Miłość bez pocałunków [Luisa Miller Verdiego na festiwalu Glyndebourne w Sussex]
W tym roku podczas jednego z najbardziej prestiżowych festiwali operowych na świecie – Glyndebourne w Sussex wystąpił Polak Krzysztof Bączyk. Wcielił się on w rolę Wurma w operze „Luisa Miller” Giuseppe Verdiego.
Premiera „Luisy Miller” ściągnęła do Glyndebourne tłumy melomanów głodnych muzyki na żywo. Wprawdzie wciąż z pewnymi obostrzeniami, ale wreszcie można zobaczyć pełne produkcje teatralne. „Luisa Miller” to dość rzadko wykonywana opera Giuseppe Verdiego. Miała ona swoją premierę w 1849 r. w Neapolu, od tego czasu jedynie okazjonalnie pojawiała się na deskach operowych. W Glyndebourne została wystawiona po raz pierwszy. Przedstawienie wyreżyserował Christof Loy. Historia jest oparta na dramacie Friedricha von Schillera. Opera ukazuje zderzenie młodzieńczej miłości z normami społecznymi. Reżyser przeniósł historię mezaliansu z wczesnego XVII w. w dość abstrakcyjne miejsce i bliższe nam czasy. Stworzył proste, nawet minimalistyczne przedstawienie, które koncentruje się na emocjach bohaterów. Są oni zagubieni w matni otaczających ich reguł, ale także własnych uczuć. Scenografia Johanessa Leiackera to fragment pokoju, który chwilami wywołuje poczucie klaustrofobii. Stąd bohaterowie nie mają dokąd uciec.
Wspaniale spisała się London Philharmonic Orchestra pod batutą Enrique Mazzoli. Dyrygent poprowadził LPO bardzo dynamicznie. Jego interpretacja była niezwykle ekspresyjna. Mazzola był w stanie wydobyć z muzyki Verdiego bogactwo brzmieniowe, ale przede wszystkim emocjonalną głębię. W tytułowej roli wystąpiła Mané Galoyan. Zachwyciła publiczność delikatnymi, ale pewnymi legatami oraz imponującymi technicznie koloraturami. Głos Charlesa Castronovo, który wcielił się w postać Rodolfa, odznaczał się heroicznym brzmieniem. Stworzył pełnokrwistą, poruszającą postać. Z kolei głos Vladislava Sulimskiego charakteryzował się ciepłym brzmieniem. Miller w interpretacji tego artysty był wyrazisty i emocjonalny. Ogromne brawa należą się Krzysztofowi Bączykowi, który wykonał partię Wurma. Stworzył on wokalnie i aktorsko wielopłaszczyznową rolę. Jego Wurm był niejednoznaczny, miał w sobie coś odpychającego, a zarazem budził sympatię. Bączyk odznacza się pewną wokalną bezpośredniością, która w połączeniu ze świetnym aktorstwem przykuwa uwagę publiczności. Tą rolą udowodnił, że posiada ogromny potencjał. Myślę, że już wkrótce może się znaleźć w światowej czołówce basów.
Przy okazji premiery w Glyndebourne Krzysztof Bączyk zgodził się udzielić dla Presto krótkiego wywiadu:
Jacek Kornak: Pracowałeś dla wielu teatrów operowych na świecie. Czym się różni praca dla Glyndebourne od innych oper?
Krzysztof Bączyk: W Glyndebourne ludzie są bardzo profesjonalni. Dajemy tu z siebie wszystko, jednak najważniejszą różnicą jest atmosfera tego miejsca. Teatry operowe znajdują się najczęściej w centrach dużych miast. Glyndebourne jest wyjątkiem. Tutaj teatr znajduje się w niewielkiej wsi, jest otoczony górami. Wychodząc na przerwę podczas prób, zamiast ruchu ulicznego mogę usłyszeć beczenie owiec. Ta sceneria jest niesamowita: idealnie przystrzyżona angielska trawa, piękny ogród. Atmosfera ta z pewnością wpływa też na nas i naszą pracę. Tutaj czuje się spokój. Jesteśmy nieco odizolowani i to pomaga w koncentracji.
A jak na Twoją pracę wpłynęła pandemia? Czy da się stworzyć pasjonujące przedstawienie, zachowując bezpieczny dystans?
Pandemia na pewno ma duży wpływ na nas, artystów. Już na samym początku tego doświadczyłem, gdyż przyjeżdżając do Wielkiej Brytanii, musiałem się odizolować na dziesięć dni. Pandemia wpływa też na codzienną pracę. „Luisa Miller” opowiada, jak wiele oper, o wielkiej miłości, jednak ze względu na pandemię w tej produkcji zachowujemy dwa metry dystansu, zatem nie ma namiętnych uścisków ani pocałunków. Tę namiętność, uczucia trzeba przedstawić w inny sposób. Poza tym jest limit liczby osób, które mogą się znajdować na scenie, dlatego na przykład chór musi śpiewać z pomieszczenia znajdującego się koło sceny. Reżyser Christof Loy jest obecnie poza Wielką Brytanią, więc tworzy to przedstawienie przez internet. Wokół jest sporo kamer, tak że może on nas widzieć z różnych stron. Wydłuża to pracę nad wieloma scenami. Praca nad tą operą jest dość intensywna. Jest to wiele tygodni prób. Podczas pracy nad operą często tworzą się nowe przyjaźnie, stajemy się niemal jak rodzina. Mam nadzieję, że przedstawienie, które stworzyliśmy, będzie pasjonujące.
Czy możesz nam powiedzieć coś o postaci, którą kreujesz, i o samej produkcji?
Nie mogę zdradzać szczegółów produkcji, ale Wurm jest niejako psychofanem Luisy. Sama opera jest wspaniałym dziełem. Reżyserzy przedstawienia Christof Loy oraz Georg Zlabinger unikają tutaj operowej cepeliowości. W sposób prosty i uniwersalny ukazują tragiczną historię Luisy Miller. Na pewno będzie tu kilka niespodzianek. Nie jest to po prostu odwzorowanie libretta.
„Luisa Miller” dość rzadko pojawia się na deskach teatrów operowych. Czy myślisz, że jest to muzyczna ciekawostka, czy dzieło to ma coś do zaoferowania współczesnemu widzowi?
„Luisa Miller” to wspaniałe dzieło Verdiego. Z pewnością ma ona ogrom do zaoferowania. Niestety opera ta powstała tuż przed najbardziej znanymi dziełami Verdiego, takimi jak „Rigoletto” i „Traviata”, dlatego popadła częściowo w zapomnienie. Rzadko się ją wystawia, gdyż jest piekielnie trudna do śpiewania. Wymaga świetnej techniki wokalnej.
Czy zdradzisz nam swoje plany na przyszłość?
Już we wrześniu będę występował w Royal Opera House w Londynie jako Sarastro. Następnie będę wykonywał partię Leporella w „Don Giovannim” w moskiewskim Teatrze Bolszoj. Następnie w Madrycie, w Teatro Real, będę występował w „Cyganerii”. Poza tym jeszcze w planach na nadchodzący sezon jest Paryż, Rzym, Wrocław oraz Aix.
Twój repertuar jest bardzo szeroki. Wykonujesz role od baroku po wiek XX. Wielu śpiewaków specjalizuje się w określonym stylu. Ty się nie ograniczasz. Czy jednak masz określony typ muzyki, w którym czujesz się najlepiej?
W muzyce wokalnej technika jest jedna. Jeśli się ją dobrze opanuje, to można wtedy skakać po stylach. Staram się nieustannie pracować nad moją techniką. Bardzo lubię muzykę rosyjską oraz włoskie bel canto, natomiast myślę, że wciąż się rozwijam, uczę i mam nadzieję, że stopniowo będę sięgał po nowe role.