Kraków do lutni podobny
„Lutnia – wódz tańców i pieśni uczonych,
Lutnia – ochłoda myśli utrapionych:
Ta serce miękczy swym głosem przyjemnym
Bogom podziemnym”.Jan Kochanowski
Jednym z najważniejszych narzędzi człowieka pierwotnego był łuk. Polując za jego pomocą, zauważył, że narzędzie to wydaje charakterystyczny dźwięk. By go wzmocnić, przywiązywał do patyka wydrążoną tykwę lub wysuszoną skorupę żółwia. Tak powstał łuk muzyczny – praprzodek wszystkich instrumentów strunowych.
W wykopaliskach Mezopotamii odnaleziono instrumenty strunowe sprzed 4000 lat. Przypominały one powstałą później na tych terenach lutnię, zwaną ud. Słowo „ud” po arabsku oznacza drewno, ale również „giętki patyk”, co potwierdza, że najwcześniejsza forma lutni wywodzi się z łuku muzycznego. Kształt lutni przypomina przepołowioną gruszkę. Na Bliskim Wschodzie była instrumentem najszlachetniejszym, przystosowanym do wykonywania muzyki artystycznej. Budowano ją, opierając się na zasadach matematycznych oraz wiedzy tajemnej. Rozwój polifonii w późnym średniowieczu wpłynął na wykorzystywane instrumentarium. Pojawiały się bądź nowe instrumenty, bądź te już używane ewoluowały w formie. Taki los spotkał też lutnię. Zarzucono grę plektronem na rzecz szarpania strun palcami. Wprowadzono progi, stopniowo zwiększano też liczbę strun, grupując je w chóry. Zarówno wysokie, jak i niskie brzmienia mogły być na niej łatwo wydobyte, a co więcej, była instrumentem lekkim i prostym w transporcie. Wszystko to wpłynęło na jej popularność w okresie nowożytnym. Była z powodzeniem wykorzystywana w całej Europie. Około 1500 r. uzyskała swój ostateczny kształt, zmieniała się tylko liczba strun, progów i długość szyjki. Lutnia była zawsze instrumentem, który prowadził człowieka w kierunku harmonii doskonałych proporcji pomiędzy światem intelektu i serca, między metafizyką a realnością.
Gdy spojrzymy na Kraków z lotu ptaka, wyraźnie widzimy „lutniowy” kształt Starego Miasta. Korpus instrumentu określają Planty – niezwykły, wijący się park, który otula stare mury. Szyjka to Trakt Królewski, czyli ulica Grodzka, łącząca Rynek z Wawelem – główką lutni. Sam Rynek Główny to jakby kwadratowa rozeta ozdabiająca otwór rezonansowy instrumentu. I co najdziwniejsze – nikt kształtu lutni temu miastu nie nadał! Lutnia stworzyła się sama, gdy w średniowieczu rozpoczęto jego budowę.
Właśnie w Krakowie sesja artystyczno-naukowa „Muzyka lutniowa renesansu z perspektywy lutnisty i gitarzysty” to wielkie święto. Tegoroczną sesję zorganizowały krakowska Akademia Muzyczna, Instytut Muzykologii Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz Ambasada Szwajcarii w Polsce. Cztery piękne, słoneczne jesienne dni zostały wypełnione spotkaniami z muzykami, specjalistami od muzyki dawnej, gitarzystami i lutnistami.
Pierwszego dnia wysłuchaliśmy wykładu amerykańskiego profesora Hopkinsona Smitha, wykładowcy w Schola Cantorum Basilencis w Szwajcarii.
Artysta opowiadał o włoskiej i francuskiej muzyce lutniowej z najwcześniejszych drukowanych źródeł. Następnego dnia odbył się wspaniały koncert tego artysty, który za pomocą swojej lutni – kopii renesansowego instrumentu – wykonał utwory, o których opowiadał poprzedniego dnia. Były to ricercary Francesca Spinacina z tabulatury lutniowej z 1507 r., piękne utwory Joana Ambrosia Dalza z 1508 r. i wspaniałe programowe perełki z paryskich druków Pierre'a Ataingnanta. Niezwykła „Sautrelle” (konik polny), ze zmiennym rytmem i częstym staccatem, rzeczywiście pozwalała wyobrazić sobie pełną skaczących owadów łąkę. Sam artysta, delikatny i szczupły, wybijając rytm nogą i dłonią pokazując drogę umykającym alikwotom ostatniej nuty, sam przypominał kruchego, skrzydlatego owada.
Ten wspaniały muzyk spotkał się także z grającą młodzieżą oraz studentami w czasie dwudniowych lekcji mistrzowskich.
Drugim wykładowcą sesji był gitarzysta dr Leszek Potasiński z uniwersytetu Muzycznego w Warszawie. Opowiedział o polifonii w muzyce renesansu i w jej gitarowych opracowaniach. Artysta ten od kilku lat zajmuje się reaktywacją i poszukiwaniem nieznanego repertuaru renesansowego dla gitary. Przeprowadzone przez niego lekcje mistrzowskie cieszyły się dużym zainteresowaniem wśród gitarzystów. Spóźniona kawa lub kieliszek wina w jednej z uroczych kafejek ulicy Grodzkiej, w której odbył się koncert w kościele ewangelickim o surowym wystroju, pięknie zakończył niezwykły wieczór z lutnią i gitarą w tle.
Dorota Pietrzyk