Ryszard Kubiak: Sztuka otwiera każdego z nas [wywiad]
Plan jest taki: spotykamy się i rozmawiamy o rozpoczynającym się w Warszawie w piątek 15 lipca festiwalu Ogrody Muzyczne. Plan weryfikujemy już w pierwszym zdaniu.
– Niech Pani o Strefie Ciszy napisze. To jest ciekawy festiwal – sugeruje mój rozmówca, Ryszard Kubiak, dyrektor Ogrodów i pomysłodawca Strefy w Łazienkach Królewskich.
– Dobrze, o Strefie też porozmawiajmy – zgadzam się natychmiast.
– Ludzie mówią o koncertach w Łazienkach: „Boże, jak tu cicho. Nic nie ryczy, nic nie warczy”. Jak deszcz pada, to jest lekka dezorganizacja. Wtedy przenosimy koncert do pałacu, ale to już nie to samo.
Każda z inicjatyw ma innego odbiorcę, inny entourage i w ogóle inny schemat działania. Podczas Ogrodów – pod namiotem na dziedzińcu Zamku Królewskiego siedzimy na krzesełkach, w skupieniu słuchamy najpierw rozmowy z gościem wieczoru, potem oglądamy projekcję filmu muzycznego (o muzyce lub o muzyku) albo spektaklu. W Łazienkach podczas festiwalu Strefa Ciszy – zajmujemy wygodne leżaki lub kładziemy się na trawie, a na jednej z kilku scen pod baldachimami chroniącymi od słońca i deszczu grają lub śpiewają dla nas przeróżni artyści. Idea tego festiwalu jest bliższa idei Presto, więc zaczynam rozmowę od Strefy.
Kinga A. Wojciechowska: Tytuł Festiwalu jest dość przewrotny.
Ryszard Kubiak: O to chodziło. Żeby się wyróżniał od setek festiwali, podczas których chodzi tylko o to, aby głośniej i aby piwo było.
No to jak się wymyśla festiwal inny niż wszystkie?
To jest śmieszna historia. Chyba z pięć lat temu Tadeusz Zielniewicz, wtedy nowy dyrektor Łazienek, zamarzył sobie, żeby zrobić mu Ogrody Muzyczne w Łazienkach, bo je znał, chodził ze swoją matką na koncerty. Interesowała go ta nazwa. Powołał więc grupę roboczą. Mieliśmy budować nowe struktury, namioty. Mnie się to nie podobało. Powiedziałem mu wtedy: „Dyrektorze, tak nie może być. Proszę mi dać pół roku i jak coś wymyślę, to sam do Pana przyjdę.” No i minęło to pół roku, przyszedłem i mówię: „Chyba mam.” Opowiadam mu o tym pomyśle. On słucha. W końcu mówi: „Ryszard, to jest tak proste, że aż genialne.” Ale to nie koniec. Zaprosiłem do projektu Piotra Łabanowa i Tomka Pokrzywińskiego – wiolonczelistę, który świetnie gra na dawnych instrumentach. No i zaczęliśmy działać. Tak się narodziła Strefa Ciszy. Ale znów przewrotnie. Bo dyrektor chciał nazwy: Ogrody Muzyczne. Tłumaczę mu, że to bez sensu, bo Ogrody już są.
To jak udało się obronić tytuł?
A tytuł uratował sponsor.
Jak??
Na ostatnim zebraniu. Sponsor powiedział: „Albo będzie Strefa ciszy, albo w to nie wchodzimy.”
To było ostro…
Ale myśmy się z dyrektorem przecież nie pokłócili. To był taki spór artystyczny.
A twórcza sprzeczka zwykle daje najlepszy artystycznie efekt.
No właśnie. Poza tym cele mieliśmy wspólne: Odrzucić sztafaż wielkich festiwali. I wejść w naturę, w cudowną przyrodę Łazienek. I tak się zrodziła idea. Przy tym udało mi się wymyślić – tzn. znalazłem firmę, która to robi – strukturę, która chroni muzyków przed słońcem i do tego podłoga, którą się składa w pięć minut. Dosłownie w pięć minut.
Podłoga czyli estrada dla muzyków?
Tak. Szukałem systemu, który nie będzie niszczył trawy. A do tego okazało się, że podłoga świetnie rezonuje.
A nie wystarczyłaby jednak ta trawa?
Chodziło o to, żeby wyznaczyć przestrzeń artystyczną dla muzyków. No i w przechodniach budzi się od razu myśl – o, tu będzie koncert. A potem muzycy powiedzieli – jak tu się świetnie gra!
No i koniec ciszy…
Oczywiście, cisza jest umowna. Tak naprawdę w ogóle jej nie ma. Ale jeśli już mamy mieć wokół siebie odgłosy, to niech będą to najpiękniejsze dźwięki.
Jestem zadowolony z tego pomysłu. Tam nie ma widowni, tam są leżaki, ludzie siedzą na trawie. Ale nie jest to nastrój pikniku, tylko nastrój innego odbioru. To ośmiela publiczność. Ludzie mają dwa, trzy metry odległości do muzyków. Muzycy rozmawiają z publicznością. Po koncercie ludzie zostają, dotykają instrumentów, rozmawiają z muzykami.
A co na to muzycy?
Nie było łatwo ich przekonać. Ale w końcu zobaczyli, że ludzie tego potrzebują. Cudownie nawiązuje się kontakt. A przy okazji można coś mądrego powiedzieć. I czegoś się dowiedzieć.
Wygląda na to, że Strefa Ciszy jest już dokładnie taka, jak trzeba. Czy da się jeszcze coś wymyślić, dodać do formuły?
W przyszłym roku robimy rzecz niesamowitą.
Czyli?
Będziemy śpiewać arie a capella.
Współczesne czy te bardziej znane?
Różnie, te najpiękniejsze. Ale marzą mi się inne rzeczy. Chciałbym żeby cały park rozbrzmiewał walcem… Zresztą pomysłów mam mnóstwo. Ale zrobimy to, wszystko po kolei. Kocham ten festiwal! W tym roku mamy tematy narodowe – francuskie, niemieckie…
Ale to jednak duże wyzwanie.
I to ja muszę mieć siły, żeby napędzać zespół.
Może trzeba następcę wyszkolić…
Szkolę, ale na to potrzeba czasu. Zresztą zespół mam świetny.
I jeszcze starcza Panu sił na drugi festiwal – Ogrody Muzyczne.
Ogrody pełnią ważną funkcję społeczną. To nastrój, to miejsce. Ten festiwal promuje kulturę wysoką, co jest naszym nadrzędnym zadaniem.
Publiczność to docenia?
Publiczność stworzyła stowarzyszenie i nie wyobraża sobie na przykład, że któregoś roku mogłoby festiwalu nie być. Niektórzy urlopy planują pod festiwal. W tym roku musieliśmy przesunąć termin ze względu na szczyt NATO i ludzie dzwonili – jak to, ja mam urlop zaplanowany, teraz muszę go przesunąć.
Bo festiwal to miejsce spotkań. Ale mnie z festiwalem kojarzy się głównie słowo – odkrycie.
Odkryć u nas zawsze jest wiele. To myśmy odkryli Motion Trio, Agatę Zubel – odkryliśmy ją dla polskiej publiczności. Kwadrofonik, pianista Bartłomiej Wąsik – to myśmy ich wydobywali. Ja odkrywam wiele rzeczy po raz pierwszy. Odkrywam nowe utwory. Festiwale rzeczywiście spełniają funkcje odkrywcze. Festiwale to także odkrywanie miejsc. A dlaczego w tylu miastach i miasteczkach w Polsce jest tyle festiwali? Sam fakt, że w danym miejscu odbywa się festiwal, jest dla miejscowości dużym plusem.
A w tym roku – kogo odkryjemy na warszawskich Ogrodach?
Dla mnie – na nowo Agatę Zubel – ale i ludzie bardzo się cieszą na jej koncert. Będzie śpiewać piosenki Zygmunta Koniecznego, same hity Ewy Demarczyk. Będzie też YOA Orchestra of the Americas – Młodzieżowa Orkiestra obu Ameryk – 100-osobowa, która łączy muzyków dwóch półkul. Będzie pojedynek tytanów – Metropolitan kontra Bolszoj. To była ciężka praca, bo Bolszoj nie udziela licencji na prezentowanie swoich baletów poza sezonem, czyli w wakacje. Ale udało się, głównie dzięki Cikankowi [dystrybutor transmisji z MET, Bolszoj w Polsce – przyp. KAW]. No a w ramach pojedynku – zawsze mówię, że Bog trojcu lubit – więc będzie z MET – „Wesoła wdówka”, bo ludzie o niej marzą. Zaśpiewa Renée Fleming. Będzie „Córka pułku” i „Zaczarowany flet”. Z Bolszoj będzie „Dama kameliowa”, cudowny spektakl. Obejrzymy też „Spartakusa” i „Don Kichota”. I to wszystko za 12 zł [za projekcję – przyp. KAW]! Już się cieszę na to. Jak pokazywaliśmy fragmenty na konferencji, był zachwyt.
I ten „Spartakus tak nie przypadkowo będzie wyświetlany…
Oczywiście że nie. Proszę spojrzeć na datę – 31 lipca.
Tuż przed rocznicą Powstania Warszawskiego.
No właśnie! I dlatego 1 sierpnia będzie koncert z Symfonią Szostakowicza, który skomponował ten utwór po tym, jak zobaczył Drezno zburzone po wojnie. Nic nie ma przypadkowego w naszym myśleniu o programie.
Co jeszcze nieprzypadkowo znalazło się w tym roku w Ogrodach?
Jest i kolejna trójca – kompozytorzy. 16 lipca, w sobotę – Chopin. W filmie Phila Grabsky’ego mówi się o nim inaczej. Pierwszy raz też zobaczyłem, że w filmie dokumentalnym o Chopinie tak dobrze mówi się o Polsce, ze znawstwem i znajomością historii. Przed filmem – spotkanie z Pawłem Kowalskim i jego mini-recital fortepianowy. Druga postać to Leonard Bernstein, film o nim też będzie premierowy. Gościem specjalnym będzie Krzesimir Dębski. Trzeci kompozytor to Arvo Pärt, który jest totalnie nieznany w Polsce. Gościem tego wieczoru będzie Bartłomiej Wąsik, pianista, kompozytor, z którym przewrotnie porozmawia drugi kompozytor – Zygmunt Krauze.
Potem wracamy świadomie do naszych zasobów archiwalnych. Pokazujemy dwie Złote Konewki z ubiegłych lat [Publiczność co roku głosuje na najlepszy film, a zwycięzca otrzymuje nagrodę – Złotą Konewkę Ogrodów Muzycznych. Twórca wyróżnionego filmu jest zapraszany na kolejny Festiwal, by odebrać statuetkę Złotej Konewki i spotkać się z publicznością. – przyp. KAW].
A publiczność Ogrodów to cały czas target 40+?
Tak. I czasem zastanawiamy się, jak to zmienić. I czy w ogóle zmieniać. Młodzież na operę nie chodzi. Za karę ją dowożą autobusami do opery. Chodzi dojrzała publiczność, co trzeba zrozumieć. Chcąc zrobić rewolucję, być może stracimy to, co mamy. Więc co jest cenniejsze? Działania, które służą ludziom, którzy nie mają za dużo środków i tu się świetnie czują? Czy pozyskiwanie młodego odbiorcy? Samo miejsce nie jest dla młodzieży. Młodzi nie chodzą do Zamku.
Przyjeżdżają na wycieczkę, to wszystko.
No właśnie. Próbowaliśmy przyciągnąć ich na różne sposoby. Na przykład był spektakl Jezus Christ Superstar. Owszem przyszli. Ale młodzi mają swój świat. Muszą najpierw dojrzeć, zmądrzeć i wtedy przyjdą.
Pewna młoda Niemka powiedziała mi kiedyś, że oni – młodzi Niemcy – nie chodzą do filharmonii ani do opery. Najpierw chodzą do klubów, pubów, słuchają techno. Potem, jak zaczynają pracować, zakładają rodziny, nie chodzą już nigdzie, bo nie mają czasu. A później – jako starzy Omas i Opas – idą do Konzerthaus i do opery. Ale kiedyś, gdy byli mali, też szli do filharmonii – z babcią i dziadkiem. I tak samo nasi młodzi – muszą się jakoś dowiedzieć, że taki festiwal jest, żeby – jak już dojrzeją – wiedzieli, gdzie pójść.
I o tym trzeba pamiętać, robiąc Dziecięce Ogrody Muzyczne. Bo tam przychodzą rodzice z dziećmi. Ale te dzieci wrócą nie jak będą miały 16 lat, tylko później. Ale wrócą. Po to to robimy. Żeby była sztafeta. Ale to nie jest takie łatwe. Bo trzeba poczekać, aż minie szał młodości, czas zajmowania się domem. Ładnie Pani podzieliła te okresy. Jeśli na siłę będziemy szukać młodych, to stracimy publiczność, którą już mamy.
W końcu zyskacie nową, bo sztuka jest nam potrzebna do życia. Trzeba to tylko sobie uświadomić.
Sztuka albo prowadzi do szaleństwa, albo czyni nas lepszymi. Problemem społeczeństwa jest dziś zamknięcie w sobie. A sztuka otwiera każdego z nas.
Ale żeby sztuka dała pretekst do tego otwarcia, ekspresji wrażliwości, to coś musi się wydarzyć – zachwyt nad dziełem, czy nad artystą . Dopiero to zaczyna drążyć człowieka. Kiedyś interesowanie się sztuką, chodzenie na koncerty było snobizmem. Szkoda, że teraz już nie jest.
Mam taką swoją teorię na ten temat.
Jaką?
Nie snobujemy się na chodzenie do filharmonii, tak jak nie powiemy, że człowiek, powszechnie uważany za buca, jest naszym najlepszym przyjacielem. A mam poczucie, że czasem w filharmonii tak właśnie jest – wokoło ludzie obcy, pełni pretensji – o klaśnięcie, poruszenie, wyciągnięcie telefonu, rytmicznie poruszającą się trzylatkę. To nie jest otoczenie, które budzi sympatię.
Ma Pani trochę racji. Strefa Ciszy powstała właśnie dlatego, żeby zburzyć tę konwencję. Artysta jest blisko publiczności, nie ma nadęcia, można po prostu leżeć na trawie. Na Ogrodach Muzycznych jest trochę inaczej, ale tu jest inna publiczność i jej to odpowiada.
Program festiwalu Ogrody Muzyczne:
http://www.ogrodymuzyczne.pl/program-festiwalu/
Program festiwalu Strefa Ciszy:
http://www.strefaciszyfestival.pl/program/