Niedziela Wielkanocna. Bach w sekretniku.

23.04.2014

Istnieje subtelna różnica między wirtuozostwem i wirtuozerią. Występ Café Zimmermann dał okazję do jej przemyślenia.

fot. Michał Rasmus

Być wirtuozem znaczy tyle, co nie znać ograniczeń technicznych swojego instrumentu, lub raczej sprawić, by słuchaczowi zdawało się, że takie ograniczenia nie istnieją. Wirtuozeria jest czymś zgoła innym. To sposób bycia na scenie, w którym wykonawca dominuje nad wykonywanym dziełem. Można być więc wirtuozem pokornym, służącym dziełu. Można być także wirtuozem uprawiającym wirtuozerię, który dzieło traktuje instrumentalnie, jako pretekst dla popisu swoich umiejętności. Wirtuozeria jest w pewnym sensie łatwiejsza. Niesie w sobie bowiem ogromny ładunek entuzjazmu i przebojowość, która niemal bez wyjątku porywa słuchaczy. Wirtuozostwo pokorne, którego byliśmy świadkami podczas niedzielnego koncertu, jest drogą bardziej ryzykowną i przez to trudniejszą. Łatwo je pomylić z osłabieniem sił twórczych, wyczerpaniem, artystycznym kryzysem. Osobiście za najlepsze uważam wykonania, które odnajdują złoty środek między wirtuozerią a pokorą. Występ Café Zimmermann stał zdecydowanie po stronie wirtuozostwa pokornego.

Soliści koncertów: skrzypcowego – Pablo Valetti, obojowego – Molly Marsh, na dwoje skrzypiec – Mauro Lopes Ferreira i David Plantier, nie wynosili swoich partii ponad brzmienie towarzyszącego im zespołu. Przeciwnie, zdarzało się, że dobywane przez nich dźwięki niknęły w fakturze tutti. Kilkukrotnie jednak, po owym przesłonięciu solisty przez towarzyszący mu zespół następowało nacechowane niespotykanym wdziękiem wyłonienie się jego partii na plan pierwszy, jak w końcowym fragmencie koncertu skrzypcowego, gdy na moment solista przejmuje figurę akompaniamentu. Kiedy słuchałem koncertów Bacha, raz po raz uderzało mnie piękno samych kompozycji. Nieraz wzdychałem w duchu „Ach, ten Bach!”, choć ani razu nie przeszło mi przez myśl zakrzyknąć „Ach, ten Valetti!”

Kontratenor Damien Guillon doskonale wpasował się w strategię wykonawczą Café Zimmermann. Nie teatralizował swych arii i recytatywów, nie gestykulował, wyraz twarzy zmieniał nieznacznie, ograniczając swoje zainteresowanie do sztuki dobywania dźwięków. Głos miał przy tym niezwykle czysty i jasny. I znów serce krzyczało „Ach, ten Bach!”, zapominając zupełnie o wykonawcy, bez którego przecież nie miałoby okazji do zachwytu. Jan Sebastian Bach w interpretacji Café Zimmermann i Damiena Guillona nie był Bachem z portretu Haussmanna powielanego wielokrotnie na plakatach i afiszach w kilkukrotnym powiększeniu. Był to Bach pieczołowicie ukryty przed postronnym wzrokiem w zawieszonym na szyi na złotym łańcuszku sekretniku – szczery i piękny, choć pozbawiony nachalnej ekspozycji. Bach, którego w muzeum nie fotografowałby tłum turystów. Bach dzielący los licznych wiszących w Luwrze obrazów, których większość odwiedzających nawet nie dostrzega, pragnąc jedynie nasycić się tajemniczym obliczem Mona Lisy.

Relacjonuje Paweł W. Siechowicz

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.