Singin’ Birds – uzbrojone w styl i wdzięk
Wdzięk, styl, charm, szyk… - śpiewali polscy artyści w słynnej piosence . Jak się jednak okazuje, poza wdziękiem, niezwykle kobiecy może być talent. Z zespołem Singin’ birds rozmawia Maja Baczyńska.
Maja Baczyńska: Muzyka i przyjaźń, czy może być lepsze połączenie?
Dominika Dulny: Powiedziałabym nawet, że przyjaźń to często warunek tworzenia muzyki w zespole.
MB: Singin’ Birds - jak to się zaczęło?
DD: Wszystko zaczęło się od naszej wspólnej nauki w szkole muzycznej przy ulicy Bednarskiej. Tam się poznałyśmy, a pod koniec szkoły, gdy nasze drogi miały się już rozejść, postanowiłyśmy założyć zespół. Wspólne śpiewanie miało nam wtedy pomóc utrzymywać stały kontakt. :-)
Dominika Kasprzycka-Gałczyńska: Prawda jest taka, że bardzo często słyszymy to pytanie…Fajnie byłoby wymyślić w końcu jakąś inną, bardziej romantyczną historię, ale sprawa jest bardzo prosta – poznałyśmy się w szkole muzycznej i po jej skończeniu stwierdziłyśmy, że chcemy coś razem robić – śpiewać, grać.
MB: Macie bardzo dopracowany wizerunek…Wasza siła tkwi w elegancji i oryginalności?
DD: Nie jest łatwo obronić taki image, ale najważniejsza w gruncie rzeczy jest konsekwencja, cel i wyraźnie wyznaczona droga do tego celu.
DKG: Nigdy nie zamierzałyśmy konkurować i rywalizować z zespołami czy to rockowymi, czy grającymi w jakimkolwiek innym stylu, bo nie o to chodzi. Każdy ma swoją siłę, własną drogę. Jedni będą dźwiękiem „zmiatać” widzów z widowni, a drudzy będą próbować oddziaływać na publiczność za pomocą innych środków.
DD: Przede wszystkim muzyka z poprzednich epok to nasza pasja, a jeśli się czegoś bardzo chce, to nie da się tego nie osiągnąć. W tym przypadku – obronić wizerunku.
MB: Jak więc staracie się pozyskiwać nowych odbiorców? Żyjemy w czasach, w których wydaje się, że na klubowych scenach dominują brzmienia znacznie cięższe…
Joanna Czarkowska: Nie nazwałabym tego pozyskiwaniem. Po prostu tworzymy i pokazujemy ludziom efekty naszej pracy. A wtedy sami się „pozyskują” lub nie. Jeżeli im się podoba to, co robimy, to wchodzą w tę muzykę razem z nami, a jeśli nie - to trudno. Być może następnym razem, gdy stworzymy coś nowego, zdecydują się zostać z nami na dłużej.
DKG: Najlepsza jest poczta pantoflowa. Jeśli coś się komuś spodoba, to ta osoba przekazuje to swoim bliskim. I tak tworzy się „sieć”. :-)
MB: „Must Be The Music”…Czy ten program w jakiś sposób wam pomógł?
JCz: No pewnie, że pomógł. Mogłyśmy zaprezentować się większej publiczności, pokazać światu, że istniejemy i nagrać naszą debiutancką płytę.
MB: W swoim repertuarze mieszacie repertuar własny i covery. W którą stronę zmierzacie obecnie?
DD: Staramy się cały czas konsekwentnie realizować obie te ścieżki, tak jak na pierwszej płycie. Piszemy własne piosenki, ale jednocześnie dalej budujemy nasz repertuar coverowy. Staramy się wyszukiwać szczególne tematy muzyczne – takie, które w naszym wykonaniu na długo zapadną publiczności w pamięć. Ostatnio wskrzesiłyśmy temat z gry komputerowej Mario Bros.J Dostajemy sygnały, że nasz pomysł trafia w gusta widzów!
JCz: Cały czas towarzyszy nam zabawa muzyką, nie wzbraniamy się przed tym, żeby chwytać stare piosenki i przerabiać je po swojemu. A czasami siadamy przy pianinie i tworzymy coś całkowicie nowego.
DKG: I jedno, i drugie jest bardzo kreatywne, bo – wiadomo – zrobienie czegoś od początku wymaga dużej kreatywności, ale twórcze „przearanżowanie” znanej piosenki, to również niełatwa sztuka.
MB: Kim się inspirujecie?
DKG: Trzonem całego zespołu jest inspiracja tradycją amerykańskich zespołów wokalnych: Andrews Sisters, Boswells Sisters i…inne sisters. :-) A poza tym - każdy kimś innym. Wszyscy członkowie zespołu mają swoje własne, indywidualne gusta.
JCz: A to wszystko się ściera…
DD: …dzięki temu wychodzi prawdziwa mieszanka wybuchowa.J Gdyby każdy z nas miał wypisać swoich ulubionych twórców, to stworzylibyśmy pewnie całkiem pokaźną książkę. Nie mówiąc już o tym, że nasi chłopcy mają szczególny dar zapamiętywania niezliczonych ilości nazwisk muzyków zza oceanu.J Poza tym inspirujemy się starymi filmami, serialami, a także artystami naszych czasów, którzy podobnie jak my darzą sentymentem dawne epoki.
MB: Kluczem jest kobiecość?
DD: To chyba ktoś z zewnątrz musi ocenić, czy jesteśmy kobiece, czy nie. :-) Nie nam to oceniać. :-) Choć oczywiście staramy się być i takie. Lubimy się przebierać i „przeistaczać”.
JCz: Przede wszystkim kluczem było współbrzmienie kobiecych głosów…
DKG: …i kobiecych charakterów!
MB: A jak na tę demokrację kobiet reaguje męska część zespołu (Marcin Piękos - piano
Jacek Kaliszewski – bass, Marcin 'Marcel' Piszczorowicz – drums)?
JCZ: Panuje u nas raczej demokracja zespołu, a nie demokracja kobiet.
DKG: Dokładnie, to jest demokracja razem z mężczyznami.
JCz: Marcin, nasz pianista, ma naprawdę dużo do powiedzenia w naszym zespole…
DKG: …szczególnie od kiedy zapuścił brodę. :-)
JCz: Na polu muzycznym rządzi.
DD: Czuwa nad aranżacjami, jest producentem naszych nagrań, a także zajmuje się wieloma bardziej przyziemnymi rzeczami związanymi z zespołem. To nie tylko człowiek-orkiestra, ale także nasz „głos rozsądku”! :-)
DKG: My rządzimy tylko jeśli chodzi o sukienki i dodatki i o to, żeby chłopcy mieli ładnie wyprasowane koszule. Oczywiście karcimy ich gdy o tym zapomną. :-)
MB: To rozumiem! Ale przekroczmy granice.J Część Singin’ Birds podróżowała po Stanach…
JCz: Znalazłyśmy gwiazdę Andrews Sisters na Hollywood Boulevard!
DD: Udało nam się dostać na fantastyczny koncert. Mieliśmy nadzieję na więcej takich jazzowych wieczorów w klubach muzycznych, ale akurat wtedy w Los Angeles nie było tylu występów. Na koncercie, na którym byliśmy grał lokalny big band. Jak się okazało, w jego szeregach siedziało wielu znakomitych muzyków, m.in. członków słynnego Big Phat Band. Przy okazji zobaczyłyśmy i usłyszałyśmy dziewczyny, które śpiewały w naszym stylu. Były świetne. :-)
MB: „Niech tak zostanie” - debiutancka płyta (wyd. przez Warner Music Poland!) sfinalizowała pewien etap w Waszym życiu. Prawda?
DKG: Wszystko co chciałyśmy zawrzeć w tym tytule opisałyśmy w książeczce dołączonej do płyty. Dlatego po prostu zachęcamy do jej kupienia.J Oczywiście to wielkie spełnienie marzeń, przynajmniej na tamtą chwilę, bo zawsze tak jest, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Na tamten moment – niech tak zostanie – natomiast teraz mamy nowe cele, nowe wyzwania.
JCz: Chcemy się rozwijać, być coraz lepsze…
DD: …i młodsze oczywiście!
MB: Najbliższe plany:
JCz: No, oczywiście Dominika wychodzi za mąż!
DD: Tak, muszę się teraz skoncentrować również na innych rzeczach. A tak po za tym, to naszym wielkim marzeniem jest wspólny wyjazd do Stanów Zjednoczonych całego zespołu. Może nam się to uda w przyszłym roku. W naszych planach jest również realizacja kolejnych piosenek.
MB: Macie w pamięci jakąś anegdotę z występów…?
DD: Ostatnio na jednym z koncertów miałyśmy małą wpadkę. Zawsze się przebieramy w połowie wieczoru i pierwszy raz zdarzyło się nam, a dokładnie mi i drugiej Dominice, nie wyrobić się, a dodam, że czasu na „przebiórkę” jest naprawdę bardzo mało! Kończyłyśmy się ubierać…na scenie! :-)
DKG: Każda nasza próba jest jak anegdota, bo uwielbiamy żartować. Właściwie co drugie zdanie na próbie to żart.
DD: Chyba wszystkie poważne i stresujące sytuacje szybko przekuwamy w wesołą anegdotę. :-)
MB: I niech tak zostanie. :-)
TELEDYSK – „Wojna domowa” Singin’ Birds: