Natchnienia i produkty uboczne [rozmowa z Agnieszką Łapką]

03.12.2019
fot. Agata Jaszke

Agnieszka Łapka, to artystka sztuk plastycznych – malarstwo, grafika – i jednocześnie wokalistka bluesowa. Interesowało mnie, jak – i czym – się te dwie tak różne dziedziny artystyczne „je”, czy raczej je „przyrządza”. Myślałem, że odpowiedź będzie prosta. A może nawet w ogóle jej nie będzie, bo takie wnikanie, takie dociekanie może być – tak sądziłem – wymysłem kogoś, kto nigdy ani o jedną, ani o drugą dziedzinę sztuki nawet się twórczo nie otarł. Ludzie sztuki, myślałem, pewnie się nad tym nie zastanawiają – po prostu tworzą. Okazało się jednak, że nic aż tak proste nie jest i że może nawet wykluje się – z tych dwóch dziedzin – coś jeszcze innego.

Władysław Rokiciński: Ilekroć spotykam artystę, który jest z powodzeniem czynny w więcej niż jednej dziedzinie, mam ochotę zapytać o charakter aktu twórczego (natchnienia?) w każdym z tych obszarów i czy różnią się one między sobą. Ale takie pytanie to może tylko wymysł kogoś takiego, kto nigdy artystą nie był?

Agnieszka Łapka: Ciekawe pytanie. Właściwie cała tajemnica twórczości sprowadza się do genezy tego impulsu, który bierze się nie wiadomo skąd, a jednak jego język jest zrozumiały i logiczny. Nazwałabym to natchnienie właśnie przymusem, nakazem, którego skutkiem jest poddaństwo, „wyznawstwo”... Który włada dniem i częścią mojej nocy, i prowadzi do pewnego rodzaju uzależnienia.

To podobieństwo, a różnice?

W praktyce natchnienia zachowują się inaczej. O ile przy malarstwie czuję się silna, mogę działać z dnia na dzień, satysfakcja przychodzi szybciej, praca idzie płynniej – o tyle w muzyce natchnienie narasta jak niezdrowy balon wyczekujący możliwości z zewnątrz. Malarstwo jest techniką zdrowszą, w moim odczuciu. Działając samemu, można w pełni realizować swoje zamierzenia artystyczne, kontrolować czas pracy. Muzyka szybko męczy, potrzebuje odpoczynku, potrzebuje innych ludzi i większych zasobów finansowych. Efekt często jest kompromisem, a ona sama jest zapisem chwili, momentu i trwa tyle co chwila. Impuls do prac malarskich jest impulsem do działania. Zaangażowane jest ciało, które chce „tkać”. Ręce, które chcą się poruszać i w rezultacie chwytać gotowe dzieło. W muzykę zaangażowana jest głowa, która nie chce przestać myśleć, która wciąż goni nieuchwytny projekt.

Jednak i praca rękoma sprawia, że umysł bezwiednie snuje wątki, które z całą pewnością można nazwać produktem ubocznym malarstwa. Powstaje zatem sporo materiału, z którego niewidzialnie i podświadomie lepi się kolejne konstrukcje. Każdy twórca sztuk plastycznych, myślę, boryka się z problemem wykorzystania tego całkowicie darmowego materiału, który powstaje po każdej sesji malarskiej czy rzeźbiarskiej. Taka praca nastraja refleksyjnie – ja ten naddatek refleksji upycham w piosenki.

Podczas gdy ja konstruuję twory – te twory konstruują mnie. Nie istniejemy bez siebie – jest to ciekawa zależność.


Agnieszka Łapka, Portret

To twórczość plastyczna pojawiła się jako pierwsza? Czy nadal jest numerem 1?

Tak. Sztuki plastyczne były pierwsze, ale kwestia zajmowanego miejsca jest płynna. Ostatnio, od kiedy moje obrazy spotykają się z coraz lepszym odbiorem, myślę, że tak, ale przez ostatnie kilka lat to muzyka najbardziej mnie zajmowała z uwagi na to, że byłam w trakcie komponowania, pisania i nagrywania mojej płyty.

Czy artysta malarz to samotny myśliwy? W sumie z nikim chyba nie musi współpracować, tworząc obraz.

Umysł malarza jest introwertyczny, filozoficzny. Język malarza to język rąk. Praca ta potrzebuje czasu, spokoju, cierpliwości i skupienia. Trudno zadbać o wszystkie te aspekty, będąc w grupie. Kiedyś przy malowaniu słuchałam muzyki, ale teraz dźwięki stały się zbyt rozpraszające. Używam do wypełnienia przestrzeni pracowni kilkunastu fabuł, które zmieniają się wraz z porą roku. Zapraszam zatem – „co koło” – sprawdzoną grupę osób, które dotrzymują mi towarzystwa.

Osoba, która tak mocno wchodzi w działalność manualną jak malarz, zaczyna z czasem inaczej się komunikować. Takie osoby zazwyczaj znajdują się w trybie, w którym trwa pewien rodzaj medytacji. Trudno dostosować się do rzeczywistości. I trudno dostosować się do grupy.

Z muzykami, także wokalistami, jest inaczej?

Większość muzyków, których znam, to również osoby introwertyczne. Oba te zawody wymagają wielu godzin samotnej pracy, przez co nabywa się samotniczych nawyków. Występy przed publicznością to paradoksalnie również samotny akt. Jeśli tylko przepracuje się aspekt tremy, to im głębiej człowiek w siebie zajdzie, tym głębszą uda się mu wytworzyć falę. Oczywiście wszystko zależy od rodzaju muzyki i tego, czego wymaga wykonywanie danego utworu – ale przy moim, molowym raczej materiale, praca z sobą jest najistotniejsza. Scena z pewnością jest miejscem magicznym. W trakcie koncertów wyzwalają się energie, których dzień powszedni nie wykrzesze. Można się wiele o sobie dowiedzieć.

Tu, owszem, istotna jest współpraca z innymi ludźmi. Grupy, w których się udzielam, to już właściwie osoby tak bliskie, jak nieraz bliska potrafi być rodzina. Tu nie tylko istotne jest to, jak ludzie współgrają na scenie, ale także to, jak się im układa poza nią. Często wyjeżdżamy, spędzamy ze sobą wiele godzin w dosyć nienaturalnych warunkach, a mimo wszystko nasza wspólna przestrzeń pozostaje wolna. Dzięki temu możemy z tej przestrzeni wszyscy swobodnie korzystać i czuć się w niej dobrze.

Skąd i dlaczego właśnie blues?

Mimo że wychowała mnie muzyka lat 90., a mój pierwszy zespół grał muzykę rockową, zostałam wessana przez środowisko bluesowe. Tu, na Śląsku, to środowisko prężnie działa, a gdy zaczynałam, była to jedna z niewielu dróg prowadzących do udziału w muzyce.

A trzeba przyznać, że jest to środowisko bardzo gościnne. Z moimi skromnymi wówczas umiejętnościami wokalnymi i niewielką wiedzą o gatunku trafiłam do składów złożonych z legend śląskiej sceny bluesowej. Śląska Grupa Bluesowa – Leszek Winder, Jan „Kyks” Skrzek, Michał Giercuszkiewicz, Mirek Rzepa, Krzysztof Głuch OscillateKrzysztof Głuch, Andrzej Rusek, Arek Skolik... Był to skok w głębiny.

Koncerty to żywioł, w którym jest wiele miejsca na improwizacje muzyczne i wokalne. Przez wiele lat eksponowania mojej wstydliwej osobowości na scenie zdołałam nabyć na tyle pewności siebie, by móc jak najprawdziwiej przekazywać swoje emocje. Blues mnie otworzył i stworzył mi warunki do rozwoju. Blues to też endorfiny – których przy sztaludze często brakuje. To się wszystko ładnie równoważy.

Mam jednak w sobie pewną odrębność, którą pielęgnuję, bo w połączeniu z przekornym charakterem i potrzebą eksperymentowania pcha mnie na autorskie ścieżki. To są moje odrębne produkcje, które klują się wiekami, ale dają poczucie tak potrzebnej dla mojej psychiki indywidualności i wolności.


Agnieszka Łapka, Kwiaty Polskie

Kogo z wokalistów bluesowych nazwałaby Pani wzorem dla siebie?

Z czasem dochodzę do wniosku, że mimo działania w tym środowisku i występowania w zespołach bluesowych, siebie stricte wokalistką bluesową nazwać nie mogę. Jestem osobą, która uparcie chce robić wszystko po swojemu i czuje sprzeciw wobec pomysłu, by przenosić stylowe – bluesowe zaśpiewy do własnych ścieżek. Zależy mi na własnej interpretacji, opartej na moich emocjach. Coraz częściej inspirują mnie zaśpiewy słowiańskie – te, z którymi jestem połączona korzeniami. Moja rodzina pochodzi ze Wschodu. Jestem jedynym jej członkiem, który urodził się na Śląsku. Cykl malarski „Kwiaty polskie” to zarazem upust i manifestacja mojego pochodzenia. Dzięki bluesowi jednak nauczyłam się zdrowego śpiewania, poszerzyłam skalę i przestałam mieć jakiekolwiek problemy z gardłem. Jest to gatunek wymagający, do którego musiałam przez wiele lat się przystosowywać. Mozolnymi ćwiczeniami przearanżowałam pracę aparatu wokalnego, uruchomiłam rezonatory, by nie tylko nie zdzierać gardła, ale i być w stanie zaśpiewać czysto nuty. Dzięki temu udaje mi się koncertować.

Wracając do pytania: dla mnie z gatunków okołobluesowych wielkim przeżyciem było i jest słuchanie Cassandry Wilson. Elżbietę Mielczarek również wciąż cenię.

I na koniec zapytam jeszcze tak bardziej rynkowo: sztuka czy muzyka skuteczniej pozwalają artyście żyć? Jak to u nas jest z rynkami dla obu tych dziedzin?

Długo trwało, zanim na tyle się wyrobiłam w dziedzinie malarstwa, że stałam się rynkowo interesująca. Myślenie rynkowe o własnych obrazach jest dla mnie wciąż rzeczą świeżą. Koncerty bluesowe nie są wydarzeniami mainstreamowymi – są zatem opłacane różnie... Co ciekawe, pieniądze z koncertów – ale i te zarobione ze sprzedaży obrazów – lokuję w moich autorskich projektach muzycznych oraz w dużej mierze w materiałach malarskich, krosnach, farbach, mediach, i gruntach i innych... I koło się zamyka.

Mam więc dodatkowe zajęcia dorywcze lub bardziej stałe. Bywam retuszerem, sprzedawcą w sklepie kosmetycznym, grafikiem – autorem plakatów i okładek płyt. Myślę, że rezygnacja z którejkolwiek działalności zarobkowej w moim wypadku byłaby katastrofalna dla mojego budżetu.

I jeszcze jedno: gdzie w najbliższym czasie można będzie posłuchać Agnieszki Łapki? A gdzie zobaczyć jej obrazy?

Obrazy będzie można zobaczyć na wystawie w BWA w Bielsku-Białej: na 44. Biennale Malarstwa Bielska Jesień. Na wiosnę przyszłego roku przewidywana jest wystawa plakatów oraz okładek płyt mojego autorstwa w Chorzowie. Na żywo będzie można mnie posłuchać na koncertach Śląskiej Grupy Bluesowej i Krzysztof Głuch Oscillate. A niebawem, mam nadzieję, jak się sprawy dobrze ułożą, będzie można posłuchać mojego nowego singla pod szyldem ŁAPKA – gdzieś w eterze.

 

 

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.