Mocne dwa w jednym [Nim przyjdzie wiosna]
"Nim przyjdzie wiosna” Jarosława Iwaszkiewicza w wykonaniu Niemena… Pierwszy raz płakałam, słuchając tego utworu w wieku kilkunastu lat. Dziś reaguję dokładnie tak samo, mimo że upłynęło blisko 30 lat.
To mocne dwa w jednym. Iwaszkiewicz i Niemen. Obaj znajdują się na szczycie w moim prywatnym panteonie wielkich. Byli obecni w moim życiu przez długie lata. Z mniejszą lub większą intensywnością, ale zawsze. Niemen rozedrgał mnie emocjonalnie, zostawił trwały ślad. Był mi niezwykle bliski. Spotkałam go kiedyś na koncercie w Piwnicy Kurylewiczów na warszawskiej Starówce. Zapamiętałam jego szerokie dłonie, zupełnie nie do fortepianu… Iwaszkiewicza nie miałam okazji spotkać – miałam zaledwie trzy lata, gdy zmarł… Ale bywałam u niego w domu, w Stawiskach, na koncertach i spotkaniach literackich. Znam rozkład pokoi, meble, ogród, znam wiersze i utwory prozą. Tyle się tych wrażeń nagromadziło… Czuję, jakbyśmy się znali od zawsze.
Te brzozy i sosny, o których mówi Iwaszkiewicz, a śpiewa Niemen, widziałam w Stawiskach, słyszałam ich szum, czułam zapach. Przenoszę się więc tam za każdym razem, gdy docierają do mnie dźwięki piosenki. Nie może być inaczej - Iwaszkiewicz jest taki sensualny, delikatny, wymowny. A muzyka Niemena zrobiła z niego perłę. Te dźwięki są najtrafniejsze, najdoskonalsze. Spójne ze słowem i piękne.
I finał – bardzo emocjonalny, wyznanie miłości do ludzi. To już doskonale komponuje się z osobowością Niemena, jaka wyłania się z jego twórczości - z jego wartościami i moralnością. Fragment najbardziej poruszający muzycznie i słownie… Napięcie nie do opisania, które znajduje ujście w postaci łez, bo inaczej wybuchłabym od środka.
Monika Borkowska