Nie tylko Requiem
Muzyka sakralna w spuścizna Wolfganga Amadeusza Mozarta to piękny, trudny do przecenienia pod względem artystycznym i duchowym rozdział. W ramach tegorocznej edycji Festiwalu Mozartowskiego w Warszawie, pięć koncertów będzie poświęcone właśnie dziełom, które Salzburski Mistrz tworzył w silnym związku z liturgią. Jeden z nich jawi się jako rarytas kameralistyki.
Już 21 czerwca – piątek, w Bazylice Archikatedralnej w Warszawie zabrzmią dwie pozycje znajdujące się od lat w koronnym repertuarze Warszawskiej Opery Kameralnej. Choć oba te dzieła muzyki oratoryjnej w dorobku Wolfganga Amadeusza Mozarta, nie ustępują pięknem jego Requiem i Mszy c-moll, to jednak nieczęsto goszczą na koncertowych afiszach.
Wydawać by się mogło, że Msza „Koronacyjna” nie kryje przed nami tajemnic. Jednak na podstawie ostatnich badań dowiadujemy się, że została skomponowana na użytek salzburskiej katedry, przypuszczalnie z okazji świąt Wielkiej Nocy, a nie – jak wcześniej sądzono − z okazji koronacji cudownego obrazu Matki Boskiej w Maria-Plain niedaleko Salzburga. Wykonano ją prawdopodobnie również w trakcie uroczystości koronacyjnych cesarza Leopolda II na króla Czech (6 września 1791 roku w Pradze). Drugim dziełem, które zabrzmi tego samego wieczoru są mozartowskie Nieszpory, czyli Vesperae solennes de confessore, które na całej muzyki sakralnej Mozarta są dziełem bardziej skondensowanym i zwartym, acz nieczęsto wykonywanym. Tym samym warto wsłuchać się w te frazy, bowiem Nieszpory, skomponowane na potrzeby kalendarza liturgicznego katedry w Salzburgu (1780), kryją prawdziwą perłę – jedną z najpiękniejszych arii sopranowych w całej muzyce Mozarta (nie tylko sakralnej). Mowa o Laudate Dominum, w którym po przejmujących frazach solowych, na pierwszy plan wychodzi chór. Rękopis Mszy „Koronacyjnej” znajduje się w zbiorach Biblioteki Jagiellońskiej w Krakowie. Koncert w wykonaniu chóru i orkiestry Cappelli Gedanensis poprowadzi Agnieszka Franków-Żelazny.
O Mszy c-moll zazwyczaj pisze się w kontekście jej doskonałości oraz …pozostawania w cieniu słynnego Requiem. Nie przez przypadek msza utrzymana w tonacji c-moll, nazywana jest również Wielką. Dzieje się tak dla podkreślenia jej monumentalnej formy jak i za sprawą zewnętrznych jej rozmiarach: rozbudowanych poszczególnych częściach, składających się niejednokrotnie z kilku samodzielnych utworów, bogactwa środków wyrazu, monumentalnych często rozbudowanych nawet do ośmiu głosów partii chóralnych. Do tego należy dodać bardzo wszechstronne wykorzystanie głosów solowych oraz dużego ciężaru jaki spoczywa na instrumentach dętych i kotłów. Mozart tę mszę pisał na przełomie 1782 i 1783 roku. Było to podziękowanie za to, że Konstancja Weber została jego żoną, bowiem Mozart złożył ślubowanie, że jeśli tak się stanie, skomponuje mszę. Sam Mozarta nigdy nie usłyszał dzieła w kompletnej wersji, pozostawił je niedokończone. Sam Mozart zaprezentował niekompletną Mszę c-moll w 1783 roku (Salzburg) a w miejsce brakujących ogniw wprowadzając przypuszczalnie części z wcześniejszych swoich mszy. Jak nie patrzeć, powstało dzieło genialne, zapewne popularnością ustępujące Requiem, za sprawą otoczki, czy może wręcz iście sensacyjnych wątków, których nie brak wokół najsłynniejszej kompozycji oratoryjnej Mozarta. Msza c-moll zabrzmi 1 lipca w Kościele Seminaryjnym (Krakowskie Przedmieście 52/54) pod dyrekcja Marcina Sompolińskiego.
Mozartowskie Requiem, czyli arcydzieło kryjące się pod numerem 626 w katalogu dzieł Mozarta Ludwiga Rittera von Köchla, to jedna z najbardziej owianych tajemnicą kompozycji w historii muzyki. Ostatnie „dziecko” tego kompozytora należy do pereł kultury ale i stało się kanwą licznych legend, dość wspomnieć kinematografię, gdzie tworzenie „Requiem” przez Mozarta rozsławił film Miloša Formana „Amadeusz”. W tym nagrodzonym kilkoma Oscarami filmie reżyser przedstawił dzieje powstawania „Requiem”, barwnie, jak na Hollywood przystało, jednak w realnym życiu było trochę inaczej, niż to pokazał w swoim genialnym filmie czeski reżyser. Jedno jest najważniejsze, film jak i sama jego historia rozbudziły wyobraźnię i zainteresowanie muzyka mistrza Wolfganga nawet u tych, którzy od muzyki klasycznej stronili. Muzyka z obrazu stała się płytowym bestsellerem, ekspresyjny plakat z filmu zawisł w niejednym domu czy akademiku. Przez wiele lat, nie wiedząc, na czyj pogrzeb Requiem zostało zamówione, snuto domysły. Co więcej, nie dowiedział się tego nigdy nawet sam kompozytor. Mozart, który w tamtym czasie prowadził życie, dzisiaj nazwalibyśmy je niesportowym, mimo zamówienia i zapłaty „z góry”, nie od razu przystąpił do pracy. W zasadzie, przytłoczony innymi zamówieniami nie miał na to zbyt wiele czasu, bowiem równolegle tworzył opery: „Czarodziejski flet” i „Łaskawość Tytusa”. Gdy wreszcie wziął się do pracy nad tą partyturą, rozchorował się. Złożony chorobą, w ostatnich dniach swojego życia podyktował przyjacielowi Franzowi Xaverowi Süssmayerowi kolejne frazy tej najsłynniejszej z żałobnych mszy. Między jawą a gorączkową maligną komponował w przekonaniu, że to msza żałobna za jego duszę. Umarł 4 grudnia 1791 r. mając 35 lat, w trakcie dyktowania ósmego taktu przepięknej „Lacrimosy”. Süssmayer dokończył szkice przyjaciela. Oryginalne mozartowskie frazy: „Dies Irae”, „Confutatis” czy „Tuba Mirum”, podobnie jak „Lacrimosa”, dowodzą dzisiaj geniuszu kompozytora. Natomiast demoniczne „Sanctus”, melancholijne „Benedictus” i dotykające romantycznej nuty „Agnus Dei” to już dzieło Süssmayera. Tutaj kontynuator osiągnął poziom godny jego własnego mistrza. Mierząc jakość warsztatu Süssmayera powagą i poziomem fraz, samo Agnus Dei stawia go w gronie mistrzów.
My dzisiaj już znamy więcej szczegółów. Zleceniodawcą arcydzieła, co wyszło na jaw dwa lata po śmierci Mozarta, okazał się muzyczny amator, który zwykł zamawiać i przywłaszczać cudze kompozycje. Wydawał je pod swoim nazwiskiem, hrabiego Franciszka Walsegg zu Stuppach. Zapłacił przez pośrednika, adwokata Johanna Nepomuka Sortschana, 50 dukatów za partyturę. Jego postać była tak samo tragiczna, jak los „Requiem”. Wiele lat wcześniej zmarła nagle jego żona. „Requiem” miało być pełnym żalu wspomnieniem po ukochanej. Requiem w czasie Festiwalu Mozartowskiego zabrzmi dwukrotnie: 29 czerwca (koncert w Kościele Seminaryjny poprowadzi dyrygent, Monika Wolińska, artystka która aktualnie podbija serca melomanów w Stanach Zjednoczonych) oraz Benyamina Bayla (w tym samym miejscu, 8 lipca, godz. 20:30). Requiem zabrzmi również w wersji kameralnej, instrumentalnej 8 lipca, cztery godziny wcześniej w Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie (Oranżeria), ul. Stanisława Kostki Potockiego 10/16, gdzie muzyka oratoryjna Mozarta zostanie wykonana w specjalnych transkrypcjach na kwartet smyczkowy (Warsaw Opera Quartet) i głos solowy (Dorota Szczepańska – sopran). Requiem opracował jeszcze w czasach Mozarta, Peter Lichtenthal.
Festiwalowe detale i bilety: operakameralna.pl
Wydarzenie jest objęte patronatem Presto
{info. pras}