Nietypowy western [„Legenda Molly Johnson”]
„Legenda Molly Johnson” to film niezwykle mocny, do bólu autentyczny, nowatorski. To western wyreżyserowany przez kobietę, dla kobiet i o kobietach.
Leah Purcell gra w nim zresztą główną rolę. Prywatnie jest dumną kobietą Goa-Gungarri-Wakka z ludu Wakka Murri z Queensland w Australii, dramatopisarką, scenarzystką, reżyserką, powieściopisarką i aktorką, a także ikoną i aktywistką kultury, w której walczy m.in. o odrodzenie kulturowe Czarnych i rdzennych mieszkańców Australii. Australian Financial Review uznał Purcell za jedną z 10 najbardziej wpływowych kulturowo osób w Australii, ponieważ „pozwala białym widzom patrzeć z perspektywy Aborygenów”.
Jej nowy film „Legenda Molly Johnson” to kolejny krok na tej drodze, to zarazem jeszcze jeden przykład na to, jak świetnymi reżyserkami, obserwatorkami życia i działaczkami na rzecz społeczności, społeczeństwa i świata mogą być kobiety.
Akcja filmu dzieje się w 1893 r. w australijskich Górach Śnieżnych, gdzie w położonym na odludziu domu mieszka ciężarna Molly Johnson wraz ze swoimi dziećmi. Jak to kobieta gór, Molly jest silna i zaradna, nawet gdy mąż długo nie wraca z wypasu owiec w górach; byłaby taka i gdyby okazał się nagle daleki od upragnionego ideału męża i ojca... Wkrótce życie Molly i jej dzieci diametralnie się zmieni. Rodzina będzie musiała uniknąć wielu zagrożeń, a także zmienić swoje myślenie o sobie, aby stworzyć sobie szansę na nowe, lepsze życie, z dala od świata im nieprzyjaznego. Przyczyni się do tego pojawienie się na farmie aborygeńskiego zbiega, oskarżonego o morderstwo...
Film toczy się na pozór w spokojnym tempie, ale mimo to akcja wciąga widza bez reszty, a główna bohaterka intryguje. Wprawdzie znalazłoby się tu kilka scen, które zostały wyreżyserowane w sposób dość przewidywalny, lecz to w żaden sposób nie psuje odbioru całości. Muzyka do filmu autorstwa Salliany Seven Campbell brzmi porywająco (zwłaszcza partie skrzypcowe), choć momentami jest jej nieco za dużo i może odwracać uwagę od treści zasadniczych. Są tu też zapierające dech w piersiach pejzaże, pięknie wydobyte dzięki umiejętnej pracy kamery (za zdjęcia odpowiadał Mark Wareham), dbałość o detale, świetna gra aktorska, nieoczywiste poprowadzenie całej historii ku wydobyciu treści uniwersalnych i ważnych dla wszystkich. To opowieść o kobiecie, która staje się symbolem walki o godne życie i swoje dzieci, choć ponosi tego ogromne koszty. I może też o tym, jak wiele biali są winni Aborygenom za lata cierpień, które im zgotowali… Żyjemy nadal, ale pamięć przodków żyje dziś w twórcach, takich jak Leah Purcell.
Podsumowując, „Legenda Molly Johnson” to nietypowy, bardzo interesujący western na ważny temat. To zarazem filmowa wersja klasycznego opowiadania Henry'ego Lawsona i obsypanej nagrodami sztuki Leah Purcell.
Film bierze udział w Konkursie Międzynarodowym Warszawskiego Festiwalu Filmowego, trzymamy kciuki – potrzeba tak dojrzałych i bogatych w istotne i uniwersalne treści obrazów, a ogłoszenie wyników już w najbliższy weekend.
ZOBACZ TRAILER:
https://www.youtube.com/watch?v=YyeT2TPnf2E
Maja Baczyńska