Piotr Klimek: Nie potrafię mówić o niczym
– Świetne są „Omdlenia”. Musisz ich posłuchać. I Piotr jest świetnym kompozytorem. Musisz z nim porozmawiać. – mówi mi Jakub Kościuszko, gitarzysta, właściciel wydawnictwa płytowego QBK Records, pedagog.
Piotr Klimek to kompozytor muzyki teatralnej i filmowej. Na Śląskiej Jesieni Gitarowej w Tychach, podczas wieczoru muzyki polskiej Jakub wykonał utwór Piotra „Omdlenia”. Zanim jednak do tego doszło, w Hotelu Tychy, który od samego początku jest przestrzenią spotkań dla festiwalowych gości, rozmawiamy o muzyce, o emocjach w niej. I o tym, jak dźwiękami snuć opowieść o człowieku.
Kinga A. Wojciechowska: Skąd się wzięły „Omdlenia”?
Piotr Klimek: Kuba zamówił. Kuba, ile lat temu to było?
Jakub Kościuszko: To było w tym samym czasie, gdy zainicjowałeś moją pierwszą płytę – Guitar Recital. Zacząłem szukać utworów i stwierdziłem, że jest mało repertuaru na gitarę i same smyczki.
Piotr: A ponieważ to było trzysta lat temu, nikt tego nie zweryfikuje [śmiech].
Jakub: Tak, nikt nie wie tak naprawdę, jak to było.
Piotr: To chyba najdłużej pisany przeze mnie utwór [śmiech].
Jakub: Czas był wprost proporcjonalny do honorarium [śmiech].
A dlaczego to tak długo to trwało?
Piotr: Bo to był mój pierwszy utwór na gitarę. W koszu wylądowały przynajmniej jego cztery pełne wersje. To nie była rewizja, całkiem je wyrzuciłem. Ale ja tak mam – komponuję metodą wyrzucania do kosza. Kosz w komputerze to taka nowoczesna gumka. Gdyby nie było mi głupio wobec Kuby, wyrzuciłbym i kolejną wersję. Jak jest tylko zamówienie, to nie jest to dla mnie wystarczający bodziec, żeby napisać dobry utwór.
Podobno najważniejsze są dwa czynniki – deadline i zaliczka.
Piotr: [śmiech] Deadline jest ważny, to prawda. Ale chodzi o coś innego. Jest różnica między zamówieniem na temat – np. muzyki teatralnej czy filmowej, bo jest reżyser, jest jakaś historia, do której dokładam swoją interpretację. I to jest zupełnie coś innego, niż wypowiedzieć się na dowolny temat. Jak nie ma imperatywu Tematu, to nie ma utworu. Bo ja nie potrafię mówić o niczym. Główną wadą wyrzuconych utworów był brak tematu. Nie czepiałbym się nut. Poza cudowną przygodą: zamówienie, pisanie dla Kuby – nie było nic. Jak pojawił się temat na opowieść, którą mogłem przekazać za pomocą gitary i smyczków, to napisałem. Nie czułem się zawstydzony. Kuba razem z nutami od razu dostał demo.
I jaka to jest opowieść?
Piotr: Historia nie jest wielką epopeją. Doszedłem do wniosku, że w sytuacji pisania muzyki użytkowej, zakładam pewien kostium, opowiadam zadaną historię. W muzyce abstrakcyjnej – kompozytor ma prawo wypowiedzieć się wyłącznie na temat, jakim jest on sam. I w momencie, w którym znalazłem klucz do mówienia o sobie, wymyśliłem, że piszę utwory poświęcone różnego rodzaju schorzeniom, chorobom, słabościom. One pięknie oddają ludzką naturę, emocjonalność, kondycję psychiczną. Omdlenia to jeden z przypadków medycznych, ale są też cudowną metaforą ludzkich przeżyć i stanów emocjonalnych. Niektórzy uważają programowość w muzyce za grzech. Ja uważam, że to przymiot. Metafora łapie widza, trzyma za rękę lub popycha, jest pomostem między wyobraźnią kompozytora a duszą słuchacza. Jeśli nie boimy się nut – instrukcji obsługi dla wykonawcy, to przecież tytuł jest właśnie taką instrukcją – dla widza. Utwory całkiem abstrakcyjne nie są gorsze. Ale tu gitara i smyczki są taką histerycznie romantyczną strukturą, nieważne jakie dźwięki zagrają, będą pełne emfazy. Nimi dotkniemy sfery emocjonalnej. Poszedłem tym tropem – nadmiaru emocjonalności. Jesteśmy bezradni wobec uczuć – czy to depresja, czy miłość. A skoro mi się zdarzyło omdleć parę razy w życiu, to wiedziałem, o czym piszę [śmiech]. W partyturze są nawet daty utraty przytomności, choć dla wykonawcy nie mają one znaczenia.
Kuba, a dla Ciebie koncepcja utworu była ważna?
Jakub: Rozmawiałem z Piotrem wielokrotnie. Byłem ciekawy źródła kompozycji. Ale Piotr zastrzegał, że nie jest to do końca utwór programowy.
Piotr: Bo nie jest. To nie są „Obrazki z wystawy” i w tym sensie nie jest to muzyka programowa.
Jakub: To muzyka utrzymana jednak na wysokim poziomie abstrakcji. Traktuję ten utwór bardziej jako muzykę absolutną. Ale wiedza o źródłach mi nie przeszkadza. Piotr napisał muzykę subtelną, bo taka jest gitara. Trzy spośród pięciu części są pełne delikatności i może to była podpowiedź dla mnie jako wykonawcy. Część II i V są bardzo dynamiczne, pełne emfazy, także bardzo specyficznej dla gitary. Ale w tej muzyce jest coś, co mnie porusza. I może poruszy także słuchaczy, bo chyba gitara kojarzy się z romantycznym, bliskim duszy dźwiękiem.
Piotr: Mamy z Kubą wspólny epizod w karierze, bo obydwaj studiowaliśmy w konserwatorium w Hadze. I jestem pewny, że za tę kompozycję z pewnością wyrzucono by mnie tam ze studiów.
Dlaczego?
Piotr: Bo emocja jako element kompozycji była tam zakazana. Kiedy zdarzyło mi się napisać utwór z elementami histerii, powiedziano mi, że albo zmienię styl, albo do widzenia. A „Omdlenia” są kwintesencją tego, co w Hadze zabronione.
To dość przykre. Przecież muzyka naturalnie kojarzy się z uczuciami, przeżywaniem emocji.
Piotr: Ale Holendrzy i Niemcy dalej boją się emocji. Pocieszające jest tylko, że im dłużej w tym pozostaną, tym my będziemy silniejsi, bo twórczo inni.
Jakub: To jest związane z tym, co ich otacza. W Holandii pierwsze skrzypce gra architektura. Szkoła designu dominuje nad wszystkimi dziedzinami.
Piotr: A muzyka jest bardzo formalna. Nasza słowiańska wrażliwość przechodzi ciężkie chwile. Moi profesorowie w Hadze hołdowali zimnej zasadzie w muzyce.
Nie było Ci łatwo.
Piotr: Nie, ale najciekawsze rzeczy pojawiały się, gdy następowało starcie dwóch światów. Bardzo piękne było zderzenie, udowadniało mi, że warto, bo sens jest w innej opowieści. Ciekawe sytuacje miałem z Japończykami. Krzyczeli na mnie, trzaskali drzwiami. Mój profesor się cieszył, widząc nasze starcie. Japończycy przerażeni byli ideą piękna w muzyce.
A Polacy nie boją się piękna?
Jakub: AUKSO się nie boi. Czuję te emocje, grając z nimi. Wystarczy że kładą smyczek na strunach i to już jest magiczne.
Piotr: Moja pierwsza myśl – jak oni grają oktawy! Jezu! Grają oktawy!
A co w tym magicznego?
Piotr: To jest przeżycie – usłyszeć oktawę graną czysto, równo, pięknym dźwiękiem.
A miałeś dla nich jakieś uwagi kompozytorskie?
Piotr: Nie i to najmilsze, co może się zdarzyć – nie mieć uwag dla orkiestry.
A jak się spisał Kuba?
Piotr: Po czasie zauważyliśmy – jestem kontrabasistą, mam dużą dłoń – że trochę przesadziłem. Wydawało mi się, że to, co piszę, będzie za proste. Komponowałem z gitarą w ręku i wszystko byłem w stanie tą moją dużą dłonią zagrać. A potem okazało się, że Kuba ma mniejszą dłoń...
Jakub: W dodatku ja miałem pomysł na pewne przestrojenia gitary. Piotr to wykorzystał i wtedy zaczęły się trudne układy.
Piotr, powtórzysz tę przygodę?
Tak, zresztą teraz dopiero się ruszyło. Mam zamówienie na duet, też z gitarą. I już teraz było łatwo, już wiedziałem, czego… nie robić.
Czyli lubisz pisać muzykę do filharmonii?
Bardzo lubię. Ale nie napiszę kwartetu smyczkowego tylko dlatego, że dziś jest pora na kwartet. Dlatego tych moich utworów nie jest tak wiele, przynajmniej w zestawieniu z muzyką teatralną. Za to zauważyłem, że utwory z lat 90. i z początku XXI wieku zyskują nowe życie, teraz są grane. Warto było czekać na te kilka utworów, bo one ciągle mają swoją historię. Dlatego się bronią. A jak słucham własnych wykwitów złożonych tylko z dźwięków – wstydzę się ich, mam poczucie, że nie powinno się ich wykonywać.
Warto korzystać z kosza?
Tak, ale broń Boże nie wolno z niego nic wyciągać z powrotem na stół.
Rozmowę przeprowadziliśmy 19 października 2016 roku, tuż przed premierowym wykonaniem „Omdleń” w ramach Koncertu Muzyki Polskiej na Festiwalu Śląska Jesień Gitarowa. Tego wieczoru zabrzmiała jeszcze jedna światowa prapremiera – koncert na gitarę i orkiestrę Marcina Błażewicza, z solistą Marcinem Dyllą oraz wykonano kompozycje Czesława Grabowskiego i Grażyny Bacewicz.