Protest, który zmienił wszystko [dyskusja o filmie „Proces Siódemki z Chicago”]

16.01.2021
Protest, który zmienił wszystko [dyskusja o filmie „Proces Siódemki z Chicago”]

Proces Siódemki z Chicago” to jedna z najgłośniejszych Netflixowych premier ostatniego roku, która zbiegła się z atmosferą niepokoju społecznego w Polsce i na świecie. O kontekście historycznym, mistrzowsko poprowadzonej akcji oraz kontrowersyjnej postawie obywatelskiej bohaterów dyskutują Maja Baczyńska i Anna Józefiak.

MB: „Proces Siódemki z Chicago” to film niezwykle aktualny. Pokazane w nim mechanizmy z pewnością działają w polityce i dziś.

AJ: Ta aktualność bardzo boli… Patrzymy na świat z lat 60. i 70., a mamy wrażenie, że oglądamy rzeczywistość, która jest za naszym oknem, w roku 2020 czy 2021… „Proces Siódemki z Chicago” to faktycznie obraz mechanizmów politycznych uzależnionych od interesów władzy czy wpływowych jednostek. To też obraz rosnących napięć społecznych, które, rozbudzone przez jedną decyzję czy wydarzenie, ogarniają dużą część społeczeństwa i w pewnym momencie stają się niemożliwe do opanowania. W filmie taką iskrą była decyzja o powołaniu kolejnej grupy młodych Amerykanów do wojska w celu wsparcia armii w wojnie w Wietnamie. Ten wątek otwiera fabułę filmu Aarona Sorkina. I choć w trakcie rozwoju akcji znika on gdzieś pod warstwą innych haseł (rasizm, prawa kobiet, nierówność społeczna czy stronniczość sądów), to później pięknie powraca w ostatniej scenie podczas odczytywania oświadczenia jednego z oskarżonych, Toma Haydena (Eddie Redmayne). Jak znacząco brzmią wtedy słowa zawarte na końcowych planszach, mówiące o zmianie skazującego wyroku w sądzie apelacyjnym! To tak jakby bunt Siódemki i wszystkich, którzy za nią poszli, z perspektywy historii był uzasadniony…

MB: Tak, dzięki temu tym dogłębniej uświadamiamy sobie, że w całej opowieści chodzi o coś więcej niż tylko o sprawiedliwy sąd dla siódemki odważnych i przyjrzenie się skorumpowanemu sądownictwu. Na pierwszym planie musi pozostać sprawa, o którą ci młodzi ludzie walczyli.

AJ: Moją uwagę zwróciły również relacje panujące wśród oskarżonych, którzy deklarowali przynależność do trzech różnych grup protestujących. Od samego początku widać było między nimi różnice w podejściu do udziału w manifestacjach. Ten brak jedności w społeczeństwie skłóconym z władzą często prowadzi do zaprzepaszczenia ideałów, wygaśnięcia wspomnianej iskry, a w skrajnych przypadkach – jak choćby w Chicago – do rozlewu krwi.

MB: To prawda, brak spójnych, przemyślanych i solidarnych działań spala protesty. Na zasadzie – wiemy, że chcemy protestować, wiemy nawet dlaczego, ale już nie zawsze zdajemy sobie sprawę, o co tak naprawdę walczymy. Tylko czy na rewolucję można się przygotować? Młodzi ludzie ukazani w filmie swoją postawą odpowiadali na zastaną rzeczywistość, być może woleliby studiować, pracować, spędzać czas z bliskimi osobami czy jeszcze po młodzieńczemu poszaleć… A zamiast tego wyszli na ulice, a potem ponosili konsekwencje swoich czynów. Co musi się stać, aby być aż tak zdeterminowanym? Dlaczego bohaterowie „Procesu…” nie chcieli odpuścić? Nawet w sądzie nie zamierzali iść na żadne ugody, manifestowali swoje poglądy na pozór wbrew zdrowemu rozsądkowi.

AJ: Poczucie krzywdy i niesprawiedliwości to chyba jeden z najsilniejszych motywów, jakie kierują ludźmi walczącymi o swoje prawa. Może właśnie dlatego bohaterowie nie poszli na ustępstwa, nawet w sali sądowej wobec stronniczego i nieudolnego sędziego. Poza tym była w nich wiara w to, że mimo wszystko istnieje na świecie jakiś ład, do którego warto dążyć za wszelką cenę i który ostatecznie zwycięży. Nasi bohaterowie mieli szczęście – zostali uniewinnieni. Choć nie wszyscy mogli się tym cieszyć – Bobby Seal padł ofiarą manipulacji i rasizmu. Sceny z procesu z jego udziałem, ukazujące lekceważenie faktów przez sędziego i bezsilność samego pozwanego, były przejmujące. Trudno uwierzyć, że coś takiego w ogóle miało miejsce. Spotkałam się nawet z komentarzem, że to, co spotkało Bobby'ego w sądzie, wyjątkowo uwłaczało godności obywatela i człowieka.

MB: Dla niektórych jednak pozostanie chuliganem. Od czego zależy, czy kogoś uznamy za chuligana czy za bojownika-bohatera?

AJ: To zależy od wielu, często nieobiektywnych przyczyn: jakie mamy informacje na temat danej osoby, skąd je czerpiemy, czy są prawdziwe czy nie, jaki jest nasz światopogląd… Niezależnie jednak od tego, czy Bobby Seal był chuliganem czy bohaterem, nie powinien być traktowany w sposób, w jaki pokazano to w filmie.

MB: I rzekomo w imię prawdy…

AJ: Zostało mu odebrane prawo do obrony, a na skutek manipulacji i podsycania wrogich nastrojów stracił życie.

ZOBACZ ZWIASTUN FILMU:

 

 

 

 

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.