskiej spisała się na medal – zwłaszcza sekcje drewna i smyczków brzmiały mocno, pewnie i soczyście.
Publiczność reagowała na wykonania bardzo entuzjastycznie, a owacja na stojąco na koniec koncertu była zdecydowanie zasłużona. Trochę tylko szkoda, że z okazji 90. urodzin Skrowaczewskiego nie przypomniano żadnego z jego własnych utworów (nie tylko w Krakowie zresztą!) A warto byłoby usłyszeć choćby „Muzykę nocą” czy „Koncert na orkiestrę”. To rocznica, która przeszła niestety prawie bez żadnego rozgłosu.
Oskar Łapeta