Ordynarna socjeta, czyli…
…w tym świecie nie ma miejsca dla melodii.
„Nigdy więcej już nic nie napiszę” – oświadcza Kompozytor – jedna z ważniejszych postaci „Ariadny na Naksos”, dzieła Ryszarda Wagnera, brawurowo wykonanego w przedostatni weekend listopada w Filharmonii Narodowej.
Meagan Miller doskonała w roli Ariadny / fot Arielle Doneson CorriganWieczór nie do końca był typowy, skoro w filharmonii wystawiano operę. Choć czasem się to zdarza, jest to duże wyzwanie dla dyrygenta i wykonawców. Opera staje naga przed słuchaczami, pozbawiona rekwizytów, scenografii. W takiej wersji mają szansę obronić się tylko dzieła wybitne ze względu na muzykę lub treść. W przypadku Ariadny – tak, tak, napiszę to – spełnione były oba warunki. I choć początki opery były burzliwe (jak zapewniał nas w książce programowej świetny muzykolog dr Szymon Paczkowski), dobrze się stało, że Ryszard Strauss w końcu utwór napisał i doprowadził do postaci znanej obecnie.
Poważna opera i śpiewogra wystawione równolegle na jednej scenie, jako dodatek do posiłku grupy arystokratów, którzy niecierpliwie czekają na wieczorne fajerwerki. Ludzka kreatywność podniesiona do potęgi. Ludzkie słabości, kruchość natury ludzkiej, kruchość ideałów w obliczu sowitej zapłaty lub po prostu możliwości przeżycia przez kolejne pół roku, wchodzenie w dorosłość, pozbawioną złudzeń i walka o godność artysty. „Ariadna na Naksos” jest dziełem tak pełnym treści, że chwilami lepiej zamknąć oczy, nie czytać wyświetlanego nad głowami muzyków libretta i po prostu wsłuchać się w bogatą muzykę Straussa. I docenić pracę znakomitego zespołu pod wodzą Jacka Kaspszyka, dyrektora artystycznego Filhamornii Narodowej.
Jacek Kaspszyk o muzyce i o przygotowaniach do koncertu:
http://www.youtube.com/watch?v=Jt6OjGNJOmg
Praca nad operą nie była łatwa, jak stwierdził Kaspszyk, ale za to pasjonująca z kilku powodów. Pierwszy był taki, że do tej pory opera nie była grana „warszawskimi siłami narodowymi”. W dodatku cała siedemnastka solistów reprezentowała bardzo wysoki poziom. – Mamy czterech solistów importowanych, pozostali to są młodzi, wspaniali, polscy śpiewacy – mówił Kaspszyk na piątkowej konferencji, która co prawda dotyczyła współpracy z Warnerem, ale dyrektor i dla Ariadny znalazł chwilę – Austriacy są zszokowani zrozumieniem tekstu przez Polaków. Oczywiście partia tenorowa jest legendarnie trudna, ale tu mamy nadzwyczajnego artystę. I Kaspszyk porównał go do Kaufmanna, który jest żywą legendą.
Józef Mika. Pierwszoligowy MajordomusPochwalił też Meagan Miller – młodą amerykańską śpiewaczkę wykonującą partię Ariadny. W tej roli dała się już wcześniej poznać. Mnie osobiście zachwyciły jeszcze dwie osoby – Anna Simińska, w roli Zerbinetty, aktorki z trupy komediantów, której Ryszard Strauss podarował arcytrudną i piękną arię. Młoda, piękna śpiewaczka doskonale sobie poradziła ze swoją rolą, udźwignęła wszystkie koloratury i zyskała uznanie publiczności, która nagrodziła ją brawami zaraz po arii – reagując jak w prawdziwej operze. Doskonale sprawdził się także aktor Józef Mika, w mówionej roli Majordomusa. Z wykształcenia także germanista – zaprezentował nienaganny niemiecki akcent. Aż żal, że jego rola była tak krótka. Nie zawiedli pozostali soliści, ani orkiestra. Ta ostatnia ostrożnie prowadzona przez Kaspszyka nie zagłuszała śpiewaków, którzy stali za nią, ale byli doskonale słyszalni. To był wieczór udany do ostatniego taktu.
P.S. Gdyby jednak jeszcze na chwilę wrócić do treści opery... Słuchając jej, a właściwie zagłębiając się w libretto, zastanawiałam się, czy nie ma w "Ariadnie" analogii do dzisiejszych czasów? Do tego, że tandeta wypiera wysoką sztukę i artyści płacą najwyższą cenę - albo mniej lub bardziej dobrowolnie się deprawując pisząc pod tak zwaną publiczkę lub - schodząc na margines? Zaraz, zaraz... Ale czy to nie wątek Ariadny, jej historia nie zdominowała jednak szalonego miksu opery seria i buffa? Czy to nie Zerbinetta - ta aktoreczka, która miała rozbawiać publiczność - nie musiała zaśpiewać najtrudniejszej partii i odegrać najtrudniejszej roli? To ona miała za zadanie improwizować do zadanej treści (pocieszyć Ariadnę, znaleźć dla niej rozwiązanie z trudnej, tragicznej wręcz sytuacji). To przedstawiciel pop-kultury musieli się dostosować do realiów serwowanych przez Kompozytora w ramach opery o poważnej, pięknej treści. Może jednak granica między sztuką wysoką a niską nie jest tak duża jak się wielu z nas wydaje? Zresztą "Ariadna na Naksos" dostarcza wielu przemyśleń, także o naturze kobiety i mężczyzny, uczuć, pozwalając nasycić się nie tylko uszom. Mam wrażenie, że Jacek Kaspszyk chciał tym koncertem opowiedzieć dużo, dużo więcej, także o swojej roli dyrektora artystycznego, który będzie teraz aktywnie promować polską muzykę, polskich artystów i Warsaw Phil w poza granicami Warszawy i Polski.
(KAW)