Przegląd polskiej sztuki nowoczesnej
Mimo trwającej pandemii i kolejnych lockdownów Fundacja Gierowskiego zawstydza bogatą ofertą programową. Od wiosny odbyły się tu już dwie obszerne wystawy, jedna monograficzna, prezentująca wybór prac Stefana Gierowskiego, druga zbiorowa, podsumowująca działalność różnych polskich artystów poruszających się w kręgu abstrakcji, zatytułowana: „Konfrontacje i argumenty. Sztuka nowoczesna według założeń Galerii Krzywe Koło” (20 marca – 20 czerwca).
Paradoksalnie, ta druga ekspozycja może sprawiać wrażenie bardziej chaotycznej, mniej wyrafinowanej – ale tylko wtedy, jeśli ktoś widział wcześniejszą wystawę Gierowskiego („Stefan Gierowski. Inna przestrzeń”). Bez wątpienia bowiem możliwość zobaczenia obok siebie dzieł Fangora, Beksińskiego, Wróblewskiego czy Kantora stanowi doświadczenie niezwykłe, a ponieważ na ekspozycji znalazło się także szereg prac innych artystów, to ma ona zarazem wartość edukacyjną. Oczywiście w takiej sytuacji zawsze zdarzą się obrazy lepsze i gorsze warsztatowo, bardziej i mniej ciekawe konceptualnie. Niemniej z całości wyłania się pejzaż malarstwa polskiego, które niewątpliwie zasługuje na uwagę. Główną część wystawy (w sumie składającej się z Prologu i siedmiu części: I Historia, II Materia i struktura, III Sacrum i profanum, IV Natura, przedmiot i miejsce człowieka, V Poetyka i teatr formy, VI Programowy sposób ujmowania form i znaków, VII Stan krytyczny) poprzedza przypomnienie dokonań awangardy międzywojennej, która zapoczątkowała nowoczesne trendy w okresach późniejszych, do czego odwoływali się artyści tworzący program Galerii Krzywe Koło. Bo to właśnie z tą galerią byli związani w latach 60. malarze, których twórczość stanowi esencję omawianej tu wystawy.
I tak praca olejna na płótnie „Krajobraz” (1957) Jerzego Tchórzewskiego ze zbiorów łódzkiego Muzeum Sztuki uderza nasyceniem barw i geometryczną koncepcją. „Rudy ptak” (1957) Rajmunda Ziemskiego natomiast dosłownie zanurza odbiorcę w żółciach i brązach gustownie oprawionych w drewnianą ramę. Podobnie magnetyczny efekt udało się uzyskać Janowi Tarasinowi w obrazie „Brzeg” (1965), a już zupełnie innych doznań dostarcza „Niebo nad górami, Niebo” (1948) wspomnianego Andrzeja Wróblewskiego – praca jak na tego artystę (znanego z przejmujących obrazów cierpienia wojennego) nietypowa, abstrakcyjna, wręcz dowcipna. Na wystawie znalazły się też grające zieleniami obrazy Jerzego Nowosielskiego i prace takich plastyków, jak: Magdalena Więcek, Zdzisław Beksiński, Alfred Lenica, Zofia Rydet, Władysław Strzemiński, Katarzyna Kobro. Z kolei „Emballage métaphorique” Tadeusza Kantora zaskakuje pomysłem fakturalnym, chociaż nie do tego stopnia, co przerażająca, turpistyczna „Szczelina pozioma w ciemnej czerwieni” (1967) Aleksandra Kobzdeja, która sprawia wrażenie, jakby artysta chciał wyciągnąć z płótna niczym z grobu rozkładające się wnętrzności. Szczególnie cieszy obecność twórczości zmarłej w zeszłym roku, związanej z polskim buddyzmem Urszuli Broll (szeroko prezentowanej w ubiegłym roku w warszawskiej Królikarni) – jest to artystka bez wątpienia obdarzona świetnym wyczuciem formy i koloru. Notabene na wystawie znalazły się również interesujące prace jej byłego męża Andrzeja Urbanowicza. Równej przyjemności doświadcza się poprzez obcowanie z obrazem „Płaszczyzny 4” (1980) Mariana Bogusza czy przez kontemplację prac – tym razem utrzymanych w pastelowej kolorystyce – samego Stefana Gierowskiego. Nie zabrakło też dzieł wykonanych całkowicie odmienną techniką, jak świetny formalnie drzeworyt „Taniec” (1921) Szymona Syrkusa czy bezpretensjonalna rzeźba „Autoportret” (1971) Aliny Szapocznikow.
Reasumując, wystawa prezentuje bardzo obszerny wybór polskiej twórczości drugiej połowy XX w., choć, jak wspomniałam, nie zostawia odbiorcy tak pozytywnie oszołomionego, jak po niedawnej monograficznej ekspozycji obrazów Stefana Gierowskiego, która także miała miejsce w przestronnej i doskonale oświetlonej siedzibie fundacji. Najwyraźniej bardziej przemyślany jest wybór wystawianych prac w przypadku jednego artysty bądź też dopiero tak obszerna analiza twórczości pozwala w pełni docenić jego kunszt, co nie ma szans zaistnieć przy przeglądzie wielu nazwisk naraz.
(MB)