Muzyka o muzyce- Przewodnik po Festiwalu Misteria Paschalia cz. 3/3
Vanitas to pasmo skupione na ulotności. Nie musi ona jednak wiązać się z odchodzeniem, śmiercią czy – jak mówi nazwa cyklu – marnością tego świata. Ulotność może dotyczyć także muzyki samej w sobie, którą nie sposób uchwycić inaczej niż poprzez wywołane w nas emocje – dopiero wówczas zyskuje ona względną trwałość. A o muzyce samej w sobie, przybierając trzy nieco odmienne perspektywy, opowiedzą trzy pozostałe koncerty cyklu: Lachrimae, or Seven Tears Johna Dowlanda, Son of England oraz Handlowska Oda na dzień św. Cecylii. Zapraszamy do przeczytania trzeciej części autorskiego przewodnika Pawła Szczepanika – współautora programu Festiwalu Misteria Paschalia, który opowiada o muzyce XVII i XVIII wieku na antenach Off Radia (audycja Nuove musiche) i Radia Kraków (Poważna niepoważna).
Lachrimae to, jak podpowiada nam tytuł, utwór o łzach, osobliwie tych, które może wywołać muzyka. A spektrum emocji jest niemałe – mogą to być łzy smutku, tęsknoty, wzruszenia, melancholii lub spełnienia. Drugą warstwą Dowlandowskiej muzyki o muzyce są kolejne odsłony wariacji, które, niczym iteracje, są „takie same, a jednak inne” – subtelnie różnią się nastrojem, tak jak subtelnie zniuansowane są poszczególne emocje ilustrowane kolejnymi fragmentami utworu. To kompozycja jedyna w swoim rodzaju, będąca wrę manifestem elżbietańskiej melancholii – mody na westchnienia typowej za czasów panowania Królowej Dziewicy, patronki sztuk, ale mody mówiącej też wiele o naturze człowieka, który bezskutecznie szukając ukojenia w miłości, zwraca się ku muzyce. Szczęśliwie zakochani nie mają przecież czasu na wzdychanie! Toteż ile pięknych melodii jest beztrosko radosnych? To raczej te melancholijne ściskają serce.
Program Son of England, który złożył i zarejestrował Vincent Dumestre wraz ze swoim zespołem Le Poème Harmonique i chórem Les Cris de Paris, zawiera nieznaną do niedawna, a bezapelacyjnie wybitną mikrooperę – Odę na śmierć Henry’ego Purcella. To pastoralne niewielkie dzieło nieprzypadkowo przywołuje na myśl mit o Orfeuszu, największym z muzyków jakiego kiedykolwiek nosiła ziemia – „brytyjskim Orfeuszem” zwany był bowiem Purcell, któremu Jeremiah Clarke poświęcił swój utwór. A jednak po śmierci Orfeusza muzyka trwała – jego lira nadal grała, zaś oderwana przez ogarnięte szałem Menady głowa wciąż śpiewała. Tymczasem Clarke mówi, że Apollo już zdejmuje struny ze swej liry, ostinato rozpada się i gaśnie, albowiem wielki Purcell zmarł i nigdy nie powróci – „...and never to return”, a po każdym „never” zapada symboliczna cisza. Muzyka się skończyła. Jest tylko jeden paradoks – ta oda jest tak przejmująco piękna, że Clark zdaje się przeczyć samemu sobie. Oto muzyka brzmi na nowo. I to jaka muzyka!
Wreszcie Oda na dzień św. Cecylii George’a Friderica Handla – trudno mi powiedzieć, czy ten traktat o harmonii świata bardziej czci Boga czy muzykę. A może ten dylemat jest zupełnie czczy – to jakby próbować rozdzielić twórcę i metodę, a przecież każdy ma swoją, charakterystyczną. Pytanie tylko, kto jest u Handla twórcą? W Odzie mamy bowiem niemal wszystko: Boga, Platona i neoplatonizm, Leibniza, Keplera, Orfeusza i jego ojca – Apolla, Muzykę, która symbolizuje Stworzyciela działającego według zasad wszechobecnej harmonia mundi... Wreszcie świętą Cecylię, patronkę muzyki – po niedościgłym wydawałoby się trackim śpiewaku i poecie wynoszącą sztukę dźwięku na poziom niebotyczny, który każe aniołom mylić Ziemię z Niebem i który uruchamia ruch sfer: harmonijny i niczym nie zakłócony, w którym wszystko ma swoje miejsce i czas.
A teraz wyobraźmy sobie, że śpiewa nam o tym Ian Bostridge...