Mirian Khukhunaishvili: Tu mężczyźni, tańcząc, imitują wojnę
WŁADYSŁAW ROKICIŃSKI: Gruzja, daleki bliski kraj. Moja mama była nauczycielką w szkole w Radomiu, a nazwisko jednej z jej koleżanek, szkolnej higienistki, brzmiało: Tedeszwili. Kiedy zapytałem mamę, co to za nazwisko, odpowiedziała: gruzińskie. To było po raz pierwszy w moim życiu, kiedy usłyszałem gruzińskie nazwisko. A kiedy także wiele lat temu, zobaczyłem fotografię – a właściwie książkową ilustrację – z górskim krajobrazem Swanetii: wioskę z wieloma tak charakterystycznymi dla regionu, kamiennymi wieżami obronnymi, wiedziałem, że nigdy tego nie zapomnę. Tylko raz w życiu, dawno temu, kiedy Gruzja była jeszcze częścią Związku Radzieckiego, zdarzyło mi się być w Tbilisi i w kilku jeszcze innych miejscach turystycznych. Kraj był piękny, ludzie uprzejmi i niezwykle gościnni. Czekanka, kupiona w sklepie z pamiątkami w Tbilisi – prosta metaloplastyka, typowa dla kraju: twarz kobiety z ogromnymi, pięknymi oczyma – wciąż wisi na ścianie mojego pokoju…
Wspomnienia odżywają, gdy rozmawiam z Mirianem Khukhunaishvili, młodym dyrygentem z Gruzji, który przyjechał na stypendium do Polski i teraz mieszka oraz studiuje w Krakowie.
Here we publish the interview in English.
Na pewno należę do ludzi, w których Pana ojczyzna, Gruzja, wywołuje wyłącznie dobre i przyjazne skojarzenia. Ale jednocześnie, jak to się na ogół zdarza, mogą być one pełne stereotypów. Kiedy mowa o muzyce, moje stereotypowe skojarzenie to tańce. Kobiece, kiedy tancerki zdają się płynąć ponad sceną bez widocznych ruchów stóp, i męskie, kiedy górale wykonują mnóstwo akrobatycznych popisów, a muzyka potwierdza, że to taniec wojowników. Kiedy Pan się dowiaduje, że to jest wszystko, co obcokrajowiec wie o muzyce Gruzji, nie złości to Pana?
Mirian Khukhunaishvili: Nie złości mnie to, ponieważ w takich skojarzeniach są zawarte ziarna prawdy. Gruzja jest krajem górzystym, a górale na ogół byli najlepszymi wojownikami, Pana skojarzenia są więc całkiem logiczne. Większość gruzińskich tańców wywodzi się z regionów górskich, nazwy tych tańców to: Svanuri, Mtiuluri, Mokheuri, Acharuli, Rachuli... Nazwy tańców pochodzą od nazw regionów. Jest także taniec bardzo szczególny, o nazwie Khanjluri – taniec wojowników z mieczami – kiedy to mężczyźni, tańcząc, imitują wojnę i walczą ze sobą na miecze. Jest to taniec dość niebezpieczny, ponieważ miecze są prawdziwe, zrobione z metalu...
Te stereotypy wynikają u mnie z braku wykształcenia muzycznego. Pan je ma. Im więcej wykształcenia, tym mniej stereotypów. Gdyby Pan miał wygłosić tylko jeden wykład dla polskich słuchaczy, krótki, i miałby Pan powiedzieć im o muzyce Gruzji, o jakimś fakcie lub o jakiejś wielkiej postaci tej muzyki – coś, co Pan by chciał, żeby słuchacze zapamiętali – co by Pan wybrał?
Wybrałbym polifoniczne pieśni i śpiewy z regionu Gurii. Jest to jeden z najlepszych przykładów muzyki polifonicznej w muzyce całego świata. W regionie tym występuje specyficzny sposób śpiewania, który się nazywa Krimanchuli – podobny do jodłowania. Po wysłuchaniu pieśni ludowej z Gurii, Igor Strawiński napisał następujące słowa: „Nagrania ludowych, gruzińskich pieśni polifonicznych robią ogromne muzyczne wrażenie. Są nagrane w tradycji aktywnego odtwarzania gruzińskiej muzyki ludowej, której początki sięgają antycznych czasów. To jest cudowne znalezisko i może więcej dać wykonawstwu, niż cała muzyka współczesna. Jodłowanie, czy Krimanchuli, jak jest nazywane w Gruzji, jest najlepszą pieśnią, jaką kiedykolwiek słyszałem.” To z Magazynu „America”, nr 23/1967, sprawdziłem.
A udaje się Panu promować muzykę, skomponowaną przez gruzińskich kompozytorów, wprowadza ją Pan do programów orkiestr, z którymi Pan pracuje?
Tu w Polsce, tematem mojej pracy magisterskiej była muzyka gruzińska: „Elementy folkloru jako sztuki narodowej w twórczości gruzińskich kompozytorów na przykładzie wybranych utworów”. To była moja pierwsza próba promowania muzyki gruzińskiej w Polsce.
Teraz piszę pracę doktorską o Gii Kanczelim – jednym z najbardziej znanych kompozytorów gruzińskich. A w sezonie 2017/2018 poprowadzę polską premierę jego utworu „Don’t Grieve”, skomponowaną przez Gię Kanczelego na baryton solo i dużą orkiestrę symfoniczną. Premiera będzie miała miejsce w Rzeszowie, w Filharmonii Podkarpackiej.
A tu „Yellow Leaves”, prawdopodobnie najbardziej znany utwór Kanczelego (przyp. red.):
Jak to się stało, że przyjechał Pan studiować dyrygenturę w Polsce? Czy to był Pana wybór, czy może okoliczności pomogły?
W roku 2012 otrzymałem Stypendium im. Marii Kaczyńskiej, które przyznało mi Ministerstwo Nauki i Edukacji Gruzji. Stypendium zostało ustanowione w roku 2011 przez Sandrę Roelofs, Pierwszą Damę Gruzji w latach 2004-2013. To ona osobiście wybierała do tego wyróżnienia studentów z Państwowego Konserwatorium w Tbilisi.
Czy Polska spełniła Pana oczekiwania?
Absolutnie tak! A nawet więcej... Wiele tu otrzymałem: wykształcenie, przyjaźń, miłość. Polska jest moim drugim domem!
Gdyby miał Pan porównać życie muzyczne Gruzji i Polski, na jakie podobieństwa i na jakie różnice położyłby Pan nacisk?
Według mnie życie muzyczne w Polsce jest bogatsze niż w Gruzji. Macie mnóstwo koncertów i festiwali, z wieloma różnymi wykonawcami. W Gruzji jest coraz więcej ludzi słuchających i wykonujących gruzińską muzykę ludową, ale wciąż są problemy ze słuchaczami muzyki klasycznej.
Czy zjawisko wspólnego rodzinnego lub sąsiedzkiego muzykowania, albo śpiewania, jest popularne w Gruzji?
Rodzinne i sąsiedzkie śpiewanie jest nieodłączne od gruzińskiej kultury muzycznej. Istniało dużo zespołów rodzinnych, które były bardzo popularne i ważne – w znaczeniu tworzenia specjalnych wersji pieśni ludowych, a nawet „komponowania” nowych pieśni. Pod koniec XIX i na początku XX wieku, moi przodkowie mieli zespół, który był znaczący dla gruzińskiego folkloru, jego nazwa to Khukhunaishvilebis Shvidkatsa (Septet Khukhunaishvili).
Czy muzyka polska jest znana i lubiana w Pana kraju?
Niestety tylko niewielu muzyków gruzińskich zna polską muzykę. Jest rzadko wykonywana. Próbuję promować polską muzykę w Gruzji. Dwa lata temu zorganizowałem i poprowadziłem gruzińską premierę „Orawy” Wojciecha Kilara. Moim planem na przyszłość jest wykonanie którejś z symfonii, może Szymanowskiego, albo Góreckiego.
Bardzo dziękuję za poświęcenie mi czasu i wywiad.