Muzyczne sanktuaria [dokończenie artykułu „Aaaaaby słyszeć” z Presto #20]
Tomasz Goska*: Optymalizacja środowiska odsłuchowego to bardzo rozległe zagadnienie. Nie sposób wyczerpać go w tekście ograniczonym do kilku akapitów. Dlatego też przenosimy cały temat do nieograniczonej przestrzeni, jaką jest Internet.
W najnowszym Presto [#20] po raz czwarty wyczuliliśmy nasze oczy i uszy na sprawy związane z procesem przetwarzania dźwięku. Tym razem skoncentrowaliśmy się na środowisku odsłuchowym, czyli sprzęcie grającym oraz przestrzeni, w jakiej obcujemy z gotowym już nagraniem. Pozornie prosty wybór sprowadzający się do zakupu odpowiedniego odtwarzacza i głośników, jest zaledwie wstępem do całego, niezwykle skomplikowanego procesu logistycznego. Obejmuje on nie tylko organizację, ale i odpowiednie zaprojektowanie przestrzeni, która miałaby służyć za swoistego rodzaju muzyczne „sanktuarium”. Kubatura pomieszczenia, materiał wykończeniowy oraz odpowiednia izolacja od zewnętrznych źródeł dźwięku – to wszystko pomaga lub utrudnia przybliżyć istotę nagrania. Nie bez znaczenia pozostaje tutaj odpowiednie ustawienie głośników i dobór ich parametrów do przestrzeni. Wszystkie te zagadnienia stanowią wdzięczne pole do dyskusji i analiz, ale ostatecznie i tak rozbijają się o indywidualne preferencje odbiorcy i jego muzyczną wrażliwość. Nie da się znaleźć uniwersalnego rozwiązania (konfiguracji), które sprawdziłoby się w każdym możliwym przypadku. I niestety, ten sam problem dotyka mobilnych urządzeń, pozwalających delektować się muzyką w dowolnie wybranym miejscu.
Mniejszy nie znaczy gorszy
W podsumowaniu pierwszej części artykułu wysunąłem śmiałą tezę, że z wyborem sprzętu muzycznego jest tak, jak z wyborem partnera życiowego. Wygląd schodzi na dalszy plan w obliczu możliwości, jakie kryją się wewnątrz dobrze skonstruowanego urządzenia. Niestety, tylko częściowo sprawdza się to na gruncie odtwarzaczy mobilnych, smartfonów i innych miniaturowych „playerów”, które z powodzeniem można zmieścić w pudełku po zapałkach. Postępująca miniaturyzacja wiąże się z ograniczaniem pewnych możliwości technicznych, choć podstawy dalej pozostają te same. Zerojedynkowy zapis musi przejść skomplikowaną drogę przekształcenia z cyfrowego sygnału dźwiękowego na analogowy. I aby uniknąć zniekształceń, potrzebne są do tego solidnie skonstruowane przetworniki DAC oraz układy wzmacniające sygnał. W dobie masowo zalewającej nas tandety, niezwykle trudno o dobry jakościowo odtwarzacz mobilny, który zasłużyłby na miano przenośnego hi-fi. Taki produkt nie potrzebuje agresywnej reklamy, bo trafia tam, gdzie powinien – do najbardziej wymagającego klienta. Niedziwne więc, że statystyczny zjadacz chleba ominie go szerokim łukiem lub… po prostu nie będzie o nim wiedział. Ale mądrze dokonany zakup będący wynikiem dokładnego wybadania rynku, selekcji i oględzin komponentów oraz funkcji playera, odwdzięczy się wieloletnią satysfakcją. I tu wracamy do punktu wyjścia.
Każdy kij ma swoje dwa końce, a odtwarzacz… No cóż. Na nic się zda nawet najbardziej audiofilski sprzęt i idące w ślad za nim wydatki, gdy do gniazda słuchawkowego wetkniemy byle co. Z wyborem słuchawek jest jak z wyborem głośników – każdy model posiada odpowiednie parametry, które najlepiej sparować z wytycznymi sprzętu muzycznego. Moc i tak zwana impedancja, to jedno, o czym warto pamiętać. Ale najważniejszym pytaniem, na jakie powinniśmy sobie odpowiedzieć, wertując bogatą ofertę słuchawek, jest ostateczne przeznaczenie zestawu oraz środowisko, w jakim będziemy z niego korzystać. Inaczej odbiera się ten sam utwór w domowym zaciszu, a inaczej w drodze do szkoły czy pracy, kiedy przestrzeń publiczna częstuje nas podwyższonym natężeniem dźwięku nierzadko przekraczającym 70 dB. O ile więc w tym pierwszym przypadku doskonale sprawdzą się zarówno konstrukcje otwarte, jak i zamknięte, o tyle z akompaniamentem dźwięków ulicy najlepiej poradzą sobie te drugie. Słuchawki nauszne o budowie zamkniętej wydają się najbardziej uniwersalnym rozwiązaniem. Separują nas od otoczenia, choć z drugiej strony odcinają zarówno sam sprzęt, jak i nasze uszy od swobodnej cyrkulacji powietrza. Coś za coś, można powiedzieć. Ale czy na pewno? Na rynku istnieje szereg modeli półotwartych łączących zalety i wady obu wyżej wymienionych rozwiązań. Tak naprawdę w grę wchodzi tutaj tylko i wyłącznie wygoda użytkowania oraz – po raz kolejny – indywidualne preferencje słuchacza.
Audiofilskie mp3
Definiuje je również charakterystyka brzemienia, jakie reprezentują poszczególne modele słuchawek. W tym miejscu należy jednak stanowczo podkreślić, że nie ma idealnych i uniwersalnych egzemplarzy. Każdy zestaw charakteryzował się będzie inną kulturą brzmienia, przywiązaniem do detalu w przełożeniu na poszczególne pasma oraz klarownością przekazu. O tym wszystkim zdecyduje klasa podzespołów i jakość wykończenia. Szukając odpowiedniego rozwiązania, warto więc po raz kolejny zaczerpnąć wiedzy o pochodzeniu i budowie produktu. Czas spędzony na wertowaniu specyfikacji technicznej pozwoli ograniczyć listę potencjalnie wartych uwagi modeli do niezbędnego minimum. Późniejszy odsłuch w sklepie muzycznym będzie już tylko finalnym rozstrzygnięciem ewentualnych wątpliwości.
Paradoksalnie koszt klasowego sprzętu mobilnego nie musi być proporcjonalnie niższy do wartości większego gabarytowo zestawu stereo. Dobry player z równie mocnymi słuchawkami kosztować może od kilku do kilkunastu tysięcy złotych, co wydawać się może absurdem w przełożeniu na funkcjonalność. Mówimy tu o odtwarzaczach obsługujących zarówno bezstratne, jak i stratne formaty plików. A gdy do tego wszystkiego dorzucimy problem izolacji dźwięków otoczenia, wtedy pryska nasza ideologiczna bańka dążenia do perfekcji. Czy jest to zatem gra warta świeczki? Na to pytanie każdy będzie musiał sobie odpowiedzieć indywidualnie. O ile więc uporanie się z tym zagadnieniem nie powinno dostarczyć zbyt wielu problemów, to już skonstruowanie odpowiedniego środowiska odsłuchowego w prywatnym środku transportu, samochodzie, wymaga większego rozeznania oraz zasobniejszego portfela.
Dążenie do perfekcji czy droga fanaberia?
Powiedzmy to sobie szczerze. Większość kierowców w ogóle nie zaprząta sobie głowy tzw. „car audio”. Kupując w salonie lub na rynku wtórnym swój wymarzony wehikuł, zazwyczaj nie przywiązujemy większej wagi do nagłośnienia. Ewentualnie uwagę koncentrujemy na urządzeniu centralnym, czyli odtwarzaczu, który dosyć łatwo można wymienić na inny model. Wymiana radioodtwarzacza nie rozwiąże natomiast problemu odpowiedniego wzmocnienia sygnału, przetworzenia go oraz odtworzenia przez głośniki umieszczone w trudno dostępnych miejscach. A przecież fabryczne zestawy nie sprostają oczekiwaniom bardziej wymagających odbiorców. Zaś na instalację dodatkowych wzmacniaczy, głośników basowych i wymianę okablowania nie każdy się porwie. Wiąże się to z demontażem sporej części tapicerki i przynajmniej podstawową wiedzą z zakresu elektryki i akustyki. Z pomocą przyjść tu mogą specjalistyczne firmy biorące na siebie ciężar takich przeróbek, ale nie będzie to szybki i tani proces. Czasami jednak warto dołożyć do tej inwestycji i cieszyć się dobrze skonstruowanym zestawem, niż oszczędzając na siłę, być dosłownie stratowanym przez dudniące basy.
I już w tym miejscu warto podkreślić, że samochodowego audio nie należy w żadnym stopniu utożsamiać i porównywać z klasycznym, stereofonicznym hi-fi. Istnieje wiele rozwiązań pozwalających cieszyć ucho przyjemną sceną muzyczną, ale doświadczeń wyniesionych z domowego odsłuchu na klasowym sprzęcie stereo nie przełożymy na warunki samochodowe. Nie tylko przez wzgląd na kubaturę przestrzeni, ilość i rozmieszczenie głośników, ale też sposób wytłumienia wnętrza. I to właśnie od tej kwestii powinniśmy rozpocząć projektowanie naszego „car audio”.
Cisza to podstawa
Metod jest wiele, ale cel jeden – minimalizacja dźwięków otoczenia, pracy silnika oraz usztywnienie fragmentów pojazdu podatnych na drgania. Do tego celu stosuje się wiele różnego rodzaju materiałów: począwszy od klasycznych mat bitumicznych, poprzez plastyczne, wielowarstwowe, na filcowych osłonach skończywszy. Wygłuszenie idzie w parze z dodatkowym dociążeniem poszczególnych elementów, jak drzwi, dach oraz maska. Nawet niezbyt wyczulone ucho odnotuje poprawę akustyki wewnątrz samochodu wygłuszonego w ten czy inny sposób. A to dopiero początek planowanej „dobrej zmiany” w naszym aucie.
O parametrach, możliwościach technicznych i rozpiętości cenowej poszczególnych odtwarzaczy można pisać godzinami, ale paradoksalnie nie to jest najbardziej istotnym elementem naszej instalacji. Owszem, warto zadbać o dobrej klasy czytnik płyt opatrzony solidnymi przetwornikami, co w dobie coraz intensywniej wdzierających się na rynek urządzeń multimedialnych wcale nie jest takie proste. Rynek płyt CD już od wielu lat jest w odwrocie, więc i producenci radioodtwarzaczy coraz rzadziej zaprzątają sobie nimi głowę. Jest jednak segment odtwarzaczy, który zarówno konstrukcyjnie, jak i jakościowo ociera się o audiofilską perfekcję. Wąska grupa produktów oscyluje cenowo w okolicach 4-5 tysięcy zł. Nie trzeba jednak aż tyle wydawać, aby cieszyć się klarownym i dobrze przetworzonym dźwiękiem.
Dążenie do równowagi
Wystarczy, że zadbamy o odpowiednią jednostkę wzmacniającą. I jak w przypadku zestawów domowych, na rynku funkcjonuje szerokie spektrum produktów zmniejszających lub zwiększających dystans do precyzji w odwzorowaniu pierwotnego nagrania. Budową i sposobem działania różnią się one od swoich „stacjonarnych” kolegów, co ma też swoje przełożenie na cenę rynkową produktu. W porównaniu z bardziej designerskimi wzmacniaczami stereo, te samochodowe można dostać już za kilkaset złotych. Cena determinowana jest przez jakość podzespołów i ilość kanałów, jakie obsługuje dany egzemplarz. Inne urządzenie potrzebne będzie do obsługi dwóch głośników, a inne do wielokanałowych systemów ze skrzynią basową włącznie. I oto kolejny dylemat, przed którym stajemy. Celebrować nagranie w takiej formie, w jakiej powstało (stereo), czy też znosić jego przestrzenną karykaturę?
Nie mniej ważnym elementem będą same głośniki. Ich wybór po raz kolejny sprowadza się do zaspokojenia preferencji brzmieniowych słuchacza. Cieplejsza góra, mięsisty dół, czy bardziej zrównoważone pasmo? A może podbicie niskich tonów poprzez dodanie do zestawu osobnej jednostki basowej? Są to kryteria, które powinniśmy uwzględnić już na etapie projektowania. Wiele osób popełnia ten sam błąd, skupiając się na wybranych elementach zestawu, takich, jak chociażby skrzynia basowa. Nie trudno tutaj o zaburzenie zdrowych proporcji odbierających przyjemność z odsłuchu, a nie o to przecież chodzi.
Wielu czytelnikom może się to wydać dziwne, ale w dążeniu do perfekcji bardzo istotne są również przewody, jakimi łączyć będziemy poszczególne „klocki”. Takie przewody, które odporne będą na duże różnice temperatur i zakłócenia. Te drugie można zniwelować poprzez odpowiednie ułożenie poszczególnych wiązek – zasilające i sygnałowe po przeciwnych stronach auta. Pamiętajmy jednak o dokładnym ukryciu skomplikowanej sieci kabli w elementach tapicerki. Nie chcemy, aby jakiś przewód uległ przypadkowemu uszkodzeniu podczas użytkowania auta. Wszystko to sprawia, że proces projektowania, zakupu i montażu samochodowego systemu muzycznego jest zajęciem bardzo wymagającym. Jeżeli więc nie przywiązujemy dużej wagi do muzyki odtwarzanej w samochodzie, to skupmy się lepiej na optymalizacji środowiska odsłuchowego w domowym zaciszu.
Sztuka wyboru
Na koniec po raz kolejny chciałbym podkreślić, że artykuł ten nie jest próbą zmierzenia się z zadaniem stworzenia najlepszej konfiguracji dla wybranej grupy sprzętowej. Nie jest również analitycznym spojrzeniem na poszczególne zestawy i formy odsłuchu. Chciałem tu zawrzeć kilka wskazówek, które pomogą podczas ewentualnego projektowania i budowania własnych „sanktuariów” muzycznych. Bo przecież wyższa cena i marka produktu niekoniecznie przekładać się musi na większe wrażenia odsłuchowe i odwrotnie. Duże znaczenie ma również odpowiednio przygotowane otoczenie oraz indywidualne preferencje odbiorcy determinujące takie czy inne wybory. Pamiętajmy, że czasami lepiej skorzystać z możliwości odsłuchu w sklepie niż sugerować się opiniami internetowych „ekspertów”. Pozwoli to ustrzec się przed ewentualnym rozczarowaniem naszego już (bądź co bądź) czułego ucha.
* Tomasz Goska należy do zespołu redakcyjnego Presto Filmowego, jest redaktorem naczelnym portalu filmmusic.pl. Zawodowo zajmuje się rejestracją dźwięku, produkcją spotów reklamowych, prowadzi też audycję radiową o muzyce filmowej w Radio Podlasie.