Odnajdując rosyjską duszę
Nowa płyta Klaudiusza Barana ukazała się nakładem wydawnictwa DUX i znajdziemy na niej wyjątkowo ambitny repertuar na akordeon solo. Intrygujące jest też zestawienie utworów – po raz pierwszy znalazły się obok siebie na krążku trzy rosyjskie sonaty...
...pierwsza to: napisana w 1972 r. sonata Nr 3 Władysława Zołotariowa (1942–1975), druga: sonata op. 13 Aleksandra Nagajewa (ur. 1947) z 1977 r., a trzecia: sonata z 1981 r. Albina Repnikowa (1932–2007). Co ciekawe, losy ich twórców pozostają ze sobą nierozerwalnie powiązane, a utwory powstawały w podobnym okresie. Nagajew i Zołotariow się przyjaźnili; to pod wpływem przyjaciela Nagajew rozpoczął swoje pierwsze kompozytorskie próby, zmienił też uczelnię muzyczną z Władywostoku na Moskwę – egzaminy wstępne zdał po mistrzowsku między innymi dzięki zastosowaniu w swoich kompozycjach techniki dodekafonicznej, do czego zainspirowała go z kolei twórczość Zołotariowa. Sam miał nawet powiedzieć, że: „Gdyby nie było Zołotariowa, nie byłoby Nagajewa”, a po tragicznej śmierci swego mentora napisał sonatę jego pamięci.
Rozdzielająca wcześniej wymienionych twórców na płycie sonata Repnikowa również zawiera wątki biograficzne, była wręcz przez autora określana mianem autoportretu. I choć nie jest to twórca tak znany, jak dwaj poprzedni, to przecież jego warsztat kompozytorski pozostaje na wysokim poziomie, a forma – choć dość klasyczna – otwiera ciekawe przestrzenie dla wykonawcy, szczególnie w trzymającym napięciu finale.
Wszystkie te utwory są jednak dość mroczne, posiadają rys tragizmu, pojawia się w nich nawet odniesienie do średniowiecznej sekwencji „Dies irae, Dies illa”. Wymagają od wykonawcy dojrzałości i charyzmy. I to wszystko znajdujemy w wykonaniach Barana, wyraźnie zafascynowanego wschodnim brzmieniem i wyzwaniami, jakie stawia przed artystą tego typu repertuar. Z jednej strony wymagają wirtuozowskiej techniki i technicznej precyzji, z drugiej emocjonalności i autentyzmu. Ów autentyzm pomaga nie skupiać się wyłącznie na rzemiośle i np. szalonych przebiegach w ostatniej części Sonaty Zołotariowa (nazywanej przez artystę „akordeonowym K2”), lecz również w przemyślany sposób poprowadzić muzyczną narrację w każdej z częsci, znajdując miejsce na odpowiednie ulokowanie kulminacji w toku całego utworu. Może więc tym lepiej, że Klaudiusz Baran nagrywał płytę w kilku rzutach w 2005 i 2013 roku; „Ten proces trwał długo, ale cieszę się z tego, bo to muzyka głęboka i po kilku latach mogłem do niej podejść z innym bagażem doświadczeń” – skomentował akordeonista w rozmowie dla magazynu Presto – „Jedno nagranie nawet w tym czasie zaginęło i należało je zrobić raz jeszcze, ale właśnie dzięki temu udało mi się dojść do pewnej dojrzałości interpretacyjnej”.
Choć należy też przyznać, że szczypta młodzieńczej brawury i emocjonalności również mogą pomóc wydobyć ogromny potencjał kryjący się w trzech sonatach. Ale w przypadku wykonań Klaudiusza Barana i młodzieńczej fantazji nie brakuje. I na szczęście zdaje się to nie koniec fonograficznej przygody z literaturą rosyjską w przypadku tego wykonawcy. Widać odnalazł w sobie ułamek rosyjskiej duszy i kojarzony z jej piewcami wielki dar interpretacji.
(MB)