Kosmiczny Fidelio w Edynburgu [relacja]
Jednym z głównych wydarzeń tegorocznego Międzynarodowego Festiwalu w Edynburgu była opera Ludwiga van Beethovena “Fidelio”.
fot. stofleth
Beethoven nie napisał więcej oper. Ta jedna wystarczyła, aby zapewnić mu ważne miejsce w panteonie wielkich twórców tego gatunku. “Fidelio” zrywa z klasycystyczną manierą w operze i otwiera nową perspektywę dla nowożytnej sztuki operowej. Zawiera w sobie motywy charakterystyczne dla romantycznej sztuki, jest tu zatem miłość, poświęcenie oraz walka o wolność i sprawiedliwość. To wszystko w połączeniu z heroiczną muzyką Beethovena tworzy unikalne dzieło.
W Edynburgu “Fidelia” zaprezentowała Narodowa Opera z Lyonu we Francji. Muzycznie przedstawienie poprowadził Kazushi Ono, natomiast o dramaturgię zadbał Gary Hill. Edynburg nigdy nie bał się śmiałych przedstawień operowych i zapewne dlatego w tym roku zaproszono operę z Lyonu, która jest znana z niekonwencjonalnych produkcji. Hill to amerykański artysta multimedialny, który dotychczas z operą miał niewiele wspólnego. Jego wizja “Fidelia” jest zainspirowana poematem science-fiction “Aniara” szweckiego noblisty Harry’ego Martinsona. Myślę, że sam pomysł był ciekawy i tematycznie pasuje on do opery Beethovena, ale Hillowi zabrakło nieco wyczucia ruchu scenicznego, zamiast tego epatuje on widzów niekończącymi się abstrakcyjnymi instalacjami video, które momentami ciekawie tworzą melancholijną atmosferę, ale można było dostać od nich oczopląsu.
Muzycznie natomiast przedstawienie było na najwyższym poziomie. Spośród śpiewaków największe wrażenie na mnie wywarła szwedzka sopranistka Erika Sunnegårdh. Posiada zmysł muzyczny i sceniczną charyzmę, dzięki której jej występu się nie zapomina. Zaś maestro Kazushi Ono udowodnił, że należy obecnie do czołówki światowych dyrygentów operowych. Niezwykle zręcznie zbudował dramaturgię całej opery. Miałem wrażenie, że tutaj każdy takt był przemyślany i miał swoje miejsce w całościowej wizji romantycznej narracji “Fidelia”. Ono rozpoczął lekko, a następnie stopniowo budował napięcie, które z całą mocą wybuchło w finale opery. Mogę jedynie powiedzieć, że na takiego Beethovena od dawna czekałem.
Jacek Kornak