Na sali półmrok, w półcieniach widać instrumenty [recenzja]
Ciepły, letni wieczór. Sala laboratorium CSW. Na sali półmrok, w półcieniach widać instrumenty. Fortepian- czeka na Aleksandra Dębicza, który będzie za chwilę wykonywał z pozostałymi czterema muzykami "Kwintet fortepianowy"...
Rozbudowany zestaw instrumentów perkusyjnych, który sam w sobie już stanowi ciekawy obiekt wizualny- na nim zagra Leszek Lorent. Spora ilość pulpitów- duże nuty, albo znaki graficzne to specyfika muzyki współczesnej. Zza uchylonych drzwi słychać przygotowujących się do występu wykonawców. Sypią się dźwięki, docierają skomplikowane, atolnalne pasaże, ale przebija też tango- to flecistka Ania Karpowicz rozgrywa się przed wykonaniem rozpoczynajacego koncert 'Złego wg Tyrmanda' – utworu inspirowanego znaną powieścią z lat 50-tych. Nieoczekiwanie na salę wkradają się 'nieproszone' dźwięki- przedkoncertową ciszę łamią odgosy elektronicznych bitów dochodzące z zewnątrz, gdzie odbywa się letnia impreza w plenerze. Rzeczywiście, biegnąc na koncert, przepychałam sie przez spory tłum bawiących się młodych ludzi. Skupiona cisza w sali laboratorium to duży kontrast. Lekko zakłopotani organizatorzy tłumaczą na wstępie, że tam, na zewnątrz bawi się młodzież, bynajmniej nie gorsza, tylko trochę inna.. i żeby posłuchać tej muzyki inaczej, przyswoić, obłaskawić te dźwięki, zestroić z tymi, które zaraz zabrzmią. Przychodzi mi to dość łatwo, może dlatego że muzyka młodego kompozytora Ignacego Zalewskiego jest tak komunikatywna, że zdaje się zapraszać każdgo do muzycznego dialogu To koncert monograficzny- słowo to brzmi poważnie, i owszem - dumnie. Oznacza, że cały koncert poświęcony jest twórczości jednego kompozytora. Ale Ignacy Zalewski (urodzony w 1990 roku) ma już na swoim koncie liczne nagrody na konkursach kompozytorskich oraz nagrodę Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego za wybitne osiągniecia. Dzisiejszy koncert to też owoc wyróżnienia, jakim jest rola kompozytora-rezydenta, nadana w drodze konkursu przez Instytut Muzyki i Tańca. Program ma łaczyć twórców z instytucjami, i właśnie tak się stało w tym wypadku- utwory Ignacego Zalewskiego wykonali m.in. Kameraliści z Sinfonii Iuventus, orkiestry w której kompozytor rezydował. Większość prezentowanych kompozycji powstała na zamówienie muzyków, członków #Ensemble- młodego zespołu, który wnosi mnóstwo świerzej, pozytywnej energii w wykonianie i promocję muzyki najnowszej.
Pierwszy utwór, wspomniany 'Zły wg Tyrmanda' na flet i perkusję to utwór iście łobuzerski- podobnie jak klimat powieści, traktującej przecież o chuliganach, konikach- handlarzach i drobnych przedsiębiorcach z powojennej Warszawy. 'Zły' raz po raz rozpędza się w niepohamowanych, buńczucznych tyradach perkusyjnych, by za chwilę migocącą partią fletu przywodzić na myśl tajemnicze zaułki i ciemne interesy pośród ruin miasta, w którym dokonywały się "sprawki" ówczesnego półświatka. Wciągająca opowieść- i, co charaktekterystyczne dla Zalewskiego, obdarzona poczuciem humoru. A połączenie muzyki z humorem to wyjątkowo elektryzująca mieszanka. Zwłaszcza że jest to humor pierszej klasy, nienarzucający się, wymagający skorzystania z wyobraźni. Tak właśnie można opisać relację, jaką Zalewski potrafi nawiązać z odbiorcą. Uczestniczenie w jego utworach to rodzaj gry, wieloznacznej, wciągającej, intrygującej. Podobnie rzecz ma się w przypadku 'Tria na flet, skrzypce i altówkę'. Tutaj instrumenty odbywają żywą rozmowę, jest gadatliwy flet (Anna Karpowicz), emocjonalne skrzypce (Kamil Staniczek) i uparta altówka (Aleksandra Demowska- Madejska), których wymianę zdań podziwiamy ze skupieniem godnym fianłowego meczu o mistrzostwo świata w ping-pongu. Niezwykle ciekawe i emocjonalne jest też Catulli Carmen VIII na perkusję i baryton- do tekstu rzymskiego poety z I wieku p.n.e. Słynął on, zgodnie z opisem autora przekładu, filologa Mateusza Żaboklickiego, z niezwykle wulgarnych tekstów, które bedąc tak dosadnymi, miały często wywoływać efekt komiczny. W Catulli Carmen VIII wulgarnie nie jest, ale mamy tu do czynienia z celowo mocno przerysowanym dramatyzmem (tekst traktuje o rozpaczy podmiotu lirycznego po porzuceniu przez kobietę). Taki efekt wzmacnia niezwykle mocna, oryginalna i zapadająca w pamięć kreacja (także aktorska) śpiewającego głosem barytonowym Macieja Nerkowskiego, któremu towarzyszy na perkusji niesamowity Leszek Lorent (tego perkusistę trzeba zobaczyć w akcji!). Doskonale zabrzmiało też prawykonanie 'Kwintetu Fortepianowego' w wykonaniu kameralistów Sinfonii Iuvents. Rytmiczność i melodyka tego utworu nasuwała skojarzenia z muzyką Dymitra Szostakowicza. Koncert zakończyła kompozycja 'Levitation', ciekawy formalnie utwór, wykonany z niezwykłą precyzją przez członków #Ensemble.
Dochodzące z zewnątrz "bity" w żaden sposób nie zakłóciły odbioru muzyki Zalewskiego- było tak jakby muzyka dodała swoje trzy grosze do tej barwnej rozmowy. Może to zachęta do dalszego dialogu? Myślę że także Ci, którzy byli na imprezie plenerowej, gdyby trafili na ten koncert, byliby pod wielkim wrażeniem. O tym, co zrobić, by tak się działo często, warto i należy rozmawiać, lecz to już temat do osobnych rozważań.
A. Olek