Polska Opera Królewska: sukces „Rinalda”
„Rinaldo” to opera, którą G.F. Haendel napisał, mając zaledwie 26 lat i która wówczas szybko zyskała przychylność londyńskiej publiczności. Niedawno jej najnowsza realizacja w reżyserii Jarosława Kiliana okazała się wielkim sukcesem Polskiej Opery Królewskiej.
Spektakl był tak dobrze zrobiony, że mógłby porwać i najbardziej sceptycznych odbiorców barokowej opery (czy opery w ogóle). Widoczna była dbałość organizatorów przedsięwzięcia o każdy element widowiska. Szczególnie należy docenić wspaniałe kostiumy i scenografię zaprojektowane przez związaną m.in. z Teatrem Muzycznym Roma Dorotę Kołodyńską. Można było w nich odnaleźć japońskie inspiracje, jednak bardzo wysmakowane i mimo wszystko osadzone w kontekście opowieści, której akcja rozgrywa się XI w. (autor libretta: Giacomo Rossi, na podstawie scenariusza Aarona Hilla). Czujemy tu ducha walki krzyżowców o Jerozolimę, jednocześnie oprawa wizualna wygląda na tyle nowocześnie, że w ten sposób „odświeżona” historia staje się nam bliska, a na pozór archaiczne treści zyskują na aktualności.
Bardzo dobrze funkcjonuje w tym wszystkim taneczna grupa „Furii” (o których śpiewa jedna z bohaterek, Armida) choreograficznie prowadzona przez tancerza butoh Ruiego Ishiharę. Pomysł na połączenie butoh z tańcem klasycznym miał wzmocnić demoniczny aspekt duchów w walce dobra ze złem, o której traktuje opowieść – kwestie religijne mieszają się tu bowiem z magicznymi. I wprawdzie czuć, że spektakl mógł stanowić dla tancerzy wyzwanie i że wymagał ogromu pracy, niemniej całość się broni, a stworzona z udziałem tancerzy atmosfera na długo zapada w pamięć, szczególnie że jest wspierana doskonałą reżyserią świateł (Jacqueline Sobiszewski).
Oczywiście na największe brawa zasługują muzycy, a zwłaszcza soliści, którym towarzyszy Zespół Instrumentów Dawnych Capella Regia Polona prowadzony od klawesynu przez Władysława Kłosiewicza. „W realizacji dla Polskiej Opery Królewskiej w większości opieramy się na partyturze z 1731 roku (…) z pewnymi koniecznymi skrótami – skomentował w programie Kłosiewicz – W warunkach teatralnych właściwie nie wystawia się nigdy całego dzieła, natomiast pełne, kompletne wersje »Rinalda« nagrywane są na płyty”. Anna Radziejewska w tytułowej roli Rinalda jest tak przejmująca i zarazem wiarygodna, że momentami ma się wrażenie, że choćby cały Teatr Królewski miał zniknąć, a my mielibyśmy jej słuchać jedynie wśród drzew w chłodny, wrześniowy wieczór w warszawskich Łazienkach, to zahipnotyzowani nie ruszylibyśmy się z miejsca. To cała gama emocji wyśpiewana przepięknym mezzosopranem.
W pełni oddaje romantycznego ducha swojej postaci i Olga Pasiecznik w roli ukochanej Rinalda, Almireny, córki Goffreda (którego partię z kolei doskonale wykonuje kontratenor Jan Jakub Monowid). Można by jeszcze długo wymieniać i Martę Boberską jako antagonistkę, wspomnianą Armidę, czarownicę i zarazem królową Damaszku, i Wojciecha Gierlacha jako maga chrześcijańskiego, pustelnika, czy Jakuba Foltaka w roli Eustazia, i Iwonę Lubowicz w roli niewiasty z morza czy Julitę Mirosławską i Justynę Reczeniedi w rolach syren. Ale ja pragnę szczególnie wyróżnić dyrektora Polskiej Opery Królewskiej Andrzeja Klimczaka, który w spektaklu gra rolę antagonisty Arganta, Saracena i króla Jerozolimy. Jest w nim bowiem taka ekspresja i – podobnie jak w przypadku Anny Radziejewskiej – połączenie barokowej, obfitującej w melizmaty estetyki z perfekcyjnym zgraniem z zespołem instrumentalnym, że słucha się go z pasją nie mniejszą w stosunku do tej, z którą śpiewa. Recenzenci podkreślają i ja również dołączam się do tych głosów, że podziw budzi to, że na czele Polskiej Opery Królewskiej stoi śpiewak tej klasy, jednocześnie tak pełen zrozumienia dla uprawianej profesji z racji praktyki, doświadczeń i sukcesów zawodowych.
I gdyby mieć się do czego w tym wszystkim przyczepić, to właściwie jedynie do pewnej niespójności w treści przekazywanej na scenie i w treści opublikowanej w programie opery – w rezultacie wielu odbiorcom fakt, że „Rinaldo” jest nie tylko o miłości, lecz także o zwycięstwie wiary chrześcijańskiej nad pogańską, po prostu umyka. A przecież pierwowzorem „Rinalda” był epicki poemat „Jerozolima wyzwolona” Torquata Tassa z 1581 r., to siłą rzeczy ważny temat.
(MB)