„Mayerling” w Teatrze Wielkim Opery Narodowej

08.07.2021

„Wszystko zrodziło się z historii”, jak powiedziała Deborah MacMilan. „Mayerling” – balet Kennetha MacMilana w trzech aktach z muzyką Ferenca Liszta – opowiada jedną z najbardziej wstrząsających historii miłosnych, jakie utrwaliła sztuka.

Tytuł dzieła to nazwa pałacu myśliwskiego w Austrii – miejsca samobójczej śmierci arcyksięcia Rudolfa (syna Franciszka Józefa I i cesarzowej Elżbiety, powszechnie znanej jako Sissi). Rudolf (w roli głównej Vladimir Yaroshenko) tuż po urodzeniu odebrany matce, chorowity, poddany wojskowemu wychowaniu i liberalnej edukacji, skazany na karierę wojskową i małżeństwo z belgijską księżniczką Stefanią… Słowem: igraszka w walce o tron. Prowadził rozwiązłe życie, fascynował się śmiercią – w swoim pokoju trzymał ludzką czaszkę, a ponadto miniatury broni palnej. Nękające go migreny i ataki paniki leczył morfiną. Aż do roku 1889, kiedy to w pałacu myśliwskim w Mayerling zastrzelił jedną ze swoich kochanek, baronównę Mary Vetsera (Chinara Alizade), a następnie samego siebie…

Z rozkazu Franciszka Józefa uznano go za chorego psychicznie i pochowano w cesarskiej krypcie. Pałac Mayerling natomiast został przebudowany na kościół, w którym ołtarz postawiono dokładnie w miejscu łoża kochanków.

14 lutego 1978 r. w Londynie odbyła się światowa premiera baletu „Mayerling”, ukazująca tajemnicę śmierci Rudolfa we wstrząsającej interpretacji czołowego brytyjskiego choreografa. Polska publiczność miała okazję zapoznać się z dziełem MacMilana 4 czerwca.

Ów spektakl o braku miłości spina klamra śmierci. Balet rozpoczyna się i kończy ceremonią pogrzebu. Na pustą, ciemną scenę wnoszona jest trumna. Pogrzeb – a właściwie zostawienie trumny w ziemi – odbywa się bez świadków i w środku nocy. Chwilę później sceneria zmienia się w uroczysty, pełen splendoru bal. To retrospekcja. Przed oczami widzów maszerują tanecznym krokiem pary z austro-węgierskiego dworu. I tu warto wspomnieć o mistrzowskiej scenografii Nicholasa Georgiadisa, gdyż idealny obrazek sali królewskiej zakłóca wielki, krzywo zawieszony tuż nad dumnymi głowami tańczących, arras czy gobelin z godłem rodu – subtelny znak tego, że nie wszystko w owym świecie pozorów działa idealnie. Coś chyli się ku upadkowi albo „wisi w powietrzu”. Pośród pięknego w gruncie rzeczy tanecznego konduktu (artyści występowali w londyńskich strojach i scenografii) szamocze się postać księcia Rudolfa. Jako jedyny tańczy z różnymi partnerkami, a ma ich podczas spektaklu aż pięć (Chinara Alizade jako Mary Vetsera, Yuka Ebihara – Hrabina Larisch, Mai Kageyama – księżniczka Stefania, Rosa Pierro – cesarzowa Elżbieta,  Palina Rusetskaya – Mitzi Kaspar). Jest obserwowany przez gapiów (a nawet przez widzów, gdyż główny bohater właściwie nie schodzi ze sceny), sterowany przez ojca i pilnowany przez straż. Skandale, których jest głównym prowodyrem, rozgrywają się na oczach całego dworu.

Spektakl jest pełen emocji i kontrastów, na co składają się wszystkie elementy dzieła – od gry aktorskiej, przez choreografię, scenografię, po muzykę. Poszczególne duety – tańce Rudolfa z kochankami i żoną, odbywające się w kilku miejscach: na balu, w garderobie czy książęcej sypialni – są nasycone zmysłowością. Wyraża się w nich miłość, przejawia przemoc. Najbardziej dramatyczną sceną jest spotkanie Rudolfa z żoną, kiedy książę straszy ją pistoletem czy też przygląda się ludzkiej czaszce, którą trzyma na sypialnianej toalecie. Do tego dręczą go ataki migreny. Podczas pokazu ogni sztucznych na królewskim dworze książę sprawia wrażenie nieobliczalnego. Pozostaje sam ze swoją chorobą, podczas gdy zebrane towarzystwo obserwuje z tarasu sztuczne ognie. Balet ukazuje więc splendor i zepsucie królewskiego dworu, despotyzm władzy, samotność, przemoc i chorobę głównego bohatera. Elementem zaskoczenia jest „koncert” przyjaciółki cesarza, śpiewaczki Kathariny Schratt (mezzosopranistka Justyna Ołów), podczas którego przez kilka minut w sali królewskiej rozbrzmiewa kobiecy głos przy wtórze lirycznego fortepianu – jak muzyczne wytchnienie, może nawet ukojenie skołatanych nerwów głównego bohatera.

„Mayerling” to z pewnością jeden z najbardziej trzymających w napięciu spektakli baletowych, ukazujący tragiczną śmierć następcy austro-węgierskiego tronu, człowieka prawdziwie samotnego pośród tłumu. Spektakl niezwykle wymagający dla solisty, który praktycznie nie schodzi ze sceny, dlatego tym większe uznanie dla Vladimira Yaroshenki za to, że opanował tremę widoczną na początku baletu. Za sprawą oryginalnej londyńskiej scenografii i kostiumów natomiast w trakcie oglądania „Mayerling” w Teatrze Wielkim Opery Narodowej można się poczuć jak w Royal Opera House.

 

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.