„Prawdziwy muzyk niczego się nie boi”

12.11.2013

Wiolonczela w muzyce rockowej? Jak najbardziej! I do tego przesterowana! O tym, jak ze szkoły muzycznej trafić do metalowego zespołu opowiada Maciek Szulc!

 

Maja Baczyńska (Presto): Muzyka. Kiedy po raz pierwszy pomyślałeś, że będziesz się nią zajmować? A może nigdy się tego nie spodziewałeś?

Maciej Szulc: Miałem 8 lat, kiedy Rodzice zaprowadzili mnie na „przesłuchania” do szkoły muzycznej. Jako ośmiolatek raczej nie miałem rozbudowanych planów życiowych. Traktowałem to jako przygodę, aczkolwiek nie miałem bladego pojęcia, czego ci wszyscy ludzie ode mnie chcą. Przesłuchania zostały zaliczone i tak jakoś już zostałem w tej muzyce.

MB: A co w tym wypadku było pierwsze - pasja czy przyzwyczajenie?

MS: Wiesz co? Ja od małego uwielbiałem sobie śpiewać i słuchać muzyki. A przynajmniej wnioskuję tak z opowieści moich rodziców. Jako czterolatek chodziłem po mieszkaniu i śpiewałem „Mury” Jacka Kaczmarskiego. Jako że zostałem określony, jako ktoś kto ma „ponadprzeciętne” umiejętności jak na swój wiek, Rodzice stwierdzili, że zobaczą co się stanie jak znajdę się właśnie w szkole muzycznej.

Jak dziwnie by to nie zabrzmiało, to uważam że u mnie pierwsza była pasja (choć pewnie nie do końca uświadomiona.).

MB: W jakich zespołach grałeś jako wiolonczelista?

MS: Do 2007 roku biłem rekordy w ilości zespołów kameralnych. Jednego roku potrafiłem grać w czterech czy pięciu. W repertuarze mieliśmy od Mozarta po Piazzolle. Mam na myśli oczywiście szkolne zespoły.

Pierwszy poważny zespół, w którym się zakochałem i grałem był skład jeszcze ze szkoły I stopnia przy ul. Świętojerskiej. Graliśmy różne przeboje muzyki filmowej. To było moje pierwsze spotkanie z muzyką inną niż klasyczna.

Fantastyczny zespół młodych dzieciaków, które wyjechały potem z tym materiałem na 7. Międzynarodowy Festiwal Młodych Muzyków w Szwajcarii. Zostaliśmy tam wcieleni do szkolnej orkiestry z Niemiec i graliśmy…w pierwszych pulpitach! Nie miałem wtedy pojęcia, że pierwszy pulpit ma jakieś znaczenie. Piękne wspomnienia.

MB: A czy wracasz jeszcze czasem do muzyki klasycznej?

MS: Tak. Na próbach ThE BlacK HorsemeN uwielbiam wkurzać basistę grając preludium z 1 Suity wiolonczelowej J.S Bacha, ale tylko dlatego że basista znalazł jej opracowanie na gitarę basową. Tak naprawdę jedyne utwory klasyczne, które lubię grać dla przyjemności są Astora Piazzolli. Aczkolwiek gram go sobie wtedy, kiedy jestem sam. Takie intymne, osobiste spotkanie z dźwiękami. Uwielbiam „Le GrandeTango”.

MB: No właśnie - ulubione utwory klasyczne, kompozytorzy...

MS: Jak wspomniałem - Astor Piazzolla. To mój guru. Emocje, które mogę znaleźć w jego muzyce, to coś, co mnie po prostu podnieca. Chodzi też o to, w jaki sposób te emocje są przekazywane. Coś niesamowitego.

Bardzo też lubię muzykę romantyczną. Utwory Shumanna, Brahmsa są czymś, czego naprawdę lubię słuchać.

Jednak to, czy będę słuchać Bacha, Chopina czy Brahmsa zależy bardziej od mojego nastroju niż od tego czy jest to mój ulubiony utwór.

MB: A co sądzisz o fuzjach rocka z symfoniką?

MS: Jednym z najbardziej elektryzujących koncertów, którego słuchałem, była supergrupa Scorpions w połączeniu z Filharmonikami Berlińskimi.

Jeśli ktokolwiek, kiedykolwiek twierdziłby że orkiestra symfoniczna to nudy i odgrzewane kotlety to niech posłucha właśnie tego koncertu.

Potęga brzmienia, ilość instrumentów, aranżacja…Nie mam słów. Takie połączenia uwielbiam i uważam je za fantastyczny sposób na promocję orkiestr symfonicznych.

MB: Które jeszcze brzmienia rocku, popu, metalu symfonicznego poleciłbyś naszym czytelnikom?

MS: To zależy od gustu słuchającego. Zdaję sobie sprawę, że to, co akurat spodoba się mi, nie musi podobać się każdemu. Jest taki projekt, który nazywa się „Avantasia”. Jest to w założeniu coś, co ma być rock operą. Czyli po prostu przełożeniem formy opery na muzykę rockową. Nie mam pojęcia jak to teraz się rozwinęło, ale wiem, że wielu fantastycznych wokalistów zostało do tego projektu zaproszonych.

MB: Według Ciebie przetrwa muzyka klasyczna czy rozrywkowa?

MS: Niewygodne pytanie. Jestem raczej wyznawcą idei, że muzyka klasyczna z czasem będzie sztuką coraz bardziej elitarną, co grozi niestety tym, że nie przetrwa. Trudno jest przekonać młodych ludzi (którzy wszystko już w zasadzie robią przez internet) do tego żeby poszli do filharmonii czy do opery. Zdecydowanie wolą coś, co jest „na czasie”, z czym się można utożsamić. Stąd taka popularność piosenek i zespołów - można się poczuć wyjątkowo. Każdy, kto jest fanem jakiegoś zespołu i był na koncercie swojego idola, wie o czym mówię.

MB: No tak, ale piosenki zawsze będą miały fanów. Siła tekstu, "łatwiejsze" brzmienie...?

MS: „Łatwiejsze” brzmienie to to absolutnie nie jest. W muzyce, niezależnie czy chodzi o klasykę czy o szeroko rozumianą rozrywkę, chodzi o to żeby wywoływać emocje.

Część osób zwraca uwagę na teksty, inna część na melodię, jeszcze inna na to, czy podoba się im jak zespół wygląda na scenie. Trudno jest się wstrzelić w gusta słuchaczy.

Ja akurat jestem zwolennikiem brzmienia muzyki a nie tekstów, dlatego zawsze traktowałem kwestie „siły tekstu” nieco po macoszemu. Ważniejsze było dla mnie to, czy melodia wywołuje u Ciebie emocje czy nie. Bardzo trudno opisać to, co się dzieje kiedy pracujesz nad numerem.

MB: Ty zdaje się bardzo lubisz pisać piosenki.

MS: Skąd wiesz? (śmiech) Od momentu, kiedy jestem również wokalistą, naprawdę to lubię!

To fantastyczny sposób na wyrzucenie z siebie emocji i znalezienie jakiejś wewnętrznej równowagi. Pewnie, mógłbym powiedzieć, że piszę piosenki, bo mam coś do powiedzenia światu. Ale ja to robię z pasji i dla przyjemności, a jak komuś się spodoba to fajnie.

MB: Wiolonczela daje duże możliwości w muzyce rozrywkowej?

MS: Powiem szczerze. Nie mam pojęcia, czuję, że możliwości są ogromne, nie wiem tylko jak daleko da się ten instrument wykorzystać.

Jak na razie wiolonczela daje zupełnie inne możliwości niż jakikolwiek inny używany w muzyce rozrywkowej instrument. Przede wszystkim dlatego, że wykorzystuję ją w roli gitary solowej a nie wiolonczeli. Mocno przesterowane brzmienie, smyczek, struny pudło rezonansowe, to daje zupełnie inne możliwości niż te, do których jesteśmy przyzwyczajeni jako słuchacze.

MB: A inspirują Ciebie np. takie gwiazdy jak "Apocalyptica"?

MS: Inspirują mnie ludzie, którzy pokazują, że można zrobić coś, co dla większości jest niemożliwe. Ich sposób myślenia mnie fascynuje. Jeśli chodzi o Apocalypticę to fakt, zrobili coś świeżego, ale jednocześnie słychać u nich bardzo klasyczny sposób grania na wiolonczeli.

Zainspirowało mnie to do zrobienia czegoś nowego i w inny sposób niż oni.

MB: Wbrew pozorom sporo muzyków klasycznych odchodzi do rozrywki lub odwrotnie - przez rozrywkę trafia w świat muzyki klasycznej. Czy według Ciebie prawdziwy muzyk nie boi się czerpać zewsząd?

MS: Prawdziwy muzyk niczego się nie boi. Nie daje się zamknąć w klatce przekonań, które wbijane mu są do głowy przez cały okres edukacji. Najczęściej są to przekonania jego nauczycieli, w które tak mocno uwierzył, że uważa za swoje.

MB: A jak zaczęła się Twoja przygoda z zespołem „ThE BlacK HorsemeN”?

MS: W 2009 roku przy okazji współpracy…przy twoim projekcie dyplomowym z reżyserii („Dłonie”).

Jak wiesz, poznałem wtedy Marcina „Merota” Maliszewskiego, jeden z najlepszych rockowych głosów w Polsce. Dziwna sytuacja, ponieważ spotkaliśmy się pierwszy raz w życiu a mieliśmy obaj wrażenie jakbyśmy znali się od zawsze. Marcin akurat był wtedy w momencie, w którym reaktywował Horsemenów i szukał muzyków, z którymi mógłby zrobić coś nowego i świeżego.

Pamiętam, że spotkaliśmy się u mnie w mieszkaniu i, jak to u muzyków, rozmawialiśmy o piosenkach, numerach i planach. W pewnym momencie zacząłem grać na wiolonczeli w trochę inny sposób niż ktokolwiek by się spodziewał. Mam wrażenie, że to absolutnie go zauroczyło i tak oto znalazłem się w składzie zamiast gitary solowej.

MB: I ty, i Marcin Maliszewski macie silną osobowość. W muzyce - starcie żywiołów?

MS: Fakt. Czasami jest bardzo ostro. Jednak wychodzimy z założenia, że kłótnie tylko rozwijają.

Fakt numer dwa jest taki, że jesteśmy zupełnie inni. Marcin od zawsze siedział w rozrywce a ja wywodzę się bezpośrednio z klasyki. Nigdy nie trafiłem na kogoś tak fantastycznie kreatywnego jak Marcin. Jednocześnie nigdy wcześniej nie trafiłem na tak mocną osobowość. A że sam jestem też lubię tworzyć i mam tego własną wizję…Starcie żywiołów – jak najbardziej.

MB: Parę słów o Yourockstar.

MS: YouRockstar S.C. to spółka cywilna, której - wspólnie z Marcinem Maliszewskim - jesteśmy współwłaścicielami. Jesteśmy trenerami wokalnymi i trenerami osobistymi. Pokazujemy i udowadniamy, że absolutnie każdy jest w stanie zrealizować swoje marzenia. Dla niektórych marzeniem jest zdobyć jakąś dziewczynę, inni chcą naprawić swoje relacje z drugą osobą, jeszcze inni chcą fantastycznie śpiewać, a inni tworzyć fantastyczne utwory lub obrazy. Ilu ludzi - tyle marzeń. A wszystkie wyjątkowe i naprawdę warte tego, by je zrealizować.

Yourockstar to pasja i fantastyczna przygoda połączona z bardzo skutecznymi metodami rozwoju zarówno wokalnego, jak i osobistego. W sumie są to treningi zupełnie inne niż ktokolwiek na rynku teraz oferuje. I do tego z ceną, która wkurza konkurencję (śmiech).

MB: A teraz pomyśl, że nasi czytelnicy są fanami głównie muzyki klasycznej. Niektórzy z nich kochają również rock, pop, elektronikę, jazz i inne. Ale są też tacy, którzy nie umieją się do rozrywki przekonać. Jaką muzykę, jaki koncert czy utwór byś im polecił na tak zwane "przełamanie lodów"?

MS: Meat Loaf – “I would do anything for love”.

 

MB: A jaki utwór muzyki klasycznej byś polecił na początek miłośnikom rozrywki?

MS: Uwertura do „Wesela Figara” W.A. Mozarta.

 

http://www.blackhorsemen.art.pl/ - strona zespołu Maćka

 

Etiuda szkolna (scen. i reż. Maja Baczynska, Akademia Filmu i Telewizji 2009), od której rozpoczęła się przyjaźń i współpraca Maćka Szulca i Marcina „Merota” Maliszewskiego.  Akcja rozgrywa się…podczas lekcji wiolonczeli:

Marcin Maliszewski podczas finału „Szansy na sukces” w 2004 roku z piosenką „Jaskółka uwięziona” Stana Borysa:

Jeden z poprzednich zespołów Maćka Szulca – „Muzzle” podczas koncertów z piosenką francuską (jednym z  wokalistów był wówczas m.in. Janek Traczyk!):

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.