Szostakowicz z dystansem, Strawiński z radością [koncert Magdaleny Bojanowicz-Koziak i Sinfonii Iuventus pod batutą Michała Dworzyńskiego]

14.06.2021

Dwudziestego dziewiątego maja odbył się koncert, na który wielu czekało z niecierpliwością. Nie tylko słuchacze, wielbiciele Sinfonii Iuventus, lecz także wykonawcy. Kilkakrotnie przekładany z powodu wytycznych dotyczących organizacji koncertów, ostatecznie odbył się wyłącznie w wersji online, będąc zarazem ostatnim z dwóch wydarzeń w tej formule w bieżącym sezonie.

Przyznam, że tym, co skłoniło mnie do pilnowania tej daty w kalendarzu, były nie tylko nazwiska solistki Magdaleny Bojanowicz-Koziak i dyrygenta Michała Dworzyńskiego, lecz także program. Koncert wiolonczelowy Es-dur Dymitra Szostakowicza to jedno z najwspanialszych dzieł literatury przeznaczonej dla tego instrumentu. I najbardziej wymagających. Kompozytor nie musiał się ograniczać, pisał koncert dla jednego z największych wirtuozów wiolonczeli i swojego przyjaciela – Mścisława Rostropowicza. Nie był jedyny, ubiegł go między innymi Siergiej Prokofiew ze swoją „Symfonią koncertującą”, a koncert to jeden z ponad stu utworów dedykowanych wielkiemu Sławie.

 

Byłam bardzo ciekawa, jak z niewątpliwym wyzwaniem, jakim jest wykonanie tego dzieła, poradzi sobie orkiestra Sinfonia Iuventus. Czy taka, niemal kameralna (z uwagi na konieczność siedzenia w pulpicie pojedynczo) wersja będzie mogła konkurować z dziesiątkami wykonań koncertowych i nagrań, jakie znamy. I jak w tym wszystkim odnajdzie się solistka. Magdalenę Bojanowicz-Koziak pamiętam z kilku pięknych występów, m.in. podczas warszawskiego Międzynarodowego Konkursu im. W. Lutosławskiego, który przyniósł jej drugą nagrodę. Najbardziej zapadło mi jednak w pamięć jej brawurowe wykonanie sonaty Alfreda Schnittkego z pianistą Piotrem Kopczyńskim pewnego upalnego dnia, podczas cyklu letnich koncertów Sinfonii Varsovii. Jest to ceniona interpretatorka muzyki XX i XXI w., uhonorowana za swoje dokonania m. in. Paszportem Polityki.

 

Pierwsze wrażenie było bardzo dobre. Trzymając kciuki za solistkę, cieszyłam się, że może grać swobodną dynamiką, nie walczyć o bycie słyszaną w przytłaczającej zwykle masie kwintetu smyczkowego. Również granie do mikrofonu, a nie dla pełnej widowni, akurat w tym aspekcie ma niebagatelną przewagę. Smyczki, już oswojone z akustyką Studia Lutosławskiego i rozgrzane po pięknym wykonaniu „Chaconne per archi in memoria del Giovanni Paolo II” Krzysztofa Pendereckiego, gotowe były podążać za solistką od pierwszej nuty pod czujnym okiem dyrygenta. Dęte potrzebowały jednak trochę czasu, by poczuć się swobodnie. Ucierpiała na tym część pierwsza, gdzie szczególnie pierwsza waltornistka, grająca bardzo wyeksponowaną partię, miała spore trudności ze wskoczeniem we właściwe tempo. Grała za wolno lub za szybko, ale nie w sam raz, chyba dały znać o sobie nerwy. Tym większe brawa dla Magdaleny Bojanowicz-Koziak, która cały czas imponowała spokojem i nie dała się wytrącić z własnej, konsekwentnej narracji. Chyba tylko raz, pod koniec utworu, wyłapałam dosłownie kilka taktów obniżonej koncentracji, zapewne na skutek zmęczenia (koncert trwa niemal pół godziny). W kadencji i w częściach kantylenowych mogła pokazać to, co jest jej znakiem rozpoznawczym – dużą swobodę i naturalność w prowadzeniu frazy, bez sztucznej pozy czy nonszalancji. Czy czegoś mi zabrakło? Tak, mimo wszystko energii, którą dałaby duża orkiestra. Choć teoretycznie proporcje były bardziej wyrównane, smyczki nie przykryły grupy dętej ani solistki. Jednak miejscami głównie na niej spoczęła rola wysycenia energią całości, utrzymania charakteru – raz sarkastycznego, innym razem gniewnego. Były momenty, kiedy trochę brakowało jej wsparcia. Mimo tego bardzo starała się nie forsować dźwięku i zachować kulturalną barwę i artykulację – jej brak to częsty grzech wykonawców tego koncertu.

Brakowało mi też… przerwy. Po emocjach kibicowania koleżance po fachu, wchłonięciu dużej porcji frapującej materii dźwiękowej, mój umysł domagał się odpoczynku. Tymczasem, taka już specyfika koncertów online, od razu musiałam przestroić się na zupełnie inny klimat. Na moje szczęście orkiestra, ponownie tylko w smyczkowym składzie, naprawdę rozbłysła w „Concerto en Ré” Igora Strawińskiego i słuchałam go z dużą przyjemnością. Słychać było wkład pracy, dopieszczenie trudnych technicznie fragmentów i prawdziwą radość z muzykowania. Ta zresztą muzyków Sinfonii Iuventus nie opuszcza chyba nigdy. Jeśli czasem brakuje im precyzji, dopiero wtedy przypominam sobie, że jest to zespół złożony z młodych artystów, którzy w większości – choć nie wszyscy – są na etapie nauki grania w orkiestrze (nie licząc doświadczeń wyniesionych ze studiów). Słychać to w rzeczach może trudnych do wyłapania dla laika, jak np. radzenie sobie z niespójną barwą instrumentów. Poziom jakości instrumentów jest w orkiestrze mocno zróżnicowany, jedni mają świetne narzędzie pracy, drudzy przeciętne. Przy tak zróżnicowanej barwie brzmienia utrzymanie idealnej intonacji jest wyzwaniem nawet dla artystów grających latami w jednym zespole. Nie ułatwia sprawy rozsadzenie muzyków pojedynczo w pulpitach, bo choć mogą lepiej słyszeć sami siebie, to pozostałych nieco gorzej. A to ważne dla osiągnięcia wspólnego, jednolitego brzmienia. Widać też było, że samotność doskwiera, stąd nad pulpitami krzyżowały się spojrzenia i mniej lub bardziej skrywane uśmiechy.

 

Michał Dworzyński po raz kolejny udowodnił, że nie bez powodu jest cenionym dyrygentem. Uwagę zwraca nie tylko jego precyzja i dynamiczna osobowość, lecz także zauważalny dobry kontakt z orkiestrą. Mogę więc tylko życzyć młodym instrumentalistom, aby jak najczęściej doświadczali satysfakcji, jaka płynie z takiego porozumienia i z kreowania wspólnie coraz lepszych interpretacji. Z pewnością miniony rok, choć trudny, pozwolił im zyskać kompetencje, których być może w innych warunkach nie mieliby okazji przetestować. Jak choćby sprawdzenie się w sytuacji, gdzie praktycznie każdy muzyk jest osobno słyszalny. Mimo wszystko, mam nadzieję, że ten wymuszony „etap edukacji” orkiestra ma już niemal za sobą i w następnym sezonie będzie występować pełnym składzie. Powrócą wielkie dzieła symfoniczne. To prezentacja takiego repertuaru jest domeną Sinfonii Iuventus, czego dowodem są choćby International Classical Music Awards dla nagrań symfonii Krzysztofa Pendereckiego pod batutą kompozytora. Rozpoczynająca majowy koncert kompozycja, choć dedykowana Janowi Pawłowi II, zabrzmiała tym razem jak hołd dla samego mistrza. Mistrza, który bardzo lubił młodych muzyków. Ja też ich lubię i życzę im, aby po nieuchronnym opuszczeniu orkiestry w wieku najpóźniej 30 lat, znaleźli inny zespół, w którym również poczują się jak w rodzinie i doświadczą wielu muzycznych wzruszeń.

 

Anna Markiewicz

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.