Rodzina na pierwszym planie [„Portret z pamięci” w Ninatece]
Marcin Bortkiewicz jest absolwentem Mistrzowskiej Szkoły Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy. Aktywnie działa jako reżyser filmowy i teatralny, scenarzysta, dramaturg, a nawet aktor. Kluczowy film dla jego kariery to dostępny w katalogu Ninateki „Portret z pamięci” z 2011 r.
Jest to krótkometrażowa fabuła zrealizowana w ramach programu „30 minut” Studia Munka, która otrzymała liczne wyróżnienia, w tym Grand Prix w konkursie etiud filmowych na Festiwalu „Opolskie Lamy” oraz The International Shortwork Award na Whistler Film Festival w Kanadzie. Bortkiewicz ukazał w niej intymny portret rodziny, którą widzimy oczami młodziutkiego Marka (Marek Kantyka). Chłopaka wyróżnia filmowy zapał – będąc posiadaczem nowej kamery wideo, zaczyna rejestrować życie codzienne. Z początku widzowie mogą mieć spory ubaw, obserwując pracę „na planie” pozostającą w ciągłej kolizji z perypetiami rodzinnymi – a to podczas ujęcia zasypia babcia (świetna Irena Jun!), która właśnie miała do odegrania rolę pierwszoplanową, a to w trakcie „sceny” wpada mama (Małgorzata Zajączkowska), wołająca bliskich na obiad. Bo to właśnie mama i babcia są bohaterkami nagrań Marka, który – jak na debiutanta przystało – w swoim pierwszym filmie skupia się na otaczającym go świecie. Akcja dzieje się więc zarówno w domu, jak i w ogrodzie, jednocześnie zderza się tu ze sobą kilka konwencji – z jednej strony mamy nawiązania do filmowej klasyki w odgrywanych przez Marka i jego babcię scenkach (m.in. do „Dziecka Rosemary” Romana Polańskiego czy do „Psychozy” Alfreda Hitchcocka), z drugiej opowieść o pełnej fantazji starszej pani z ciepłą komedią rodzinną w tle… która z czasem zamienia się w dramat, gdy się okazuje, że nestorka rodu z dnia na dzień zaczyna się zachowywać co najmniej niepokojąco. Nagle Marek i jego mama muszą sprostać wyzwaniu, jakim jest opieka nad chorą na zespół Alzheimera babcią, a tym samym staną też przed wieloma trudnymi wyborami. Koniec końców pocieszeniem w tym wszystkim okażą się właśnie nagrania Marka – wspomnienie o tym, kim była ukochana osoba, nim podupadła na zdrowiu, zarazem pamiątka wspólnych, szczęśliwych chwil. Marcin Bortkiewicz swoim filmem udowadnia, jak wiele znaczy warsztat dokumentalisty w późniejszym rozwoju artystycznym. Wielu twórców filmowych zaczynało swoje działania w branży filmowej od dokumentu, dopiero później przystępując do realizacji fabuł. Przykładem może tu być chociażby Krzysztof Kieślowski, którego zdjęcie autorstwa Marty Kieślowskiej-Hryniak, notabene, znajduje się w „Portrecie z pamięci”.
Tymczasem Marcin Bortkiewicz się rozkręca, wśród wielu propozycji serialowych wciąż znajduje czas nie tylko na życie rodzinne, lecz także na kino autorskie. Scenariusz swojego kolejnego głośnego filmu, obsypanej nagrodami „Nocy Walpurgi” z 2015 r., poświęcił, nomen omen, Małgorzacie Zajączkowskiej oraz Phillippe'owi Tłokińskiemu, polskiemu aktorowi, którego poznał w Paryżu podczas przeglądu filmów ze Studia Munka. To interesujące, ponieważ początkowo film był zaplanowany przez współscenarzystkę Magdę Gauer jako monodram, aż pewnego dnia Bortkiewicz oznajmił jej, jak czytamy w jednym z wywiadów, że: „musimy wszystko pozmieniać. (…) Diva siedzi w garderobie, a na zewnątrz czeka na nią facet, który ma się z nią spotkać. Jest kompozytorem”. W ten oto sposób powstał film ze zdjęciami Andrzeja Wojciechowskiego i muzyką – podobnie jak w „Portrecie z pamięci” – Marka Czerniewicza, którego akcja toczy się w noc Walpurgi (u dawnych Germanów noc zmarłych lub złych duchów), 30 kwietnia 1969 r., w szwajcarskiej operze, tuż po zakończeniu przedstawienia „Turandot” Giacoma Pucciniego, ale to już całkiem nowa opowieść…
ZOBACZ:
https://ninateka.pl/film/portret-z-pamieci-marcin-bortkiewicz
(MB)