Maciej Zieliński: Zawsze chciałem napisać piątą symfonię.
Płyta Macieja Zielińskiego „V Symphony”, której patronatu udzielił magazyn muzyczny Presto, otrzymała nominację do nagrody polskiego przemysłu fonograficznego Fryderyk 2014. Z tej okazji przypominamy krótki wywiad z kompozytorem.
Czemu V, a nie np. X? Czy to jakaś szczególna liczba, czy może od razu w głowie ustawiły Ci się pomysły i motywy i wiedziałeś, że najlepiej opisze je właśnie V? Skąd pomysł?
Zawsze chciałem napisać 5-tą symfonię. To taki archetyp „symfonizmu”. Planując utwór postanowiłem wykorzystać symbolikę litery V i cyfry pięć. Inspiracje kształtem tytułowej litery i odniesienia numeryczne były podstawą do budowania formy utworu, materiału dźwiękowego, faktury, a nawet ustawienia orkiestry. Przeglądając partyturę bardzo łatwo wychwycić te nawiązania, chociaż jest wiele takich, które można zaobserwować dopiero głębiej wnikając w utwór. W „V Symphony” chciałem też nawiązać do wielkich dzieł gatunku z użyciem brzmieniowości, motywiki czy innych charakterystycznych dla nich elementów.
W recenzjach logika i przejrzystość Twojej muzycznej narracji bywa porównywana do Lutosławskiego - to dla Ciebie komplement, czy wolałbyś uniknąć porównań?
Porównania do Lutosławskiego to oczywiście duży komplement dla mnie. Jego twórczość symfoniczna to już właściwie klasyka gatunku. Oczywiście wolałbym, żeby w mojej muzyce były zauważane jej cechy oryginalne, ale zrozumiałe jest umieszczanie jej w kontekście twórczości wcześniejszej. Zwłaszcza, że nie staram się zrywać z tradycją muzyczną, a raczej poszukując własnych środków wyrazu i pomysłów, nawiązywać do jej zdobyczy,.
Jak się wraca po pracy nad wielkim symfonicznym dziełem do "prozy życia", czyli muzyki filmowej? Czy czujesz, że chciałbyś wzbogacić swoją muzykę filmową o doświadczenia i pomysły powstałe przy realizacji V Symphony, czy też są to bardzo odległe światy?
Trudno mi podzielić moje działania twórcze na „prozę życia” i „wielkie dzieła”. Wszystkie działania twórcze są dla mnie niezwykle ważne, więc wszystko jest „prozą życia” lub „wielkimi dziełami", w zależności od tego, kto patrzy. Taki podział nie jest mi zresztą do niczego potrzebny. Moje różnorodne doświadczenia muzyczne na pewno wpływają na siebie wzajemnie, ale rzadko kiedy dzieje się to wprost. W każdym obszarze moich działań mam swoje ulubione elementy, ale nie dążę do ich przenikania. Nie chciałbym np. żeby moja twórczość rozrywkowa czy filmowa mieszała się z twórczością poważną…
Krążą różne opinie o tym, czy muzykę filmową można wykonywać osobno, bez pokazu filmu i czy słuchanie jej jako wyodrębnionego z całości dzieła elementu ma sens. Co o tym sądzisz jako kompozytor muzyki zarówno filmowej, jak i dzieł symfonicznych i kameralnych pozbawionych tej wartości użytkowej? Czego sam wolisz słuchać?
Moim zdaniem dobra muzyka filmowa z założenia świetnie działa z obrazem, ale ma także szansę funkcjonować autonomicznie, a więc koncertowo. Dobra muzyka to po prostu dobra muzyka. Obraz czasami wymusza skromność środków i służebną rolę ścieżki dźwiękowej. Wtedy powstają utwory niezbyt atrakcyjne w wydaniu koncertowym. Mam jednak wrażenie, że mistrzowie muzyki filmowej nawet w takich sytuacjach potrafią skomponować coś, co zafrapuje słuchaczy - nawet bez obrazu.
Więcej informacji o V Symphony w materiale filmowym: www.maciejzielinski.pl/symphony
Z Maciejem Zielińskim rozmawiała Anna Markiewicz